Japońska agresja podczas ostatniej światowej wojny jest bezdyskusyjna. W Azji międzypaństwowe zmagania rozpoczęły się dużo wcześniej zanim Europa weszła w fazę konfliktu na wielką skalę oznaczonego kolejną konkretną cyfrą. Nieprzerwana wojna z udziałem Japonii rozpoczęła się w 1931 roku od tzw. incydentu mukdeńskiego.
Szereg złych decyzji
Była to japońska prowokacja, której celem było zdobycie powodu do oskarżenia o zbrojną napaść chińską armię i następnie wtargnięcie do Mandżurii. Incydent z 1931 roku rozpoczął wstęp do dalszych działań zbrojnych, które przerodziły się następnie w drugą wojnę chińsko-japońską. Pierwsza wybuchła dokładnie 120 lat temu, 1 sierpnia 1894 roku. Zgodnie z chińskim zodiakiem wtedy także był rok drewnianego konia. Kombinacje 12 zwierząt i 5 żywiołów powtarzają się właśnie co 60 lat i akurat w 2014 roku mamy dokładnie taki sam gwiezdny zestaw, co w momencie pierwszej fali japońskiej agresji w Azji.
Od 1894 roku zaczął się pochód japońskiego imperializmu. Z Chinami kraj świeżo otwarty na świat, nadganiający tempo cywilizacyjnego rozwoju pod każdym względem, poradził sobie bardzo łatwo. Potem przyszła kolej na Rosję i na kolejne podboje, za każdym razem coraz bardziej krwawe. Dla Chin jednak porażka z Japonią była bardzo przykra. Państwo Środka zniszczyły wojny opiumowe i ograbili kolonizatorzy z Europy, jednak nie było wstydem przegrać z kimś z obcej kultury. Przegrana z Japończykami oznaczała dla Chińczyków porażkę ze strony własnego ucznia, bo przecież to Chiny dały Japonii wszystko, od kultury, przez język i potrawy. Uczeń przerósł swojego mistrza i wymierzył mu bardzo druzgocącą w skutkach sprawiedliwość.
Następnie było tylko gorzej, ponieważ ofiary japońskich zbrodni można było liczyć w dziesiątkach tysięcy. Tokio wciąż nie przeprosiło oficjalnie za to, co armia samurajów dokonała podczas II wojny, ale powstaje pytanie, czy to jedynie wina Japończyków, że na takie przeprosiny wciąż nie jest odpowiedni czas i miejsce? Polityk, który przyjmuje na siebie ciężar wypowiedzenia takich słów wobec innych krajów, musi liczyć się z praktycznie automatyczną porażką na każdej linii. Żeby przyznać się do błędów popełnionych na taką skalę, jak w przypadku japońskim i tak dawno jak od lat 30. XX wieku, musi być odpowiedni klimat geopolityczny.
Okoliczności nigdy nie są dość dobre
Jak na razie odpowiedniego nie ma. Japońskie gazety przynoszą nagłówki o chińskich jednostkach straży przybrzeżnej, które po raz n-ty w tym roku naruszają teren wokół spornych wysp Senkaku. Japońskie myśliwce dziesiątki razy na miesiąc podrywają się, by przeganiać te chińskie znad własnych terenów. Jeżeli media nie mówią bezpośrednio o tym, co dotyczy Japonii, to i tak co złe pochodzi z Chin – chiński myśliwiec przelatuje niebezpiecznie blisko amerykańskiego samolotu do wykrywania łodzi podwodnych (15 sierpnia br.), chińskie fabryki są niszczone w Wietnamie (maj br.), ponieważ chińska platforma wiertnicza krąży bez pozwolenia po wietnamskich wodach. Dziś wietnamskich, jutro kto wie, czy nie japońskich, zastanawia się opinia publiczna w Tokio. Do tego ekonomia wciąż wymaga zmian, reformy premiera Shinzo Abe trwają i dopiero niedawno udało się po dużym gospodarczym wysiłku wydusić po dekadach deflacji jeden upragniony procent inflacji w Japonii.