Kim jest Bóg? Jaką ma postać, gdzie przebywa? „Porzućcie heretyckie wątpliwości” – zawołają funkcjonariusze prawie wszystkich religii. „My wiemy najlepiej, nas słuchajcie!” Gorzej, że odpowiedzi są różne i na ogół sprzeczne.

Jeśli już przebrniemy przez rozmaitość wierzeń, to przynajmniej mamy nadzieję, że tak odnaleziony Bóg jest niezmienny, że nie ima się Go ząb czasu, który miele i obraca w niwecz wszystkie nasze ziemskie sprawy. Jednak ta nadzieja także okazuje się zawodna, a przynajmniej grząska. Gdyby spytać o to XIX-wiecznego księdza katolickiego (by nie sięgać do stuleci wcześniejszych), to zarysuje się obraz odmienny od współczesnego. Nie dziwi, że kapłani wszelkich religii i obrządków ciężko wzdychają (jak w tytule), bacząc tylko, by nie podsłuchały ich wścibskie owieczki.

Większość ateistów też w „coś” wierzy

Sprawę pogarsza wzrost poziomu wykształcenia, a więc i świadomości. Coraz częściej sporo elementów podawanego do wierzenia obrazu bóstwa nie przystaje do tego, co „owieczki” wiedzą ze szkolnego kursu biologii czy fizyki. Na pewno siedliskiem Boga chrześcijan nie jest niebo i na pewno nie śledzi On zza chmurki naszych drobnych grzechów. Ta niemożność pogodzenia różnych, lecz wzajemnie się zazębiających porządków jest zapewne jedną z ważniejszych – choć rzadko nazywanych wprost – przyczyn opustoszenia świątyń. Trzeba wytrenować w sobie działające bez zgrzytów „dwójmyślenie”, aby co innego uznawać za prawdę, gdy mowa o naturze, a co innego w religii. Może właśnie dlatego tak wielu nazywa siebie „bezreligijnymi” albo nawet ateistami, bo skoro obraz Boga i modlitwy Doń wznoszone tchną naftaliną, to i nie lepszych spodziewają się stamtąd odpowiedzi na ich nieraz straszne i gorzkie pytania. Ateizm nie oznacza jednak ich unieważnienia i pogrążenia się w sytej kontemplacji metabolizmu zamiast metafizyki; jak pokazują badania, przygniatająca większość ateistów też w „coś” wierzy, na ogół nie umiejąc tego sprecyzować.

Czytaj więcej

Nauka i wiara. W poszukiwaniu sensu życia

Czego nauczał tak naprawdę Jezus?

A może trzeba – śladem buddystów – zaprzestać wtłaczania Boga w postać skrojoną wedle ograniczeń naszego rozumu? Może jest On życiodajnym wichrem kosmicznym, a może duchem niepojętym unoszącym się między galaktykami? Wiemy tylko, że niegdyś wcielił się w człowieka imieniem Jezus, który – nim go zabito i nim potem zmartwychwstał – nauczał, że Bóg nas kocha, więc i my powinniśmy miłować się wzajemnie; sprzeniewierzyliśmy się tej prostej nauce już wtedy i sprzeniewierzamy się nadal.