Dialog polsko-rosyjski w sprawach historycznych ma kształt patologiczny” – twierdzi na łamach „Rz” historyk z ISP PAN, profesor Krzysztof Jasiewicz. Wymienia on wpierw cztery Rosje. Białą, która Polsce nie sprzyjała, doprowadziła do zaborów i tępiła katolicyzm. Czerwoną – również wobec Warszawy wrogą. Rosję Trzecią – odrodzoną na zgliszczach ZSRR, ojczyznę demokratów, gotowych do rozliczeń ze zbrodniami totalitaryzmu. I w końcu Rosję Czwartą – chrześcijańską, „z polskiego punktu widzenia najciekawszą i najbardziej optymistyczną”.
Jest jeszcze, ku niezadowoleniu historyka, Rosja Oficjalna, putinowska, potomkini tej Czerwonej i Białej. Co zrobić z tym uciążliwym faktem? Czy powinniśmy zatem usiąść i poczekać, aż Rosja zmieni się na tyle, że będzie spełniać oczekiwania profesora Jasiewicza i będzie gotowa do rozmowy z nim? Czy do tego czasu powinniśmy zawiesić wszelkie próby tłumaczenia „Rosji Oficjalnej” naszej wrażliwości historycznej? Czy nie będziemy wówczas tracić czasu i kolejnych rosyjskich pokoleń? Na te pytania autor nie odpowiada.
Minimum dobrej woli
Czytając artykuł Jasiewicza, można odnieść wrażenie, że dla niego „chory” jest każdy dialog, a zwłaszcza ten, w którym on sam nie uczestniczy. Tymczasem żaden dialog nie jest patologiczny. Owszem, efekty przynosi on wtedy, gdy obie strony siadają do rozmowy z minimum dobrej woli. Taki sposób rozwiązywania kwestii spornych zawsze będzie lepszy niż patrzenie na siebie przez szczerbinki karabinów. „Przy wszystkich sputnikach i bombach wodorowych głównym instrumentem działania politycznego jest słowo (…), ponieważ w ostatecznym rozrachunku zwyciężyć nie oznacza podbić, lecz zjednać. Zaś zjednać oznacza przekonać. Do prawdziwej współpracy można tylko kogoś zjednać, lecz nie przymusić” – pisał Juliusz Mieroszewski, słynny publicysta paryskiej „Kultury”.
Jasiewicz zgłasza wiele słusznych uwag dotyczących tego, czym powinni zajmować się badacze i co w relacjach z Rosją należy wyjaśniać. Trudno nie zgodzić się z postulatem badania losów ofiar tzw. operacji polskiej NKWD w 1937 roku w ZSRR czy próby odtworzenia tzw. białoruskiej listy katyńskiej, a także sprawy obławy augustowskiej z lata 1945 roku. Nie są to kwestie nowe, ale na pewno nie zaszkodzi jeszcze raz ich powtórzyć.
Padały one zresztą nieraz na forum Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych, odsądzanej przez autora od czci i wiary. Profesor Jasiewicz czyni to zresztą w mało wyszukany sposób, twierdząc, iż Grupa nawiązuje do „tradycji partyjno-państwowej komisji z czasów PRL, a już szczytem absurdu był list jej współprzewodniczącego Adama Rotfelda do przywódców obu krajów o sposobie rozwiązania sprawy katyńskiej”. W czym miałoby się przejawiać to „nawiązanie” i co konkretnie było „szczytem absurdu” – tego się z tekstu historyka nie dowiemy.