Wymieńmy kilka, pierwszych z brzegu, (niezalanego falą histerii) faktów. Rochelle Walensky, dyrektor CDC (Centrów Kontroli i Zapobiegania Chorobom, agencji rządu federalnego USA), opublikowała 12 stycznia wyniki badań porównujących zjadliwość wariantu Omikron do wariantu Delta. I tak o 53 proc. niższe jest w związku z tym pierwszym ryzyko hospitalizacji, o 74 proc. – znalezienia się na oddziale intensywnej terapii. Z kolei ryzyko zgonu spada aż o 91 proc.
Tak więc jak omikron szybciej się rozprzestrzenia, tak jest też dużo mniej groźny. Pokazują to zresztą polskie statystyki – zmniejsza się zarówno śmiertelność, jak i liczba hospitalizacji. W ciągu ostatniego miesiąca (od 14 grudnia do 25 stycznia) liczba zajętych łóżek covidowych spadła w Polsce o 45 proc. Porównajmy te dane z apokaliptycznymi zapowiedziami 1 mln hospitalizacji w styczniu, które miał spowodować rozprzestrzeniający się wariant Omikron, a zobaczymy przepaść dzielącą fakty od panującego w mediach nastroju.
Te bowiem zajmują się od jakiegoś czasu wyłącznie jednym wskaźnikiem – liczbą pozytywnych testów. Który to czynnik jest niemiarodajny z dwóch powodów. Po pierwsze, w obliczu mniej zjadliwej, a bardziej zakaźnej mutacji będzie on siłą rzeczy wzrastał, nie przekładając się jednak bezpośrednio na wydajność służby zdrowia. Po drugie, jest bezpośrednio skorelowany z liczbą wykonanych testów. W połowie stycznia wynosiła ona około 50–60 tys., w ostat- nich dniach wzrosła do ponad 150 tys.
Szybujące statystyki pozytywnych wyników testów mają przełożenie na rzeczywistość przede wszystkim w kwestii liczby osób przebywających na kwarantannie. Jak jeszcze dwa tygodnie temu było to 183 tys. osób, tak obecnie (dane z wtorku) na kwarantannie przebywa 946 tys. Polaków. Nie są z kolei objęci kwarantanną zaszczepieni, a ich „udział" w zakażeniach to w ostatnim czasie (dane z Ministerstwa Zdrowia z 10–16 stycznia) prawie 56 proc.