Mamadou Diouf z fundacji Afryka Inaczej poinformował nas, że nieprawidłowo posługujemy się językiem polskim. Konkretnie zaś, że używamy słowa Murzyn (albo Murzynek, jak w przypadku symbolu pewnej margaryny, co właśnie oburzyło pana Dioufa). Słowa te rzekomo noszą paskudny rasistowski posmak urażający uczucia... no właśnie, kogo? Teoretycznie Afrykanów, ale jeśli osoba o bardzo ciemnej karnacji skóry pochodzi z innego kontynentu, to co? Afroamerykanina, Afrolatynosa, Afroaustralijczyka? A co zrobić z czarnoskórą dziewczynką mieszkającą kilka ulic ode mnie, która najprawdopodobniej urodziła się w Warszawie. Afropolka?
Gra słów
Imigranci mieszkający w Polsce najwyraźniej zarazili się poprawnością językową od lewicowych poprawiaczy świata, którzy zanim zdążą go naprawić, na razie wymyślili jedynie zmiany terminologii i określeń na brzmiące „poprawnie". Zaczęło się od Ameryki, gdzie zniknął Indianin, by ustąpić miejsca rdzennemu Amerykaninowi. Potem anglosaski Murzyn (czyli negro) stał się Afroamerykaninem i tak dalej.
Kiedy fala dotarła na drugą stronę Atlantyku, europejscy bojownicy o wolność i poprawność językową zabrali się za poprawianie losu własnych językowo uciśnionych. Lapończycy rzekomo obrażani tą nazwą stali się Sámami, a stygmatyzowani starą nazwą Cyganie zostali Romami. Naprawiacze świata nie zatrzymali się przy rzekomo obraźliwych określeniach grup etnicznych. Nawet prostytutki zostały pracownicami seksualnymi – i w taki oto prosty sposób świat staje się piękniejszy i przyjaźniejszy.
Jest w tym myśleniu coś z pradawnego animizmu. Nasi praprzodkowie uważali bowiem, że wystarczy zmienić nazwy rzeczy, by zmieniły się one same. To dlatego mamy słowo niedźwiedź, które pierwotnie było eufemizmem (mied-jed' – czyli miodojad) używanym po to, by nie nazywać mogącego się pojawić groźnego leśnego potwora. W podobny sposób, używając słowa Rom zamiast Cygan, unikam oskarżenia o rasizm i z uśmiechem na twarzy mogę uznać się za człowieka w pełni cywilizowanego.
Problem jednak w tym, że ta gra słów pozostaje jedynie żonglerką eufemizmami, dopóki nie zmieni się rzeczywisty stosunek użytkowników języka do opisywanej rzeczywistości. Pana Dioufa mogę zapewnić – a czynię to z przykrością – że zmiana Cygana na Roma, niestety, nie przyniosła cudownych efektów. Może jedynie w mowie tych, którzy w języku oficjalnym przeszli na nowy termin, można się teraz doszukać więcej protekcjonalności.