Pięć miesięcy temu sprawa Mariusza T. była tematem nr jeden w mediach. Opinia publiczna zastanawiała się, czy wyjdzie z więzienia, kiedy wyjdzie i czy sąd uzna go za osobę stwarzającą zagrożenie i tym samym skieruje na terapię do specjalnego ośrodka. Po ujawnieniu informacji, że dyrektor więzienia, w którym odbywał karę Mariusz T., zawiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia przez niego przestępstwa, Ministerstwo Sprawiedliwości stało się obiektem fali krytyki. Choć warto przypomnieć, że zawiadomienie dotyczyło materiałów, które na podstawie opinii sądowo-psychiatrycznych, dyrektor więzienia uznał za treści pornograficzne i pedofilskie.
Jednak w związku z tym, że wydarzenia te miały miejsce kilkadziesiąt godzin przed planowanym wyjściem Mariusza T. z więzienia, na ministra sprawiedliwości posypały się zarzuty, że to na pewno „ustawka", desperackie działania rządu mające zapobiec wyjściu z więzienia Mariusza T. i w ogóle to na pewno „ktoś" podrzucił mu te materiały do celi. Emocje, które wówczas ta sprawa budziła, były tak duże, że ciężko było wytłumaczyć, jak absurdalne i niedorzeczne są te zarzuty.
Mariusz T. przyznał, że wydruki, fotomontaże oraz rysunki są jego własnością
Zgodnie z prawem
Warto zaznaczyć, że minister sprawiedliwości, niezwłocznie po ujawnieniu informacji o znalezionych w celi Mariusza T. materiałach, wydał dyrektorowi generalnemu Służby Więziennej polecenie przeprowadzenia kontroli i dogłębnego wyjaśnienia wszystkich okoliczności oraz wątpliwości, które w związku z tą sprawą się pojawiły. Wnioski z tej kontroli jednoznacznie wskazywały, że nikt nie podrzucił Mariuszowi T. materiałów znalezionych w jego celi 8 i 10 lutego 2014 roku. Analiza monitoringu wykluczyła także, by materiały przekazali mu współwięźniowie.
Zresztą sam Mariusz T. potwierdził, że znalezione w jego celi materiały, czyli wydruki zdjęć, fotomontaże oraz rysunki, są jego własnością. Przyznał też, że wykonał je w poprzednich zakładach karnych, gdyż w rzeszowskim więzieniu nie miał dostępu do kserokopiarki i komputera. Potwierdziło się też, że kierownictwo więzienia w Rzeszowie nie wiedziało o posiadanych przez Mariusza T. materiałach ani o ich charakterze.