Czy socjalny PiS wróci do spraw, które porzucił

Porozumienie prawicy | To nie tylko zyski poparcia, lecz szansa na osłabienie rywali.

Publikacja: 06.08.2014 02:32

Zmarły w katastrofie smoleńskiej Przemysław Gosiewski (na zdjęciu z Jarosławem Kaczyńskim) walczył o

Zmarły w katastrofie smoleńskiej Przemysław Gosiewski (na zdjęciu z Jarosławem Kaczyńskim) walczył o otwarcie zawodów prawniczych

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Blok PiS, Solidarnej Polski i Polski Razem w ostatnim badaniu IBRiS Homo Homini dla „Rz" miał poparcie na poziomie 40 proc. W zależności od tego, ile partii dostałoby się do Sejmu, taki wynik mógłby oznaczać samodzielne rządy dzisiejszej opozycji.

Polska ordynacja wyborcza premiuje bowiem silnych i właśnie ten aspekt zjednoczenia jest najczęściej dostrzeganym w dyskusjach dotyczących połączenia sił Jarosława Kaczyńskiego, Zbigniewa Ziobry i Jarosława Gowina.

Jednak operacja wchłonięcia na listy PiS mniejszych rywali to przedsięwzięcie, które niesie za sobą daleko dalej idące konsekwencje. Analizujemy dziś w „Rz", jakie mogą być ich skutki.

1. Poszerzone pole debaty wewnętrznej

Większość ustaleń między ugrupowaniami jest w tajnym aneksie do umowy, którą podpisali liderzy trzech ugrupowań. O części z nich mówili jednak publicznie.

– Będziemy mieć wspólny sztab (w wyborach samorządowych – red.), na pewno powstanie wspólna komisja koordynacyjna, na pewno powstanie zespół programowy. Chcemy wyjść poza nasz program, chcemy przygotować nowy projekt konstytucji, który będzie wyciągał wnioski z tego, co się stało w Polsce w ciągu ostatnich dwudziestu paru lat – mówił ostatnio Kaczyński.

Wypowiedź ta przeszła w mediach bez echa, ale może mieć dla funkcjonowania głównej partii opozycyjnej spore konsekwencje.

Z informacji „Rz" wynika, że o ile rozmowy programowe były warunkiem, który stawiali mniejsi partnerzy, o tyle już wspólny sztab (czyli de facto poszerzenie grona, które będzie nadawać kształt kampanii wyborczej PiS) jest inicjatywą, która wyszła od największego gracza.

Politycy PiS nawet w nieoficjalnych rozmowach sprawę bagatelizują. Nic dziwnego. Doświadczenia ostatnich lat pokazują, że powrót do dawnej partii twórców zwycięskiej kampanii PiS z 2005 r. budzi ogromne kontrowersje. Nie udała się żadna z prób Adama Bielana, a im temat stawał się głośniejszy w mediach, tym w PiS opór był większy, co wykorzystywali przeciwnicy tego ruchu. Wszak na dawne urazy nakładają się interesy poszczególnych frakcji, które zyskały na sile po odejściu spin doktorów.

Wygląda jednak na to, że Kaczyński znalazł sposób, by „zjeść ciastko i mieć ciastko". Powstanie zespołu medialnego (jak według informacji „Rz" roboczo określane jest nieutworzone jeszcze ciało) oznaczałoby, że PiS może korzystać z doświadczenia swoich byłych strategów bez przyjmowania ich w swoje szeregi.

Dotyczyłoby to nie tylko Bielana. Chęć powrotu sygnalizuje inny współtwórca sukcesu sprzed niemal dekady – Jacek Kurski. Solidarna Polska ma też Patryka Jakiego, który odpowiadał za jej przekaz i mocno zalazł PiS za skórę. Choć partia Ziobry nie dostała się do europarlamentu, to w kampanii przed majowymi eurowyborami potrafiła kreować tematy często skuteczniej niż PiS, który dysponował dużo większymi zasobami.

Oczywiście nie należy mieć złudzeń, że Kaczyński dopuści ich do wąskiego kręgu decyzyjnego w swojej partii. Jednak, jak mówi nam jeden z jego współpracowników, zapowiedział już kilku osobom, że zamierza korzystać z nowych zasobów.

Ani w PiS, ani w mniejszych partiach nie są znane kształt i sposoby funkcjonowania zespołu. Ale Kaczyński ma szansę u siebie sprawdzić działanie modelu, który stosuje jego największy rywal – Donald Tusk.

Stosunkowo niewielkim kosztem wziął do swojego obozu byłego spin doktora PiS Michała Kamińskiego. Po aferze taśmowej był on jedną z osób, które zostały poproszone o analizę sytuacji i sposobów jej rozwiązania. Miał doradzać przyśpieszone wybory. Tusk z tego nie skorzystał, ale nie oznacza to, że Kamiński popadł w niełaskę. Tusk będzie mógł wykorzystać go przy innej okazji. W Sejmie można usłyszeć, że to Kamiński doradził mu swoistą „pułapkę na PiS", czyli spotkania partyjnych liderów w sprawie Ukrainy. Kaczyński nie mógł wtedy odmówić w nich udziału, a dziś przyznaje, że był to moment, w którym PiS przegrał późniejsze eurowybory.

2. Szansa na odbicie spraw, które przejęli potem rywale

Katastrofa smoleńska nie oznaczała dla PiS wyłącznie strat symbolicznych. Wiele osób, które tam zginęły, odpowiadało za konkretne elementy programu tej partii. Lepiej lub gorzej udało się je opozycji zastąpić. Ale trudno nie zauważyć, że są tematy, które w PiS nie znalazły nowych rzeczników.

Dobrym przykładem jest jeden z największych sukcesów rządów PiS – otwarcie dostępu do części zawodów. Jego gorącym orędownikiem był poseł Przemysław Gosiewski. Pierwszą transzę deregulacji nazywano „lex Gosiewski".

Po jego śmierci, dzięki Jarosławowi Gowinowi, sukcesy w tej sprawie mogła przypisać sobie PO. Dzisiejszemu sojusznikowi PiS, który był ministrem sprawiedliwości u Tuska, udało się przeforsować kolejną transzę deregulacji. Tylko z uwagi na konflikty wewnętrzne w PO ta reforma nie stała się jednym ze sztandarów rządu i dziś jest wspominana niechętnie.

Jak wynika z naszych informacji, deregulacja ma znów wrócić na sztandary. Polska Razem ma odpowiadać za tę część programu zjednoczonej prawicy. Inną kwestią ma być również zaniedbana przez PiS kwestia ułatwień dla drobnych przedsiębiorców. Idea IV RP, która pozwoliła zdobyć władzę PiS w 2005 r., zakładała m.in. budowę państwa przyjaznego obywatelowi. Ten slogan wzięła potem na sztandary Platforma, tworząc komisję Przyjazne Państwo pod wodzą Janusza Palikota. Pogarszające się wyniki gospodarcze sprawiły jednak, że nawet deklarujący się jako liberał Tusk stwierdził w jednym z wywiadów, że stał się socjaldemokratą.

W tę walkę włączył się również PiS. I tak w każdym kolejnym programie tej partii rozwiązania dla przedsiębiorców zajmowały coraz mniej miejsca. Teraz jest szansa, że zyskają silnego rzecznika.

3. Potencjał przyciągania nowych wyborców

Badania pokazują, że mimo premii za zjednoczenie nie wszyscy wyborcy mniejszych ugrupowań przerzucą swoje głosy na PiS. Równocześnie, jak opisywaliśmy w „Rz", są wyborcy PO i PSL, którym poszerzona oferta PiS mogłaby przypaść do gustu.

Podczas ostatniej kampanii wyborczej w sztabie PiS rozgorzał spór dotyczący jednej z reklamówek wyborczych, która została potem odrzucona. Politykom PiS nie spodobało się, że partyjny ekspert od rolnictwa Janusz Wojciechowski został sfilmowany nie wśród pól, ale w nowoczesnym wieżowcu.

PiS zrezygnował w końcu z usług doradcy, który chciał, by niuansować przekaz i starać się też kierować go do wyborców w dużych miastach. W efekcie dużą część kampanii wypełniły obrazki Kaczyńskiego w oborach i sadach.

Analiza wyników wyborczych, którą publikowaliśmy również w „Rz", pokazała, że choć PiS wygrał na prowincji, PO wyprzedziła go o 24 tys. głosów. Partii Kaczyńskiego nie udało się bowiem na terenach wiejskich odrobić strat, które ponosi w miastach. Po prostu na terenach zurbanizowanych do wyborów chodzi więcej ludzi.

Teraz PiS może się udać trudne zadanie. Nie pozwoli się przelicytować w kwestiach socjalnych PO i SLD, a jednocześnie może znaleźć rzeczników opisywanych w poprzednim punkcie spraw, które mają swoich zwolenników choćby w miastach, które dotąd były dla niego niezdobyte.

Oczywiście nie jest to takie proste. Lokalni liderzy PiS, zanim oddadzą miejsca ludziom, którzy przyciągną nowy elektorat, muszą zabezpieczyć swoje interesy. Dlatego tak prosty efekt synergii nie jest oczywisty. Partia to żywy organizm, w którym osobiste ambicje zwykle górują nad wizją walki o wspólny cel.

Dobrym przykładem może być Opole. To jedno z niewielu dużych miast, które prawica mogłaby odbić PO. Dotychczasowy prezydent Ryszard Zembaczyński nie będzie już startował w wyborach. Sondaż dla Opolenews.pl pokazuje, że o wejście do drugiej tury będzie walczyć Tadeusz Jarmuziewicz z PO (17,4 proc.) i Tomasz Garbowski z SLD (14,6 proc.).

Dopiero trzeci jest poseł partii Ziobry Patryk Jaki. Ma on 12,4 proc. poparcia. Ale wspólny kandydat prawicy byłby liderem, bo wspierany przez Gowina Marcin Ociepa ma 7,2 proc. poparcia. Choć porozumienie prawicy zakłada, że jego poprze PiS, w partii słychać, że może ona ?wystawić Mariusza Kawę (chęć głosowania na przedstawiciela tej partii deklarowało 9 proc. opolan).

PiS przekonał się już jednak, że konkurentów lepiej trzymać blisko. W 2009 r. na Prawicę Rzeczypospolitej zagłosowało 144 tys. osób. W 2012 r. doszło do porozumienia obu partii. Dlatego w majowych eurowyborach kandydaci tego ugrupowania, zgodnie z umową, mieli piąte miejsca na listach PiS. Dziesięć osób miało wynik niewiele gorszy niż 130 przed pięcioma laty. Jak oszacowała „Rz", zebrały one 113 tys. głosów. PiS stracił jeden mandat na rzecz Marka Jurka. Jednak dzięki głosom jego ludzi nie zdobyła go PO.

Blok PiS, Solidarnej Polski i Polski Razem w ostatnim badaniu IBRiS Homo Homini dla „Rz" miał poparcie na poziomie 40 proc. W zależności od tego, ile partii dostałoby się do Sejmu, taki wynik mógłby oznaczać samodzielne rządy dzisiejszej opozycji.

Polska ordynacja wyborcza premiuje bowiem silnych i właśnie ten aspekt zjednoczenia jest najczęściej dostrzeganym w dyskusjach dotyczących połączenia sił Jarosława Kaczyńskiego, Zbigniewa Ziobry i Jarosława Gowina.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?