Przeciąganie liny na lewicy trwa w najlepsze. Sytuacja po kolejnym słabym wyniku wyborczym spowodowała, że małżeństwo z rozsądku może nie wytrzymać próby czasu. Stanowisko Lewicy Razem jest dla części wyborców niezrozumiałe i może spowodować szybszy powrót PiS-u do władzy.
Lewica Razem, partia Adriana Zandberga i Magdaleny Biejat, wyrosła na społecznym buncie młodego środowiska, które nawiązuje do chlubnej tradycji niepodległościowego socjalizmu oraz tej części opozycji demokratycznej, która skupiona była wokół osoby prof. Karola Modzelewskiego i tworzonej również przez niego na początku transformacji Unii Pracy. Było to również środowisko, które ostro recenzowało poczynania środowiska SLD w latach 90. Adrian Zandberg i inni działacze protestowali przeciwko wojnie w Iraku, przeciwko liberalnemu zwrotowi z podatkiem liniowym na czele, który wprowadzał rząd Leszka Millera. Partia Razem (dziś Lewica Razem) wyrosła zatem na buncie przeciwko postkomunistycznej lewicy, która, ich zdaniem, nie reprezentowała interesów świata pracy, kompromitując go w oczach opinii publicznej. W 2018 roku nastąpił polityczny zwrot, gdy Adrian Zandberg porozumiał się z Włodzimierzem Czarzastym, a lewica wróciła do Sejmu, zdobywając przyzwoity wynik.
Czytaj więcej
Lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz wysyła Donaldowi Tuskowi i Lewicy ostrzeżenie: idąc w lewo, rząd osieroci konserwatywnych wyborców i przybliży powrót PiS do władzy. Tylko silne konserwatywne skrzydło w ramach koalicji rządzącej zagwarantuje jej stabilne i długie rządy.
Po kompromitujących lewicową koalicję wynikach w wyborczym maratonie w środowisku Lewicy Razem zaczęto doszukiwać się przyczyn porażki. Jedną z nich jest brak wyrazistości, walki o lewicowe postulaty i nieumiejętność odcięcia się w jakiejś części od liberalnego przekazu, bez próby narzucenia własnego. I choć można zgodzić się z tą diagnozą, to jednak Lewica Razem ma narzędzia, aby się temu sprzeciwiać, w ramach jednego klubu parlamentarnego. Adrian Zandberg podjął decyzję, iż po 15 października 2023 roku jego partia do rządu nie wejdzie, aby uzyskał on poparcie jego środowiska. Politycznie ruch był sprytnie pomyślany , bowiem, po pierwsze, znosił on odium bycia na „pasku Tuska”, a po drugie, przynosił określone profity, jakim jest recenzowania działań rządu, którego nie jest się częścią. Lider Lewicy Razem sugerował nawet, iż jeśli nie będą realizowane lewicowe postulaty, to Lewica powinna wyjść z rządu. Zapomniał jednak o konsekwencjach takiego ruchu, który oznaczałby koniec rządu Donalda Tuska, a Lewicę Razem skazałby na polityczny niebyt i powrót do tego, co było przed 2018 rokiem, czyli pozycji politycznego planktonu.
Strukturalny kryzys Lewicy
Z większości badań wynika, iż wyborcy Lewicy Razem to elektorat wielkomiejski, który nie jest zainteresowany powrotem PiS i szeroko rozumianej prawicy do władzy. Jeśliby jednak Adrian Zandberg spowodował przejście do opozycji, pozycji rządu to nie zagrozi, bowiem nadal większość będzie po stronie koalicji 15 października. Strzeli w kolano wyłącznie sobie, bowiem nie chcąc wziąć odpowiedzialności za podejmowane decyzje, wyklucza swoją partię i jej postulaty, które mogłyby być realizowane. Przykładem realizacji polityki społecznej, w jej socjaldemokratycznym charakterze, są działania minister Agnieszki Dziemianowicz-Bąk, która na każdym kroku podkreśla podmiotowość pracownika, jego godność i szacunek. Staje się tym samym naturalną kandydatką całej Lewicy na urząd prezydenta RP. Historycznie, o czym doskonale wie Adrian Zandberg, PPS wchodziła w koalicję nawet z endecją. Takim rządem był m.in. rząd Aleksandra Skrzyńskiego, gdzie przedstawiciele PPS: Bronisław Ziemięcki i Jędrzej Moraczewski, obejmowali ministerialne teki. Był to oczywiście sojusz taktyczny, ale żaden z socjalistów nie wycofywał się z brania odpowiedzialności za państwo i próbę przeforsowania własnych postulatów. Podobnym przykładem był rząd emigracyjny Tomasza Arciszewskiego, jednego z legendarnych liderów PPS, w skład którego wchodziła również endecja.