Owszem, radują nas anegdoty o bolszewickich bibliotekarzach, klasyfikujących „Makbeta" jako broszurę o zalesianiu, urzeka Herbert, opatrujący list do siedzącego w areszcie śledczym na Rakowieckiej Adama Michnika adresowanymi do cenzorów przypisami w rodzaju „Platon – filozof życzliwy Państwu" czy „Grecja – utrzymujemy stosunki". Mnie zaś ucieszył najnowszy numer „Przekroju", w którym pyszną, autoironiczną książkę Szczepana Twardocha i Przemysława Bociągi potraktowano jako głos w obronie „męskiej mody retro", budując w oparciu o nią tekst o „Krawaciarzach vintage".

Być może nie znają Państwo jeszcze książki Twardocha & Bociągi: warto. To przykład urzekającej stylistycznej Entente Cordiale, w której francuski esprit i brytyjski wit sprzymierzyły się w walce z trójcą pokus: hedonizmu, nieodpowiedzialności i niedojrzałości, zagrażających legionowi współczesnych Piotrusiów Panów. Jest to, innymi słowy, napisana z lekkością szermierza raczej niż baletmistrza pochwała cnót męskich, ukazująca, na jak wielu płaszczyznach życia codziennego może przejawiać się – lub nie – nasza dorosłość. Autorski floret błyska, kłując na prawo i lewo, trafiając w piwne kałduny niedomytych i chamskich „facetów", ale i mierzwiąc miękkie futerka lemingów, i wywołując rozpaczliwe piski feministek.

Temu na poły pamfletowi, na poły traktatowi, w którym nota bene rozdział traktujący o marynarkach i obuwiu jest jednym z kilkunastu, patronują duchy Sterne'a, Wodehouse'a, Flauberta i Tyrmanda. Jest radośnie, brutalnie, szczerze, szorstko, śmiesznie i serio, jak to podczas męskiej rozmowy – aż do kody, będącej spokojną, niepatetyczną, ale i wolną od ironii pochwałą wierności i rodziny, której współtwórcą i głową jest mężczyzna. Uznać te rozważania za apologię garniturów szytych na miarę jest jednym z najpocieszniejszych nieporozumień, jeśli idzie o refleksje nad modą, obok konceptu „wymieniania się zegarkami", którym błysnął ostatnio, niczym bransoletą Roleksa z Hong Kongu, Pierwszy Kolejarz Rzeczpospolitej.

Ta redukcjonistyczny kiks lekturowy wydaje się dość swoisty dla „Przekroju". Jednym ze skrzydeł, na których stara się wzlecieć ten tygodnik są przecież, by użyć nieznośnie oklepanego zwrotu, zagadnienia „lifestyle'owe": rześki monitoring wszystkich płyt, winyli, T-shirtów, szminek, seriali, klubów, „kolektywów artystycznych" i komiksów, za pomocą których można, z braku lepszego surowca, „wyrazić siebie". (Drugim skrzydłem jest pisanie o „różnorodności genderowej", o „klasie Moniki Jaruzelskiej" oraz urokach „rekreacyjnych dragów", z solennością, dodajmy, godną Sowy Pszemondrzałej). Odczytanie traktatu o wzorach męskiego życia jako traktatu o wzorach męskich pantofli okazało się jednak pułapką: małe skrzydła siewki rozpaczliwie biją w rozrzedzonym powietrzu.

Lewicowych dandysów, którzy zachęceni artykułem p. Agnieszki Berlińskiej kupią książkę Twardocha & Bociągi czeka los nie lepszy niż bywalców z czasów Międzywojnia, którzy kupili „Rozprawę o metodzie" Kartezjusza, zachęceni sporządzoną przez wydawcę za radą Boya banderolą z napisem „Tylko dla dorosłych". I bardzo dobrze.