Łamanie sumień

W imię jakich wartości ponad sześć milionów ludzi ma zostać zmuszonych do finansowania działań, które są sprzeczne z ich etycznymi przekonaniami? – pyta filozof.

Publikacja: 19.11.2012 18:53

Dr Bogdan Dziobkowski

Dr Bogdan Dziobkowski

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Red

Pan premier Donald Tusk zapowiedział, że od przyszłego roku procedura zapłodnienia pozaustrojowego będzie finansowana ze środków publicznych. Inaczej mówiąc, wszyscy podatnicy, niezależnie od tego, jakie wyznają wartości, zostaną zobowiązani do łożenia na zabiegi in vitro. W dodatku rozstrzygnięcie to ma zapaść nie w drodze ustawy, tylko przy zastosowaniu „szybkiej ścieżki administracyjnej”.

W polskich warunkach, gdzie sprawa in vitro wywołuje silne kontrowersje etyczne (procedurze tej sprzeciwia się około 20 procent społeczeństwa), jest to bardzo dyskusyjny pomysł. W imię jakich wartości ponad sześć milionów ludzi ma zostać zmuszonych do finansowania działań, które są sprzeczne z ich etycznymi przekonaniami?

Kilka truizmów

Zacznijmy od kilku truizmów. Na szczęście żyjemy w świecie, gdzie każdy z nas może indywidualnie kształtować swoje pragnienia. Jedni marzą o szybkim sportowym aucie, inni chcą mięć willę nad morzem, jeszcze inni skupiają się na zebraniu unikalnej kolekcji znaczków pocztowych, wielu dąży do posiadania potomstwa, ale są też tacy, którzy zmęczeni cierpieniem albo znudzeni życiem pragną śmierci.

Żyjemy też w świecie, w którym sami decydujemy o swojej wrażliwości moralnej. Konstytucja gwarantuje nam możliwość skonstruowania własnego sumienia: utkania go z zasad, które najbardziej do nas przemawiają. Zasadny te czerpiemy z tekstów filozoficznych, ksiąg religijnych, wielkich powieści czy kiczowatych seriali.

Dopóki nie krzywdzimy innych, mamy pełną swobodę w wyborze pragnień i wartości. Państwo nie powinno do tego się wtrącać. Jeżeli więc jakaś bezpłodna kobieta chce mieć dziecko poczęte w warunkach laboratoryjnych, nie ma żadnych podstaw, by robić jej jakieś trudności. Przecież jej działanie, choć różnie oceniane etycznie, nikogo nie krzywdzi.

Dużo bardziej złożonym problemem jest to, czy prywatne dążenia owej kobiety należy finansować ze środków publicznych. I nie chodzi tu wcale o fakt, że znaczne kwoty, które rząd zamierza w najbliższych trzech latach przeznaczyć na refundację in vitro, można byłoby wydać na inne ważne społecznie cele. W tym wypadku nie mamy do czynienia z jeszcze jednym sporem o wykorzystanie pieniędzy z budżetu państwa, w którym jedna strona na przykład uważa, że należy budować stadiony, a druga – woli żłobki.

Problem jest poważniejszy i dotyka zasad funkcjonowania demokratycznego państwa. Chodzi w nim o to, czy władza za pomocą rozporządzenia może nałożyć na wszystkich obywateli obowiązek finansowania kontrowersyjnych etycznie praktyk.

Inaczej mówiąc, czy można zmuszać kogoś do współuczestnictwa (bo finansowanie jest formą współuczestnictwa) w działaniach, które uznaje za niemoralne? Uważam, że w liberalnych społeczeństwach, gdzie wolność sumienia jest ważną wartością, powinno się tego unikać. Dopuszczalne jest to tylko w szczególnych przypadkach, do których trudno zaliczyć zapłodnienie pozaustrojowe.

Z moim stanowiskiem w tej sprawie nie zgadza się pani prof. Magdalena Środa. Przeciwko bronionej przeze mnie zasadzie wysuwa dwa argumenty. Warto się im bliżej przyjrzeć, bo choć są błędne, nieustannie pojawiają się w wypowiedziach zwolenników refundacji in vitro.

Wojsko, policja, sądy…

Pierwszy z nich wygląda następująco. Pani profesor wychodzi od twierdzenia, że w każdym kraju ze środków publicznych są finansowane działania, które dla części obywateli wydają się niemoralne. Jako przykład podaje m.in. utrzymywanie armii.

To prawda. Pomimo sprzeciwu pacyfistów państwo łoży na wojsko. Podobnych przypadków jest dużo więcej. Kiedyś słyszałem, jak jakiś kibic piłkarski żądał (używając do tego charakterystycznego żargonu), by z jego podatków nie finansować policji. Na szczęście, jak dotąd, pomysł ten nie został zrealizowany.

Środa uważa, że analogiczna sytuacja zachodzi w przypadku refundacji zabiegów zapłodnienia pozaustrojowego. Problem w tym, że analogia ta jest zbyt słaba, by wyciągać tego typu wniosek. Zauważmy, że armia i policja to instytucje, które służą wszystkim obywatelom. Gdyby ich zabrakło, pacyfiści czy kibice na dłuższą metę nie mogliby nawet kwestionować potrzeby ich istnienia.

Zupełnie inaczej sprawa wygląda przy finansowaniu in vitro. W tym przypadku nie mamy przecież do czynienia z instytucją, która umożliwia funkcjonowanie społeczeństwa. Nie jest to też procedura ratująca życie ani ograniczająca jakieś nieznośne cierpienie. Przedstawione przez pana premiera rozwiązanie nie wpłynie nawet w zauważalny sposób na niekorzystną sytuację demograficzną. Pozwoli ono jedynie zaspokoić pewne prywatne potrzeby niewielkiej grupy osób, potrzeby, które – dodajmy – obecnie każdy na własny koszt może bez żadnych przeszkód próbować zrealizować.

Dodatkowy argument

Drugi argument dotyczy finansowania przez państwo Kościołów i związków wyznaniowych. Środa tak o tym pisze: „Wielu obywatelom i obywatelkom wydaje się również niemoralne finansowanie Kościoła katolickiego z podatków ludzi, którzy nie tylko nie są wierzący, ale których wrażliwość etyczna i poczucie praworządności nie może zaakceptować finansowania jakichkolwiek instytucji, które działają wbrew standardom demokratycznym, to znaczy nie są przejrzyste ani finansowo, ani obyczajowo. Kościół jest taką właśnie instytucją”.

Nie czuję się kompetentny, by dyskutować o „przejrzystości” Kościoła katolickiego. Niezależnie od tego, całkowicie zgadzam się z panią profesor co do sposobu finansowania wspólnot religijnych. Powinno się to odbywać wyłącznie na zasadzie dobrowolności. Tych, którzy sobie tego nie życzą, nie należy do tego zmuszać.

Nie rozumiem, czemu po roku 1989 nie udało się zmienić wprowadzonego w PRL-u rozwiązania, zgodnie z którym Kościoły i związki wyznaniowe zostały pozbawione majątku i uzależnione finansowo od państwa. Już dawno należało zlecić jakiejś renomowanej firmie audytorskiej sporządzenie aktualnej wyceny zrabowanych wspólnotom religijnym po II wojnie światowej aktywów, ostatecznie wyrównać wszystkie rachunki i skończyć z dotowaniem ich ze środków budżetowych.

Tylko pytanie, co to wszystko ma wspólnego z dyskutowanym tu problemem. Jaki jest związek między opieszałością państwa w rozliczeniach z komunizmem i refundowaniem zapłodnienia pozaustrojowego?

Paradoksalnie, jeżeli zaproponowane przez Środę zestawienie tych dwóch kwestii wnosi cokolwiek do dyskusji o in vitro, to jest to raczej dodatkowy argument przeciw finansowaniu tej metody ze środków publicznych. Pani profesor przypomniała nam, że państwo polskie przez ponad dwadzieścia lat nie potrafiło wyrównać krzywd ofiarom komunizmu.
Dodajmy, że problem ten nie dotyczy tylko, ani nawet przede wszystkim, wspólnot religijnych. Poszkodowanych było znacznie więcej: poczynając od właścicieli zrabowanych zaraz po wojnie dóbr ziemskich, a kończąc na torturowanych w latach 80. robotnikach. Kolejne rządy tłumaczyły, że nie stać nas na wypłacenie im godziwych odszkodowań. Czy w takiej sytuacji wypada wydać lekką ręką 300 milionów złotych na zaspokojenie pragnień bardzo wąskiej grupy obywateli.

Dryblingi polityczne

Problem finansowania ze środków publicznych działań, które dla wielu podatników są etycznie nieakceptowalne będzie w przyszłości wracał i to w bardziej jaskrawych formach. Zetkniemy się z nim zarówno w przypadku badań naukowych, jak też zaawansowanych procedur medycznych. Na przykład wcześniej czy później trzeba będzie jakoś uregulować kwestię eutanazji, w tym również zdecydować o jej ewentualnej refundacji.

Rozważając tego typu zagadnienia, trzeba zachować powagę. Decyzji nie można tu podejmować jednoosobowo. Nie mogą też być one jedynie elementem kolejnych, nieczytelnych dla przeciętnego Polaka dryblingów politycznych pana premiera. Proponując konkretne rozstrzygnięcia, należy unikać sytuacji, w których istotna część społeczeństwa jest zmuszana do współudziału w czymś, co budzi jej moralny sprzeciw.
Jeżeli więc jakieś rozwiązanie wywołuje poważne kontrowersje światopoglądowe i jednocześnie nie jest niezbędne do prawidłowego funkcjonowania państwa, to w imię budowania wspólnoty, z którą będzie się mogło utożsamiać maksymalnie dużo obywateli, nie należy tego rozwiązania finansować ze środków publicznych.

Autor jest doktorem filozofii, adiunktem w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego, zastępcą redaktora naczelnego „Przeglądu Filozoficznego”

Pan premier Donald Tusk zapowiedział, że od przyszłego roku procedura zapłodnienia pozaustrojowego będzie finansowana ze środków publicznych. Inaczej mówiąc, wszyscy podatnicy, niezależnie od tego, jakie wyznają wartości, zostaną zobowiązani do łożenia na zabiegi in vitro. W dodatku rozstrzygnięcie to ma zapaść nie w drodze ustawy, tylko przy zastosowaniu „szybkiej ścieżki administracyjnej”.

W polskich warunkach, gdzie sprawa in vitro wywołuje silne kontrowersje etyczne (procedurze tej sprzeciwia się około 20 procent społeczeństwa), jest to bardzo dyskusyjny pomysł. W imię jakich wartości ponad sześć milionów ludzi ma zostać zmuszonych do finansowania działań, które są sprzeczne z ich etycznymi przekonaniami?

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?