Normalni rodzice spokojnie czekają, aż dziecko wykrzyczy swoje emocje, i nie zmieniają decyzji. Wiedzą bowiem, że nie ma nic bardziej niewychowawczego niż ustępowanie wściekłemu dwulatkowi. Niestety, coraz częściej – w imię bezstresowego wychowania – się ustępuje, byle tylko maluch przestał krzyczeć, dochodząc do przekonania, że wola dziecka kształtuje rzeczywistość. Pół biedy, kiedy tak się dzieje wobec dzieci. Problem zaczyna się, gdy tego typu ustępstwa przenoszą się na świat dorosłych. A tego jesteśmy świadkami.

Homoseksualiści uznali, że chcą brać ze sobą śluby, zaczęli więc robić smutne minki, a gdy to nie pomogło, tupać, krzyczeć, wymyślać, maszerować. I czujne władze postanowiły ustąpić, uznać, iż to nie rzeczywistość tworzy prawo, ale pragnienia. Nieco później homomałżonkowie doszli do wniosku, że chcieliby mieć zabaweczkę w postaci dziecka. I sytuacja się powtórzyła. Teraz o „prawo do dziecka” walczą w Stanach Zjednoczonych pięćdziesięciolatki, które gdy były do tego zdolne, nie znalazły czasu na potomstwo, ale teraz, nagle – już po menopauzie – stwierdziły, że też chciałyby mieć bobaska. A kliniki in vitro stwierdziły, że nie można im tego odmówić, bo one przecież tego chcą... A jak dziecko (nawet jeśli jest to pięćdziesięciolatka) czegoś chce, to się nie odmawia.

W Ameryce rodzice uważają, że ich sześcioletnie dziecko jest dziewczynką (choć biologicznie jest chłopcem), więc naciskają na władze szkolne, by korzystało z damskiej toalety. I wszyscy udają, że to w porządku i nie ma się czemu dziwić. Jedyny problem sprawiają złe władze oświatowe, które przytomnie przypominają, że dziecko będzie rosło i to inni mogą mieć z tym problem. Ale nic to. Rodzice tupią, więc pewnie będą ustępstwa.

Jakie są skutki takiej polityki wobec dwulatków, wie każdy psycholog. Wychowuje się w ten sposób ludzi głęboko nieszczęśliwych, niezdolnych do współpracy, skazanych na klęskę. Niestety, podobnie jest z naszą cywilizacją. Ona też jest niezdolna do przetrwania i musi upaść. Dwulatki nie są bowiem w stanie funkcjonować samodzielnie. Nawet jeśli zdaje im się, że krzykiem i tupaniem mogą wszystko wymusić na rodzicach.