Każda okazja jest dobra

Japonia wciąż nie poradziła sobie z rozliczeniami po drugiej wojnie światowej. Może jednak wina nie leży tylko po jej stronie?

Publikacja: 26.08.2014 08:36

Rafał Tomański

Rafał Tomański

Foto: Fotorzepa

Japońska agresja podczas ostatniej światowej wojny jest bezdyskusyjna. W Azji międzypaństwowe zmagania rozpoczęły się dużo wcześniej zanim Europa weszła w fazę konfliktu na wielką skalę oznaczonego kolejną konkretną cyfrą. Nieprzerwana wojna z udziałem Japonii rozpoczęła się w 1931 roku od tzw. incydentu mukdeńskiego.

Szereg złych decyzji

Była to japońska prowokacja, której celem było zdobycie powodu do oskarżenia o zbrojną napaść chińską armię i następnie wtargnięcie do Mandżurii. Incydent z 1931 roku rozpoczął wstęp do dalszych działań zbrojnych, które przerodziły się następnie w drugą wojnę chińsko-japońską. Pierwsza wybuchła dokładnie 120 lat temu, 1 sierpnia 1894 roku. Zgodnie z chińskim zodiakiem wtedy także był rok drewnianego konia. Kombinacje 12 zwierząt i 5 żywiołów powtarzają się właśnie co 60 lat i akurat w 2014 roku mamy dokładnie taki sam gwiezdny zestaw, co w momencie pierwszej fali japońskiej agresji w Azji.

Od 1894 roku zaczął się pochód japońskiego imperializmu. Z Chinami kraj świeżo otwarty na świat, nadganiający tempo cywilizacyjnego rozwoju pod każdym względem, poradził sobie bardzo łatwo. Potem przyszła kolej na Rosję i na kolejne podboje, za każdym razem coraz bardziej krwawe. Dla Chin jednak porażka z Japonią była bardzo przykra. Państwo Środka zniszczyły wojny opiumowe i ograbili kolonizatorzy z Europy, jednak nie było wstydem przegrać z kimś z obcej kultury. Przegrana z Japończykami oznaczała dla Chińczyków porażkę ze strony własnego ucznia, bo przecież to Chiny dały Japonii wszystko, od kultury, przez język i potrawy. Uczeń przerósł swojego mistrza i wymierzył mu bardzo druzgocącą w skutkach sprawiedliwość.

Następnie było tylko gorzej, ponieważ ofiary japońskich zbrodni można było liczyć w dziesiątkach tysięcy. Tokio wciąż nie przeprosiło oficjalnie za to, co armia samurajów dokonała podczas II wojny, ale powstaje pytanie, czy to jedynie wina Japończyków, że na takie przeprosiny wciąż nie jest odpowiedni czas i miejsce? Polityk, który przyjmuje na siebie ciężar wypowiedzenia takich słów wobec innych krajów, musi liczyć się z praktycznie automatyczną porażką na każdej linii. Żeby przyznać się do błędów popełnionych na taką skalę, jak w przypadku japońskim i tak dawno jak od lat 30. XX wieku, musi być odpowiedni klimat geopolityczny.

Okoliczności nigdy nie są dość dobre

Jak na razie odpowiedniego nie ma. Japońskie gazety przynoszą nagłówki o chińskich jednostkach straży przybrzeżnej, które po raz n-ty w tym roku naruszają teren wokół spornych wysp Senkaku. Japońskie myśliwce dziesiątki razy na miesiąc podrywają się, by przeganiać te chińskie znad własnych terenów. Jeżeli media nie mówią bezpośrednio o tym, co dotyczy Japonii, to i tak co złe pochodzi z Chin – chiński myśliwiec przelatuje niebezpiecznie blisko amerykańskiego samolotu do wykrywania łodzi podwodnych (15 sierpnia br.), chińskie fabryki są niszczone w Wietnamie (maj br.), ponieważ chińska platforma wiertnicza krąży bez pozwolenia po wietnamskich wodach. Dziś wietnamskich, jutro kto wie, czy nie japońskich, zastanawia się opinia publiczna w Tokio. Do tego ekonomia wciąż wymaga zmian, reformy premiera Shinzo Abe trwają i dopiero niedawno udało się po dużym gospodarczym wysiłku wydusić po dekadach deflacji jeden upragniony procent inflacji w Japonii.

Japończycy do tego nie czują się pewnie odnośnie swoich prac – to już nie jest kraj samych pracoholików, którzy masowo umierają po kolejnych nadgodzinach; podobnie jak nie można być już pewnym zatrudnienia w jednej firmie na całe życie. Rośnie grupa ludzi, którzy nie zastanawiają się, co stało się podczas wojny, ale co mają dalej zrobić z własnym życiem. Na pytanie, dlaczego Japonia nie poradziła sobie do tej pory z rozliczeniami kwestii zbrodni wojennych, bardziej warto byłoby zastanowić się, czy być może inne państwa świadomie nie wykorzystują tego przekonania o dumnej Japonii, która broni własnego nacjonalizmu, do budowy polityki u siebie?

Innym zależy na takim stanie rzeczy

Dwaj główni gracze w regionie nastawieni są przeciwko Tokio. Korea Południowa ma demokratyczne tradycje i jest z nich dumna, ale poszczególnych polityków nie darzy się specjalnym szacunkiem. Lepiej jest bronić samego ustroju cementując poparcie dla partii postacią wspólnego wroga, Japonii, niż rezygnować z takiego straszaka. Chiny z kolei od kilkunastu przechodzą transformację pod każdym względem, ale wciąż nie wiadomo, czy już znajdują się na krawędzi kryzysu gospodarczego, czy może już nie mają szans na wyjście z niego. Sektor chińskiej parabankowości ma przynieść kłopoty (nie wiadomo, na jaką skalę), możliwe, że pojawi się kilka baniek spekulacyjnych na różnych frontach, a Pekin wie, że musi utrzymywać gospodarczy kurs po głównej linii, bo to jedyna droga, która chwilowo może uwiarygodnić możliwości ekonomii. Lepiej jest z tej perspektywy dbać o własny, chiński nacjonalizm i podsycać niechęć wobec Japończyków, niż z tego rezygnować i dążyć do poprawy stosunków. Japonia dla Chin to mimo wszystko symbol aliansu z imperializmem, ze Stanami Zjednoczonymi. Tajwan podczas wojny także ucierpiał od Japończyków, ale obecnie urazy nie żywi. Zarówno Tajpej jak i Tokio stawiano na nogi przy pomocy amerykańskiego kapitału, nie było miejsca na żywienie urazy. Na Tajwanie Japończyków lubią.

Wracamy do wspominanej pierwszej wojny chińsko-japońskiej. 120. rocznica jej wybuchu, która minęła 1 sierpnia była dobrą okazją do wyciągnięcia ręki. Z obu stron. Rocznice można w końcu wykorzystywać w polityce na różne sposoby. Możemy wspominać te niedawne: 23. ogłoszenia niepodległości przez Ukrainę, czy 75. podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow i mówić o nich w dowolnych kontekstach. Jeżeli tylko ich znaczenie jest pozytywne i konstruktywnie dąży do osiągnięcia przełomu we wzajemnych stosunkach. 120. rocznica minęła, ale w kolejce czeka następna. 18 września 1931 japońska armia dokonała wspominanej prowokacji w mieście Mukden. 83 lata później japoński premier wraz z chińskim prezydentem mogliby dokonać kolejnej, ale na drodze do pokojowego załagodzenia sporów. Inaczej znowu czekają wszystkich niekończące się lata złej Japonii, która nie umie się rozliczyć ze zbrodni i upartych Chin żywiących wieczną urazę. W Azji najgorszą rzeczą dla człowieka jest utrata twarzy, czyli honoru. Gdy chodzi o pokój, takie kryterium nie powinno nawet być brane pod uwagę.

Japońska agresja podczas ostatniej światowej wojny jest bezdyskusyjna. W Azji międzypaństwowe zmagania rozpoczęły się dużo wcześniej zanim Europa weszła w fazę konfliktu na wielką skalę oznaczonego kolejną konkretną cyfrą. Nieprzerwana wojna z udziałem Japonii rozpoczęła się w 1931 roku od tzw. incydentu mukdeńskiego.

Szereg złych decyzji

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jan Romanowski: PSL nie musiał poprzeć Hołowni. Trzecia Droga powinna wreszcie wziąć rozwód
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA