Stopa bezrobocia jest na wyjątkowo niskim poziomie. – Potrzebujemy rąk do pracy, a niedobory na rynku uzupełniają obywatele Ukrainy – twierdzi minister rodziny i polityki społecznej Marlena Maląg. Czy na pewno uzupełniają? Z raportu „Uchodźcy z Ukrainy w Polsce,” sporządzonego przez Studium Europy Wschodniej UW, wynika, że 58 proc. uchodźców zamierza wrócić na Ukrainę, a 29 proc. planuje zostać w Polsce na stałe. Z kolei 63 proc. Ukraińców chce podjąć w Polsce pracę.
Wśród badanych, którzy przyjechali do Polski już po wybuchu wojny, 85 proc. stanowiły kobiety.
Zdaniem minister Maląg wśród uchodźców jest obecnie ok. 300 tys. osób już pracujących. – Patrząc na liczbę nadanych numerów PESEL – ponad 1,2 mln, z czego połowa to dzieci, wskaźnik zatrudnienia obywateli Ukrainy jest dobry i cały czas rośnie – oceniła Maląg.
Czytaj więcej
Sięgający 63 proc. udział wojennych uciekinierów z Ukrainy, którzy planują podjąć w Polsce pracę, jest znacznie większy niż ich odsetek w Czechach i w Rumunii.
Dzieje się więc to, o czym już od początku wojny nieśmiało wspominali analitycy rynku pracy: dramat uchodźców może się okazać pozytywny dla polskiej gospodarki, a dla nich samych być szansą na przetrwanie rosyjskiej agresji i lepsze zarobki. Tyle że nic nie dzieje się samo. Po to, by przybysze z Ukrainy rzeczywiście stali się ożywczą siłą dla naszej ekonomii i systemu emerytalnego, potrzebna jest aktywna rola państwa, które powinno zadbać o odpowiednie warunki pracy i zatrudnienia, nie pozwalając na dyskryminację, pracę na czarno i wyzysk.