„Jakkolwiek samolubnym miałby być człowiek, są niewątpliwie w jego naturze jakieś pierwiastki, które powodują, iż interesuje się losem innych ludzi, i sprawiają, że ich szczęście jest dla niego nieodzowne" – pisał Adam Smith. Nazywał to „zamianą miejsc z cierpiącym w wyobraźni".
Zresztą nie tylko empatia każe nam przejmować się innymi, ale i... egoizm. Żeby zrealizować jakieś swoje cele, człowiek zawsze potrzebował innych. Mógł ich zniewolić – jak w państwie niewolniczym lub feudalnym – albo z nimi współpracować – jak w państwie liberalnym. Ale pojawiło się państwo opiekuńcze. Do realizacji swoich celów ludzie wykorzystują państwo, które przymusza innych, by je dla nich realizowali. A jeżeli państwo zabiera mi część wynagrodzenia za pracę, to znaczy, że przez część czasu pracuję za darmo. A jak państwo to, co mi zabrało, przeznacza na zasiłek dla kogoś innego, to czy nie czyni w ten sposób ze mnie jego niewolnika? – pytał retorycznie Milton Friedman. Tworzy to napięcia między ludźmi. Doskonale widać to na przykładzie stosunku do uchodźców.
Jedni zamiast empatii okazują im agresję. Państwo opiekuńcze przyzwyczaiło ich, że z innymi mają walczyć, a nie współpracować, i potrzebują do tego pomocy państwa. Dlatego to głównie beneficjenci różnych programów socjalnych i politycznych rządu przywołują teraz rząd do powstrzymania uchodźców. Ale z drugiej strony państwo opiekuńcze odzwyczaiło ludzi od ponoszenia odpowiedzialności za skutki własnych wyborów. Dlatego niektórzy chcą uchodźców wpuszczać „jak leci", bez refleksji ilu, co się z nimi stanie, gdzie ich rozlokujemy i kto za to zapłaci – czyli kto więcej będzie musiał pracować za darmo.
Gdyby nie państwo opiekuńcze jedni odczuwaliby więcej empatii, a drudzy – więcej ostrożności. Zwłaszcza po tym, jak sekretarz Rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa wspomniał o kontroli nad „przepływem" imigrantów, a nie „napływem". W autoryzowanym wywiadzie. To nie przejęzyczenie. No, ale cóż – innym zwierzętom pozostał wykształcony w toku ewolucji instynkt ostrożności, a niektórzy ludzie go tracą. Przez państwo opiekuńcze.
Autor jest adwokatem, profesorem Uczelni Łazarskiego i szefem rady WEI