Jakże pisać dziś o cnocie? Albo to sprośne, bo w internecie roi się od ogłoszeń typu: „sprzedam cnotę zadbanemu panu", z czego większość to podpucha. Albo staroświeckie: jeśli ktoś cnotliwy, to niedzisiejszy. Tak jak talibowie ustanawiając w Afganistanie ministerstwo cnoty, które ma siłą wdrażać islamskie wartości. Ale czy cnota bez wolności jest czymś więcej niż przymusem? Tyleż im pomogło, co Polsce bajdurzenie o „cnotach niewieścich" przez jednego z naszych ministrów. Nawet Arystoteles rzekł podobno w przypływie nieobcego filozofom sarkazmu, że „cnota to złoty środek pomiędzy dwoma występkami".
Ale przecież starożytni wynosili cnotę ponad inne wartości, jakie mogą zdobić człowieka. „Szczęście jest nagrodą cnoty" – obiecywał Platon, nie mając na myśli seksu, lecz etykę obywatelską. Dla Greków była ona zaszczytnym „arete", dla Rzymian „virtus", co przetrwało w nazwie najwyższego orderu wojskowego. Oddając cześć zgrzybiałym bohaterom zapomnianych wojen, składamy hołd cnocie. Bo przecież coś ciągnie człowieka ku górze. Coś, czego nie umiemy już nazwać. Kiedyś na pewno był to Bóg, ale dziś...? Świat, w którym istnieje metafizyka, posiada także pion; świat, w którym istnieje tylko metabolizm, traci ten wymiar, staje się płaszczyzną. Najtrafniej ujął to Różewicz: „Dawniej spadano i wznoszono się pionowo. Obecnie spada się poziomo". Właśnie dążenie do pionu odróżnia człowieka od zwierzęcia. Zwierzę nie pojmuje, ani nie potrzebuje wysokości, istnieje dlań tylko wymiar horyzontalny, gdzie szuka żarcia, rozpłodu i kryjówki przed drapieżcą. Ta zadziwiająca potrzeba pionu kazała małpie stanąć na tylnych łapach, rozejrzeć się wokół, wyartykułować „ja jestem!" i stać się człowiekiem.
Może dlatego to niezrozumiałe dążenie usiłujemy zagłuszyć hałasem rozpasanego metabolizmu? „Mój Boże, żeby ona była trochę młodsza, trochę ładniejsza, szła z duchem czasu, kołysała się w biodrach w takt modnej muzyki" – pisze o cnocie Herbert w swoim „Panu Cogito". Dlatego właśnie cnota – choć tak niemodna i spostponowana – wciąż jest z nami jako wezwanie i wyzwanie. Jako obiekt cichutkiej i zawsze dojmującej tęsknoty. Czym jest ten sentyment, a może nostalgia – wzbraniam się nazwać, aby nie powiedzieć zbyt wiele.