Do wyborów samorządowych został rok z okładem – to ostatni moment, by zwrócić uwagę na towarzyszące im głębokie problemy. Inne jednak niż te, które najbardziej rzucały się w oczy w wyborach 2014 r. Problem systemu informatycznego został już najwyraźniej rozwiązany. Co do „efektu książeczki", to znamy już jego główne przyczyny. Sejm i PKW przedstawiły tu środki zaradcze – nowy wzór kart do głosowania i kampania informacyjna. Pozostaje pytanie, czy rzeczywiście istotnie zmieni to zachowania wyborców, dla których wybory samorządowe są jedynymi, w których biorą udział. Nie ma natomiast wątpliwości, że deprymująca liczba głosów nieważnych ma też przyczyny inne niż zmylenie książeczką. One nie znikną na pewno, bowiem źródła problemów tkwią znacznie głębiej – w samym pomyśle na samorządowy system wyborczy.
Wybory w tym systemie odbyły się już wystarczająco wiele razy, by dać okazję do pogłębionych badań i wystawić oceny, które nie są pochopne. Szczegółowe analizy pokazują, że system wyborczy stosowany w wyborach sejmików, rad powiatów i rad miast na prawach powiatu tworzy bardzo niezdrowy splot rywalizacji, który prowadzi do niskiej jakości przedstawicielstwa.
Każda ordynacja wyborcza to inny pomysł na to, jak rywale o publiczne urzędy mają być zachęceni do zostania przedstawicielami wyborców. Każda ordynacja stara się wpasować w zastane podziały polityczne, sieć miast i wsi oraz wzory organizacji ugrupowań. Wszystko to tworzy skomplikowany labirynt. Labirynt ten może wydobywać z ludzi, ugrupowań i społeczności to co najlepsze. Ale może też dawać zgoła odwrotne efekty.
Dzięki Fundacji Batorego przeprowadziliśmy uważne studia nad obecnymi regułami. Pokazują one cały szereg zjawisk, które nie są widoczne na pierwszy rzut oka. Skala problemów z ordynacją samorządową jest ukryta, bo wielu uczestnikom życia publicznego wydaje się, że system ten działa tak samo jak sejmowy. Formalnie – to prawda: znaczna część jego elementów rzeczywiście jest identyczna. Tyle tylko, że stosowany jest on w innej sytuacji, innych realiach i zupełnie innej skali. Sejmiki i rady są mniej liczne, a podziały polityczne bardziej złożone niż na scenie parlamentarnej. W typowym województwie jest więcej powiatów niż województw w całym kraju. W każdym powiecie może występować inny układ gmin. Zmniejszenie skali nie oznacza wcale zmniejszenia problemów towarzyszących takim wyborom. Jest dokładnie na odwrót – sprawia, że problemy narastają, a nieadekwatne ramy instytucji wykrzywiają reprezentację i odbiegają od intuicyjnych wyobrażeń o tym, co to znaczy sprawiedliwie rozdzielić mandaty.
Najbardziej jednoznaczny problem to głosy zmarnowane. W obecnym systemie można głos zmarnować na trzy sposoby. Pierwszy to zagłosowanie na listę, która nie przekroczyła ustawowego progu wyborczego. Drugi – zagłosowanie na listę, która choć przekroczyła próg, to w danym okręgu nie dostała mandatu. Wreszcie głos może paść na kandydata, który przegrał wewnątrzpartyjną walkę o mandat – to trzecia opcja. Taki głos przyczynia się do sukcesu listy, nie jest więc zmarnowany zupełnie, ale konkretny personalny wybór nie jest uszanowany. A przecież system obiecuje, jak najbardziej zgodnie z oczekiwaniami Polaków, że będzie się popierać konkretnych kandydatów.