Dominik Mierzejewski: Pekin patrzy na kryzys

Ściślejsze stosunki z Rosją będą stawiały Chiny w roli członka tej samej rodziny, co może dać USA nowe argumenty do zarzucania im imperialistycznych skłonności – pisze politolog.

Aktualizacja: 21.02.2022 10:02 Publikacja: 20.02.2022 18:17

Dominik Mierzejewski: Pekin patrzy na kryzys

Foto: AFP

Wang Yi, minister spraw zagranicznych Chińskiej Republiki Ludowej, wystąpił wirtualnie na Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium 19 lutego br. Z jednej strony zapewniał, że integralność terytorialna Ukrainy jest niezbędna dla bezpieczeństwa w Europie, z drugiej strony dodał, że jednak trzeba uszanować racje rosyjskie. Choć do takich wypowiedzi „w rozkroku" w chińskiej polityce zagranicznej przywykliśmy, to niewątpliwie w tym przypadku rolę odegrało audytorium zgromadzone w Monachium – liderzy państw Zachodu.

Oświadczenia rzeczników prasowych chińskiego MSZ czy nawet przewodniczącego Xi Jinpinga są zdecydowanie prorosyjskie, a o kwestii integralności Ukrainy nie ma w nich mowy. W kilku ostatnich wypowiedziach rzecznicy Wang Wenbin i Zhao Lijian krytykowali Zachód za sianie dezinformacji w internecie, de facto podsycanie do konfliktu i zmierzanie w kierunku zimnej wojny. Retorycznie, zarówno Moskwa, jak i Pekin grają na tych samych fortepianach: minister Ławrow uznał, że oświadczenia państw zachodnich o możliwej inwazji rosyjskiej na Ukrainę to „propaganda, fake newsy i wymysły". Ale patrząc realnie, należy postawić pytanie: czego dowiedziała się strona chińska w dobie narastającej agresji rosyjskiej na Ukrainę o reakcji Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników?

Jedność Zachodu

Pomimo licznych europejskich interesów, głównie niemieckich z Rosją, Putin uzyskał efekt odwrotny do zamierzonego – zamiast rozbijać Zachód i rozgrywać na zasadzie „dziel i rządź", jak na razie Zachód się zjednoczył. Wschodnia flanka NATO jest coraz bardziej szczelna i wzmocniona przez elitarne jednostki amerykańskie. Na dodatek dyplomacja rosyjska miała kontaktować się w sprawie kryzysu ze stolicami europejskimi oddzielnie: uzyskała tylko odpowiedź z Kwatery Głównej NATO i Komisji Europejskiej w Brukseli.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Nie chodzi o wojnę, ale o pieniądze

Jak taki obrót wydarzeń czytany jest w Pekinie? W tej sytuacji, choć pośrednio, Amerykanie uświadomili elitom chińskim, że są w stanie skutecznie jednoczyć sojuszników i wybijać argumenty stronie przeciwnej. Wyobraźmy sobie analogiczną sytuację w relacjach z Państwem Środka do tej z 17 stycznia 2022 r., kiedy sekretarz Stanu Antony Blinken na forum Rady Bezpieczeństwa denuncjował plany Moskwy. W przypadku podobnych działań Chińskiej Republiki Ludowej amerykański dyplomata powiedziałby dokładnie to samo, co mówił o działaniach Rosji: Chiny przygotowują atak tego i tego dnia, prowadzą szerokie działania dezinformacyjne i do tego mają aspiracje imperialne. Oczywiście nie wpływa to na łagodzenie postawy ChRL, ale z punktu widzenia praktyki dyplomatycznej daje to czas na mobilizację sojuszników i zyskanie niezbędnego czasu do przegrupowania we własnych szykach. Ponadto, dyskredytuje się przeciwnika na forum organizacji międzynarodowej, a tu Chiny próbują zdobywać pole do forsowania swoich rozwiązań.

Utożsamienie z Rosją

Od powstania w 1949 r. ChRL stosuje zasadę nieingerencji w wewnętrzne sprawy innych państw. I mimo że często, jak to z deklaracjami bywa, pozostają one na papierze, to jednak chiński partner – Rosja – już tych zasad nie wyznaje. A przecież Zhou Enlai wprowadził te zasady z obawy przed stalinowską ingerencją w chiński model rozwoju. Teraz sytuacja wygląda jednak inaczej. Trudno, żeby kierownictwo chińskie tłumaczyło się z działań Moskwy i brało odpowiedzialność za czyny „młodszego brata", niemniej jednak z czasem istnieje ryzyko, że w narracji Zachodu Pekin może być okrzyknięty jako państwo rewizjonistyczne, współpracujące z globalnym „trouble makerem", czyli Rosją. Taki przekaz może być szczególnie nasilony wśród amerykańskich sojuszników w Azji Południowo-Wschodniej. Władze w Państwie Środka doskonale zdają sobie sprawę z potęgi narracji i jeżeli doszłoby do konfrontacji alternatywnych wersji rzeczywistości (a już dochodzi), promowane przez Chiny zasady nieingerencji mogą nie wytrzymać próby czasu.

Z uwagi na konieczność utrzymania oficjalnej interpretacji wydarzeń na Ukrainie i bliskie stosunki między Xi Jinpingiem a Putinem Chiny nie potępiają Rosji. Zdaniem rzecznika prasowego chińskiego MSZ stosunki z Rosją są oparte na zasadach „win-win", wzajemnym szacunku i zrozumieniu. Ponadto, nie są one wymierzone w państwa trzecie i, co priorytetowe, są silnie scentralizowane i zależne od ustaleń na najwyższym szczeblu. Jednak coraz więcej głosów, m.in. premiera Australii czy ministra spraw zagranicznych Niemiec, wzywa Chiny do wpłynięcia na działania Moskwy. Pekin na razie milczy. Mimo to w Pekinie zdają sobie sprawę z imperialistycznej przeszłości Moskwy, w tym z XIX-wiecznych działań w Państwie Środka. W końcu największe połacie chińskiej ziemi zagarnęło Cesarstwo Rosyjskie, a Lenin wcale ich nie oddał. Jednak aktualne „serdeczne relacje" na dłuższą metę będą kreować analogiczny do rosyjskiego obraz Pekinu, stawiając go na równi z imperialnymi aspiracjami Moskwy. Wówczas przekonywanie o „zagrożeniu chińskim" będzie o tyle łatwiejsze, że będzie przedstawiane na tle działań rosyjskich.

Granice z Japonią

Działania rosyjskie dały impuls do włączenia się w dyskusję międzynarodową rządowi w Tokio. Wykorzystując zaangażowanie Rosji na Ukrainie, premier Japonii Fumio Kishida w wystąpieniu 7 lutego br. uznał, że Japonia „stara się prowadzić stałe konsultacje z Rosją w celu rozwiązania kwestii terytorialnej". Konflikt rosyjski na Ukrainie niejako uruchomił dyplomację japońską i to, co może być odebrane w Pekinie jako „próba rewizji granic", staje się faktem.

Reakcja chińskiego MSZ była szybka. Zhao Lijian skomentował, że sprawa południowych Wysp Kurylskich jest sprawą bilateralną między Rosją a Japonią, a strona chińska uznaje, że „wyniki zwycięstwa wojny antyfaszystowskiej powinny być szczerze szanowane i podtrzymywane". Zatem w tym kontekście, przynajmniej retorycznie, Rosja może liczyć na poparcie Pekinu, a Japonia będzie przedstawiana jako byłe „mocarstwo faszystowskie".

Niewykluczone jednak, że na deklaracjach się skończy. Stanowisko władz w Tokio jest twarde – domagają się nałożenia surowych sankcji na Moskwę. Banki japońskie już zbierają dokładne informacje, komu z Rosji i kiedy zablokować konta i linie kredytowe. Do tego strona japońska zadeklarowała ścisłą współpracę z Unią Europejską, co w kontekście oskarżeń, jakie padły z ust Ursuli von der Leyen, pod adresem Rosji i Chin stawia dyplomację chińską w coraz trudniejszym położeniu.

Przyzwolenie Pekinu na zmianę status quo przez Rosję będzie równoznaczne z weryfikacją unijnych relacji z Chinami. Elity w Państwie Środka obserwują to z uwagą: takie rozwiązania sankcyjne mogą w przyszłości być promowane w konfrontacji z Chinami. Narzędziami, jakimi dysponuje G7, a Japonia jest tu członkiem, nie dysponują ani BRICS ani G20, w których zarówno Rosja, jak i Chiny uczestniczą. Ponadto, otwarcie kwestii terytorialnych przez Tokio będzie nieuchronnie prowadzić do zwiększenia asertywności Japonii w Azji Wschodniej, a tym samym będzie istniała konieczność angażowania chińskich zasobów, zarówno dyplomatycznych, jak i wojskowych, w celu równoważenia japońskich wpływów. Ograniczy to pole manewru w innych, strategicznych dla Chin obszarach.

Chiny stoją z boku konfliktu i z pewnością mogą wykorzystać zaangażowanie wojskowe Stanów Zjednoczonych w Europie we własnej azjatyckiej polityce. Jednak lekcje, jakie teraz odbierają, będą wpływały na politykę Pekinu. Okazało się, że póki co Zachód ma podstawę wartości, która spaja w obliczu kryzysu. Ponadto, chińskie władze mogą teraz zobaczyć, czym jest przekonywanie opinii międzynarodowej przez kreowanie narracji, obrazów czy świadomości. Ściślejsze stosunki z Rosją będą stawiały Chiny w roli „starszego brata", a Rosję w roli „młodszego brata", czyli w „jednej familii". To w sposób taktyczny będzie wykorzystywane przez Stany Zjednoczone, a podkreślanie chińskich imperialnych intencji w polityce międzynarodowej zyska nowe argumenty. Być może w sposób niezamierzony działania ChRL będą utożsamiane z polityką rosyjską, a agresywna postawa Rosji wobec Ukrainy tylko te tendencje przyśpieszy.

Dominik Mierzejewski jest profesorem Uniwersytetu Łódzkiego oraz kierownikiem Ośrodka Spraw Azjatyckich UŁ

Wang Yi, minister spraw zagranicznych Chińskiej Republiki Ludowej, wystąpił wirtualnie na Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium 19 lutego br. Z jednej strony zapewniał, że integralność terytorialna Ukrainy jest niezbędna dla bezpieczeństwa w Europie, z drugiej strony dodał, że jednak trzeba uszanować racje rosyjskie. Choć do takich wypowiedzi „w rozkroku" w chińskiej polityce zagranicznej przywykliśmy, to niewątpliwie w tym przypadku rolę odegrało audytorium zgromadzone w Monachium – liderzy państw Zachodu.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?