Diabelska alternatywa

Polacy tęsknią za głębokimi zmianami systemowymi, silnym opiekuńczym państwem, które ukróciłoby praktykę nadużywania pieniędzy i wpływów do krzywdzenia słabszych – zauważa publicysta.

Publikacja: 21.07.2013 20:05

Piotr Ikonowicz

Piotr Ikonowicz

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Dużo ludzi zagłosuje, żeby ukarać Platformę. Na warszawskim Ursynowie, gdzie w 2011 r. trzeba było dowozić dodatkowe karty do głosowania, tylu było entuzjastów władzy Donalda Tuska, PO już zostało odsunięte od władzy.

Aż 75 proc. Polaków deklaruje, że odczuwa potrzebę rządów silnej ręki. Czy to znaczy, że demokracja nam się znudziła i czekamy na nowego wodza narodu, który nas zbawi?

Rzecz w tym, że niezależnie od tego, kogo poprą, będą musieli głosować bez przekonania. Skłonność do wyboru tej czy innej partii nie jest bowiem wcale tożsama z jej popieraniem. Wciąż niemała liczba wyborców Platformy to ludzie, których PiS przeraża, choć PO też raczej mają już dość.

Obietnice nie do zrealizowania

Partie w ogóle nie cieszą się szacunkiem. Bo żadna z nich w sprawach naprawdę ważnych dla obywateli specjalnie nie różni się od pozostałych i kiedy dochodzą do władzy, realizują program szkodliwy dla społeczeństwa i sprzeczny z tym, czego pragną obywatele. Wynika to dość wyraźnie z badań opinii publicznej.

Nie jest oczywiście tak, że sztaby wyborcze partii ignorują te badania, ale nawiązujące do oczekiwań opinii publicznej obietnice nie są przez nikogo w Polsce traktowane poważnie i nawet dziennikarze nikogo z nich nie rozliczają. Istnieje bowiem milczące założenie, że z chwilą objęcia władzy należy „przestać się wygłupiać”.

Gdyby ludzie w te obietnice naprawdę wierzyli, wówczas głosowaliby z powodu pozytywnego zaangażowania po stronie partii i nawet by się do nich zapisywali. Tymczasem nawet partia rządząca od dwóch kadencji jest mniej liczna od ludności podrzędnego miasta powiatowego.

Jedną z najbardziej kontrowersyjnych kwestii są podatki. Państwo, które coraz mniej świadczy i za coraz mniej sfer naszego życia chce brać odpowiedzialność, od początku transformacji uprawia politykę obniżania podatków.

Antypodatkowa propaganda

Uprawia też antypodatkową propagandę. Premier Donald Tusk wzywa do niepłacenia abonamentu, a prezes PiS, partii rzekomo bardziej propaństwowej i patriotycznej, obniża dochody budżetu, likwidując trzecią stawkę podatkową. Obniżaniem podatków może się też „poszczycić” rzekomo lewicowa SLD. Leszek Miller nie tylko wspierał kiedyś liniowy podatek dochodowy, ale jego rząd obniżył podatek od firm z 27 proc. do 19 proc.

Nie pomogła neoliberalna propaganda. Obywatele zaczynają rozumieć niezbyt skomplikowaną relację między wysokością podatków a rolą państwa w ich życiu. Już 56 proc. ankietowanych chce płacić wyższe podatki w zamian za lepszą opiekę ze strony państwa. Tyle że dotychczasowa praktyka rządzenia nie daje na takie rozwiązanie większych szans.

Jedynym ugrupowaniem, które w ogóle obiecuje zwiększenie daniny publicznej, jest Sojusz Lewicy Demokratycznej, który piórem sekretarza generalnego Krzysztofa Gawkowskiego atakuje Ruch Palikota za propagowanie „liniowca”. Rzecz w tym jednak, że Leszek Miller ma inne priorytety i pomysły podatkowe, więc socjalne swojej partii chętnie przehandluje za rolę współkoalicjanta w przyszłym rządzie Platformy. W wywiadzie dla Polskiego Radia lider Sojuszu o możliwości koalicji z PO powiedział tak: „gdyby była szansa, żeby tworzyć koalicję modernizacji przeciwko koalicji konspiracji, to trzeba stanąć po stronie tych sił, które chcą modernizacji Polski”.

Jednym z ważnych motywów wyborców tej partii jest strach przed szaleństwem Antoniego Macierewicza i nacjonalizmem. Słowo „modernizacja”, podobnie jak dalsze „reformy”, oznacza oczywiście coraz mniej państwa, coraz mniej wydatków socjalnych i jeszcze więcej prywatyzacji.

Pragnienie nowego ładu

Tymczasem tych właśnie zjawisk Polacy i Polki mają serdecznie dość. Aż 93 proc. ankietowanych w tym roku uważało, że państwo powinno tworzyć miejsca pracy. Aż 75 proc. Polaków deklaruje, że odczuwa potrzebę rządów silnej ręki – przywódcy, który nie ograniczy się do pilnowania spraw państwa, ale zbuduje nowy ład. Czy to znaczy, że demokracja nam się znudziła i czekamy na nowego wodza narodu, który nas zbawi?
Niekoniecznie. Badanie to wyraża raczej tęsknotę za głębokimi zmianami systemowymi, silnym opiekuńczym państwem, które ukróciłoby praktykę nadużywania pieniędzy i wpływów do krzywdzenia słabszych. Ludzie już wiedzą, że istniejący system partyjny nie daje na to żadnej nadziei, więc rozpaczliwie szukają innego rozwiązania. Nie tęsknią zatem za siłą i brutalnością samodzierżawia, tylko za ewentualnymi pozytywnymi skutkami zastosowania takiej siły.

Jeżeli połączymy to z gwałtownym spadkiem osób uważających, że transformacja ustrojowa przyniosła więcej korzyści niż strat – w latach 2009–2013 odsetek ten spadł z 59 proc. do 37 proc. – to uświadomimy sobie, jak bardzo Polacy są niezadowoleni z dotychczasowej „modernizacji” kraju.

Brak realnej alternatywy na tzw. scenie politycznej każe wypatrywać wyjścia awaryjnego i zwyczajnie oznacza, że demokracja nie działa. Że tego, czego się pragnie, nie można uzyskać w drodze głosowania, bo na drodze stoją wszystkie – bez wyjątku – partie polityczne.

Typowymi głosami protestu były swego czasu głosy oddawane na Stana Tymińskiego, który jako pierwszy zakwestionował przyjęty neoliberalny model transformacji. Przed drugą turą jechałem ekspresem do Gdańska i większość pasażerów wybierała się głosować na Wałęsę. Do Warszawy wracałem jednak już tańszym pociągiem pośpiesznym, gdzie zdecydowana większość pasażerów trzymała kciuki za „naszego Tyma”. Ten „wypadek przy pracy” był możliwy, bo pojawił się człowiek znikąd, którego na dodatek otaczała aura biznesmena.

Długi marsz Leppera

Zupełnie innym doświadczeniem był długi marsz Andrzeja Leppera, który wprowadził do gry politycznej miliony ludzi szczególnie dotkniętych ekonomicznymi skutkami przemian na wsi w Polsce powiatowej. Samoobrona była bodaj jedynym ugrupowaniem, które miało w miarę spójny program alternatywy systemowej, którą określał jako „trzecią drogę” i która była o wiele bardziej zbieżna z oczekiwaniami społeczeństwa niż programy pozostałych ugrupowań. Jednak zamiast konsekwentnie dążyć do realizacji programu, Lepper zdecydował się wmontować do istniejącego systemu i był już łatwym celem establishmentu, który go skutecznie pozamiatał, odwodząc od myśli o udziale w głosowaniu olbrzymią rzeszę niezadowolonych i poniżonych.

Z prawdziwego zdarzenia

Wreszcie przykład ostatni to Ruch Palikota, który wprawdzie nigdy nie zapowiadał konkretnych, głębokich zmian, ale swoją buńczuczną i prześmiewczą retoryką nawiązał do nastrojów niezadowolenia z obłudnych i skorumpowanych elit. W najbiedniejszej dzielnicy Warszawy, na Pradze-Północ, która była tradycyjnie ostoją PiS, Palikot dostał mnóstwo głosów. Po nieudanej próbie zajęcia miejsca SLD na lewicy Ruch Palikota dryfuje obecnie podwieszony pod bezideową i programowo bezprogramową platformę Europa Plus byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, która nie obiecuje niczego i zapewne słowa dotrzyma. Jego niezaprzeczalną zasługą było przewietrzenie zatęchłej klerykalno-paternalistycznej atmosfery, ale na tym koniec.

Nie jest jednak tak, że w Polsce nie ma potencjału pozytywnych, prospołecznych i postępowych zmian, których oczekuje większość obywateli. Ale musi powstać lewica z prawdziwego zdarzenia, która ma program zgodny z preferencjami większości i będzie dążyć do jego realizacji, a nie tylko do zdobycia władzy. Jeżeli taka partia jednak nie powstanie i nie wejdzie na scenę, tendencje autorytarne będą narastać, ludzie będą głosować wciąż przeciw lub ze strachu, a nie na rzecz realnej pozytywnej wizji głębokich zmian, przemiany społecznej.

Autor jest działaczem społecznym. W latach 80. był działaczem „Solidarności”, następnie współtwórcą odrodzonej PPS. W latach 1993–1997 był posłem wybranym z listy SLD, w roku 2011 został doradcą Ruchu Palikota

Dużo ludzi zagłosuje, żeby ukarać Platformę. Na warszawskim Ursynowie, gdzie w 2011 r. trzeba było dowozić dodatkowe karty do głosowania, tylu było entuzjastów władzy Donalda Tuska, PO już zostało odsunięte od władzy.

Aż 75 proc. Polaków deklaruje, że odczuwa potrzebę rządów silnej ręki. Czy to znaczy, że demokracja nam się znudziła i czekamy na nowego wodza narodu, który nas zbawi?

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Joe Biden wymierzył liberalnej demokracji solidny cios
Opinie polityczno - społeczne
Juliusz Braun: Religię w szkolę zastąpmy nowym przedmiotem – roboczo go nazwijmy „transcendentalnym”
Opinie polityczno - społeczne
Skrzywdzeni w Kościele: Potrzeba transparentności i realnych zmian prawnych
Opinie polityczno - społeczne
Edukacja zdrowotna, to nadzieja na lepszą ochronę dzieci i młodzieży. List otwarty
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Prawdziwy test dla Polski zacznie się dopiero po zakończeniu wojny w Ukrainie
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska