Moralność szarej strefy

W niezarejestrowanej działalności gospodarczej chodzi, nierzadko bardziej niż w legalnej, o zadowolenie klienta i o zdobycie jego zaufania - twierdzi publicysta

Publikacja: 31.05.2012 20:22

Michał Wojciechowski

Michał Wojciechowski

Foto: Fotorzepa, ms Michał Sadowski

Red

Szara strefa to termin potoczny, lepiej ją określać -  tak jak statystycy -  jako „gospodarkę nierejestrowaną". Nazwa taka zawiera też ocenę, od razu ustawiając tę część gospodarki jako coś w pół drogi do strefy czarnej, czyli działalności przestępczej i jawnie niemoralnej (korupcja, kradzież, przemyt narkotyków, prostytucja itd.).

Tymczasem chodzi tu o pożyteczną działalność gospodarczą: produkcję dóbr i usług oraz obrót nimi. Według szacunków GUS dostarcza ona Polsce kilkanaście proc. PKB, a według niektórych ekspertów blisko 30 proc. PKB (żadna sensacja, we Włoszech jest podobnie). Mówi się o niej jednak dużo rzadziej niż o części gospodarki nadzorowanej przez urzędy.

Przy ocenie gospodarki nierejestrowanej należy oczywiście odrzucić utożsamianie moralności z legalnością. O uczciwości działań nie decydują bowiem przepisy i zarządzenia władz. Odwrotnie, prawa stanowione należy oceniać z punktu widzenia moralnego. W oczach rządu „nieuczciwy przedsiębiorca" to ten, który ukrywa dochody przed fiskusem i narusza przepisy -  a tymczasem należy tak nazwać raczej tego, który oszukuje klientów i kontrahentów.

Jednocześnie nie należy też zakładać z góry, że szara strefa, choć pożyteczna, byłaby bez zarzutu. Towarzyszą jej i przestępstwa. Zresztą nie jest ona jednolita, gdyż odrębnej oceny wymaga nierejestrowana produkcja i usługi oraz zatrudnianie bez umowy, a osobnej powielanie produktów chronionych prawem autorskim.

Przy ocenie moralnej najistotniejsze są dwa proste kryteria. Po pierwsze, trzeba sprawdzić, czy naruszane jest przez kogoś przykazanie „nie kradnij!". Po drugie, jeśli tak się dzieje, kto w ostatecznym rachunku jest sprawcą kradzieży i nieuczciwości, kto do niej popchnął -  a nie tylko, kto jej dokonał.

Hydraulik po godzinach

Nierejestrowana działalność gospodarcza polega zatem na produkcji i usługach, które nie są zgłaszane do urzędu skarbowego i około 40 innych instytucji kontrolujących w Polsce przedsiębiorców. Typowe są tu usługi budowlane. Spytajcie polityka, który świeżo zbudował dom, czy ma na wszystko rachunki. Firma skądinąd zarejestrowana szyje coś na lewo; towar importowany nie jest pokazywany celnikom itd.

Jakie są tu plusy? Klient oszczędza, a przedsiębiorcy i pracownicy zyskują utrzymanie, gdyż po odprowadzeniu podatku ich praca stałaby się nieopłacalna. Wiele z tych dóbr legalnie w ogóle by nie powstało. Odpowiada to moralnym celom gospodarki w ogóle, gdyż polega ona na produkowaniu i dostarczaniu ludziom potrzebnych im do życia dóbr materialnych.

Czy ktoś jest okradziony? Rząd uważa, że tak, gdyż nie uzyskał podatku. Otóż, po pierwsze, uzyskał podatki pośrednie, wpływy z VAT i akcyzy za zużyte towary. Likwidując siłą szarą strefę, utraciłby te dochody. Po drugie, w sytuacji, gdy podatki są nadmierne, a rządy pozwalają na to, by z powodu bezzasadnych świadczeń, rozrostu administracji, marnotrawstwa i korupcji środki z nich były trwonione, należy przyznać podatnikom moralne prawo do niepłacenia części podatków.

Drugi zarzut to wyzysk pracowników. Jednakże zatrudnienie w szarej strefie odbywa się na podstawie wolnej umowy. Jej rejestracja jest potrzebna ZUS, a nie stronom. „Chcącemu nie dzieje się krzywda" -  mówi prawo rzymskie. Jeśli zarobki są zbyt niskie, to z powodu wielkiego bezrobocia, a temu winne są rządy, które przez wysokie podatki i krępujące przepisy blokują przedsiębiorczość, a tym samym utrudniają zatrudnienie. Nieuczciwe jest natomiast pobieranie jednocześnie płacy i zasiłku -  do czego jednak kusi polityka socjalna rządów.

Kolejny zarzut to brak zabezpieczenia klientów. Tymczasem szara strefa opiera się, nieraz bardziej niż legalna, na ich zadowoleniu i wzajemnym zaufaniu. Weźmy hydraulika, który bez rachunku założył instalację w mieszkaniu. Wkrótce potem pęka wieczorem zawór; telefon i hydraulik przyjeżdża. Stwierdza, że ten producent zaczął sprzedawać chińszczyznę i bezpłatnie instaluje coś solidniejszego. A spora firma legalna, która zrobiła tę instalację z rachunkiem? W telefonie nagranie, że biuro czynne od ósmej. Po zgłoszeniu obiecują naprawę na drugi dzień. Oczywiście płatną.

Inny jeszcze zarzut to nieuczciwa konkurencja względem przedsiębiorców legalnych. Coś w tym jest, ale z drugiej strony omijający przepisy ponoszą dodatkowe ryzyko, że im się władza dobierze do skóry. (Nawiasem mówiąc, legalność i tak nie chroni przed szykanami i skandalicznymi przepisami, na czele ze ściąganiem VAT także wtedy, gdy klient nie opłacił faktury; gdyby nie to, szara strefa byłaby mniejsza). Przedsiębiorcy legalni korzystają z tego, że działalność władz podwyższa próg wejścia do biznesu, a tym samym zmniejsza konkurencję dla już zarejestrowanych.

Prowadzi to do uprzywilejowanej pozycji przedsiębiorstw zarejestrowanych, która ma za skutek wyzysk klientów. Przykładem są zawyżone ceny energii, telekomunikacji, samochodów, leków. Banki korzystają z niewystarczającej (na skutek działań rządu) konkurencji, co czyni je w Polsce wyjątkowo rentownymi. Drugi czynnik to odgórne zawyżanie stóp procentowych

Sytuacja taka jest typowa dla wielkiego biznesu. Chroniony przez rządy przed konkurencją może sobie pozwolić na zmowy i dyktat cenowy. Żyje w części z zaopatrywania firm drobniejszych, które produkują konkretne towary i usługi. To je więc wyzyskuje i ich klientów. Rządom cała ta sytuacja dogadza, gdyż może zyski takich firm opodatkować, czyli uzyskać udział w łupach (chyba że na skutek nieudolności lub korupcji pozwala zyski ukryć i wywieźć).

Tzw. własność intelektualna

Sporą część nielegalnej produkcji stanowi kopiowanie towarów wytworzonych legalnie. Są to odzież z cudzymi znakami towarowymi, podróbki produktów opatentowanych, kopie programów komputerowych, filmów, muzyki i książek. Mówi się wtedy o naruszaniu własności intelektualnej. Tu rodzi się zastrzeżenie, że pojęcie to jest nowe, od niewielu lat szerzej używane.

Czy jest to w ogóle własność? Wbrew naiwnym moralistom nie jest to wcale oczywiste. Szkoła austriacka w ekonomii sądziła, tradycyjnie, że przedmiotem własności mogą być tylko rzeczy materialne. Przy roszczeniach autorów można mówić co najwyżej o pewnych uprawnieniach. W dodatku system tych uprawnień powoduje monopolizację części gospodarki, co hamuje rozwój i rodzi negatywne konsekwencje społeczne.

Może też budzić podejrzenie okoliczność, że własność materialna, czyli ta bardziej oczywista, jest często chroniona gorzej niż intelektualna! Dowodzi tego ranking International Property Rights Index.

W Polsce ochronę własności intelektualnej w 2011 roku wyceniono w punktach na 6,6, a materialnej na 5,6 (na 10,0). Ten ostatni wynik jest zresztą bardzo słaby, odpowiada 90. miejscu na 129 krajów zbadanych, obok Malawi, Kazachstanu itp.; w Europie gorzej jest tylko w krajach bałkańskich.

Nielegalne kopiowanie

Podrabianie ma różne postacie. Zacznijmy od znaków towarowych. Kto podrabia towar markowy, odnosi korzyść z cudzego wkładu w reklamę, a ponadto nieraz (choć nie zawsze) oszukuje na jakości. Należy to uznać za nadużycie, z jednym wszakże zastrzeżeniem. Wartość marki jest uznaniowa i niematerialna, żeby nie powiedzieć -  pozorna.

Jeśli włoski producent spodni zamawia je w fabryczce koło Neapolu za 15 euro, a dodając swój znak sprzedaje za 200 euro, nabiera nabywcę. Spór między takim producentem a tym, co go podrabia, to kłótnia o podział zysków od naiwnych klientów.

Ochrona patentowa motywowana jest tym, że pomysłowość powinna być nagradzana, a bez tej ochrony nie opłacałoby się robić wynalazków. To należy uznać, aczkolwiek czas ochrony wydaje się zbyt długi. Jeśli ceny produktów opatentowanych są bardzo zawyżone przez praktyki monopolowe, trzeba stwierdzić, że chciwość monopolisty stanowi bodziec do nadużyć. W przypadku wielu produktów, w tym leków, ochrona czyni je niedostępnymi w krajach biednych. Do wynikłych stąd naruszeń można stosować zdanie biblijne, że głodny nie grzeszy, kradnąc (Księga Przysłów 6,30).

Szerszą publiczność najbardziej interesuje kopiowanie muzyki i filmów. Argumentem na rzecz tej praktyki jest większa dostępność dóbr. Należy to zakwestionować, gdy chodzi tylko o rozrywkę, ale wysokie ceny blokują też dostęp do wiedzy i kultury w krajach biedniejszych. Skargi właścicieli praw na straty bywają przesadzone. Po pierwsze, zyskują reklamę, co potwierdza wielu wykonawców muzyki. Ten zaś, co ściąga film, i tak przeważnie by go nie kupił na CD.

Książkę papierową przyjemniej czytać, ale publikacje naukowe w tej formie tracą sens; tymczasem ich wydawcy nadal wolą niskonakładowe edycje papierowe, kupowane przez dotowane z budżetu biblioteki bogatych krajów, zamiast taniego e#booka. Liczni producenci filmów, muzyki i książek bronią się przed najprostszą i najtańszą techniką kopiowania, a prawo ich chroni mimo jawnej niemożności powstrzymania kopiowania na użytek prywatny. Notabene wytwórcy programów komputerowych zachowują się normalnie, tzn. oferują produkt w sieci, utrudniając kopiowanie. Inni idą ich śladem, ale niezbyt chętnie. To się akurat zmienia dzięki sukcesowi sprzedaży pojedynczych utworów za 99 centów w sklepie Apple. W Polsce nadal króluje CD.

Należy stwierdzić, że kopiujący osiągają korzyści cudzym kosztem. Jednakże zjawisko to mogłoby mieć daleko mniejszy zasięg, gdyby nie postawa wielu producentów, odmawiających sprzedaży w prostej, nowoczesnej i taniej formie pliku do pobrania.

Mniej przepisów i podatków

Podsumowując, w warunkach ucisku podatkowego pracę i produkcję nierejestrowaną należy ocenić moralnie pozytywnie. Ewentualne nadużycia obciążają rządzących, którzy przez swoją chciwość spychają przedsiębiorców w szarą strefę. Obrót naruszający cudze prawa autorskie może stanowić formę kradzieży, aczkolwiek dość często faktycznym sprawcą jest nieumiarkowany w chciwości właściciel praw, dążący do niższej sprzedaży przy wysokiej cenie jednostkowej. Towarzyszy temu monopolizacja, a w części tego sektora unikanie nowszej techniki, której pełne wykorzystanie może zapewnić znacznie szerszy i tańszy dostęp do dóbr kultury.

W celu zredukowania szarej strefy nie należy polegać na zakazach, działaniach policyjnych i karno-skarbowych czy opresyjnej umowie ACTA, lecz na obniżeniu podatków i rezygnacji z uciążliwych przepisów na rzecz wolności gospodarczej.

Autor jest ekspertem Centrum im. Adama Smitha, świeckim profesorem teologii na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim, przewodniczącym rady programowej fundacji PAFERE. Napisał m.in. książki „Moralna wyższość wolnej gospodarki" „Między polityką a religią", „Od Biblii do gazet"

Szara strefa to termin potoczny, lepiej ją określać -  tak jak statystycy -  jako „gospodarkę nierejestrowaną". Nazwa taka zawiera też ocenę, od razu ustawiając tę część gospodarki jako coś w pół drogi do strefy czarnej, czyli działalności przestępczej i jawnie niemoralnej (korupcja, kradzież, przemyt narkotyków, prostytucja itd.).

Tymczasem chodzi tu o pożyteczną działalność gospodarczą: produkcję dóbr i usług oraz obrót nimi. Według szacunków GUS dostarcza ona Polsce kilkanaście proc. PKB, a według niektórych ekspertów blisko 30 proc. PKB (żadna sensacja, we Włoszech jest podobnie). Mówi się o niej jednak dużo rzadziej niż o części gospodarki nadzorowanej przez urzędy.

Przy ocenie gospodarki nierejestrowanej należy oczywiście odrzucić utożsamianie moralności z legalnością. O uczciwości działań nie decydują bowiem przepisy i zarządzenia władz. Odwrotnie, prawa stanowione należy oceniać z punktu widzenia moralnego. W oczach rządu „nieuczciwy przedsiębiorca" to ten, który ukrywa dochody przed fiskusem i narusza przepisy -  a tymczasem należy tak nazwać raczej tego, który oszukuje klientów i kontrahentów.

Jednocześnie nie należy też zakładać z góry, że szara strefa, choć pożyteczna, byłaby bez zarzutu. Towarzyszą jej i przestępstwa. Zresztą nie jest ona jednolita, gdyż odrębnej oceny wymaga nierejestrowana produkcja i usługi oraz zatrudnianie bez umowy, a osobnej powielanie produktów chronionych prawem autorskim.

Pozostało 86% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?