Producenci filmu i sam Netflix mogą uznać, że w tej beczce miodu nie ma nawet łyżki dziegciu. Wszyscy przecież rozumieją, że nie o jakość tu chodzi. To o co? O sposób odbioru kultury. A już zwłaszcza popkultury. W ciągu ostatnich kilku lat zmienił się on diametralnie, co jeszcze przyspieszyła pandemia. I ten, kto to rozumie, wygra internety, jak to się mówi w sieciowym slangu, a to można przeliczyć na miliardy dolarów.

Kto z państwa pamięta może ostatniego laureata Oscara dla najlepszego filmu? To może laureaci Grammy? Albo Fryderyków? Literackiego Nobla? Nike? Złotych Lwów w Gdyni? Ktoś pamięta? Bo ja nie, a myślę, że trudno mnie nazwać przeciętnym konsumentem dóbr kultury. Literaturą przez lata zajmowałem się zawodowo, oglądam nowości w kinach, słucham nowych nagrań i to od wielu dziesiątek lat. A jednak ważne nagrody, które przyznano w ciągu ostatnich miesięcy, tygodni i dni, kompletnie wypadły mi z głowy. Czy słuchałem tych płyt? Oglądałem te filmy? Czytałem te książki? Zapewne w niektórych przypadkach odpowiedź jest twierdząca, ale w sumie nie jestem pewien. Dziś taką wiedzę mają już tylko ci, którym jest to potrzebne w pracy. No i prawdziwi fani.

I na tym m.in. polega rewolucja cyfrowa w kulturze. Dziś mamy tyle kanałów dostępu, że przestało istnieć coś, co kiedyś było mainstreamem. Rozumieją to właściciele Netfliksa, którzy stawiają nie na jakość, tylko na przemiał. „365 dni” odniosło sukces, bo trzyma się na topie kilkanaście dni, ale kto pamięta, jaki gniot był popularny wcześniej? Czy był to jakiś film czy może serial? Zapewniam też, że nikt nie zapamięta gniota, który będzie popularny po „365 dniach”. Jeszcze na początku dziejów streamingu zdarzały się produkcje, które były autentycznymi wydarzeniami, choćby „House of Cards”, „Stranger Things” czy „Narcos”, ale przy kilkunastu platformach to już odległa przeszłość. W czasach Spotify do przeszłości należą też „ważne” płyty. I tak mało kto je kupuje, niemal wszyscy słuchają tego, co im podsuną algorytmy. To właśnie one zastąpiły inteligenckie kody. Nie ma już książek, piosenek czy filmów, które znają „wszyscy”.