Zły i dobry polityk na huśtawce

Jeśli Jarosław Kaczyński myśli o odebraniu Platformie zwolenników, powinien wystrzegać się języka emocji, bezpośredniego ataku, opowiadania bajek, że Tuskowi źle z oczu patrzy. Dla większości społeczeństwa staje się wtedy niewiarygodny – pisze psycholog Norbert Maliszewski

Publikacja: 27.02.2008 00:13

Red

Kilka dni temu upłynęło nie tylko 100 dni rządów Donalda Tuska, ale także studniówka Jarosława Kaczyńskiego w roli lidera opozycji. Te dwie postacie zmonopolizowały polityczną debatę w Polsce. Sukcesem Tuska było gładkie wejście w rolę bohatera pozytywnego i przylepienie przeciwnikowi etykietki czarnego luda. W konsekwencji wyborcy traktują dziś dokonania lidera PO dość pobłażliwie. I mimo protestów społecznych oraz słabych ocen dokonań rządu okazuje się, że ludzie ufają Tuskowi, a poparcie dla Platformy rośnie.

Jak może temu przeciwdziałać Jarosław Kaczyński? Nowy spot PiS – animowana bajka o wilku – nie był dobrym pomysłem. Takie chwyty zostaną źle odebrane, bo odwołują się głównie do emocji. Widać to już na forach internetowych: filmik jest oceniany jako infantylny, ludzie żartują, że PiS broni Czerwonego Kapturka. Nieskuteczny będzie także bezpośredni atak na osobę lubianą, czyli popularnego premiera, zwłaszcza gdy atakować będzie Jarosław Kaczyński uważany za człowieka antypatycznego. Kaczyński powinien unikać walki na emocje i znaleźć nowy sposób na zmianę biegunów sceny politycznej.

Tymczasem Jarosław Kaczyński zafundował swoim wyborcom huśtawkę emocji. Na początku przyjął rolę złego policjanta.

Śledczy często stosują tę grę, żeby skłonić podejrzanego do zeznań. Najpierw zły policjant stara się go zastraszyć. Potem pojawia się jako niespodziewane wybawienie dobry policjant. Jarosław Kaczyński jako zły policjant, kierując największą partią opozycyjną w Sejmie, zajadle krytykował Tuska i wytykał błędy rządu PO – PSL. Dzięki temu PiS pozostało jedyną wyraźną alternatywą dla PO.

Taki zły policjant mógłby zmusić premiera do przeprowadzenia niepopularnych reform. Wtedy pojawiłby się dobry policjant – czyli prezydent Lech Kaczyński. Mając możliwość wprowadzenia weta, mógłby stać się wybawcą dla każdej „uciemiężonej” grupy zawodowej.

Polityka administrowania państwem Donalda Tuska przypomina krawiecki zakład usługowy: szycie na miarę, w zależności od potrzeb chwili

Strategia ta, pozornie skuteczna, ma jednak wady. Szybko pokazały to sondaże. Mimo protestów społecznych, strajków pielęgniarek, celników czy górników odsetek zwolenników Platformy się powiększał, malał zaś procent osób popierających PiS. Okazało się, że PO wygrała wybory nie tylko dzięki obietnicy drugiej Irlandii, ale też z powodu zmęczenia wyborców bierno-agresywną postawą PiS w ostatnim okresie koalicji z LPR i Samoobroną. W pamięci wyborców zostały afery, podsłuchy, konflikty.

Jarosław Kaczyński grał złego policjanta jeszcze pod koniec zeszłego roku. Nie sprawdził się w tej roli. Mógł odnieść sukces, gdyby był prawym szeryfem, twardzielem działającym czasem brutalnie, ale w dobrej sprawie, niczym Brudny Harry. Ale i tu popełnił błędy. Nie stoczył pojedynku nawet ze swoimi oponentami w partii – Kazimierzem Ujazdowskim, Pawłem Zalewskim, a nawet Ludwikiem Dornem. Zwyciężył ich pokątnie. Używał kąśliwego języka. Robił z PiS ofiarę mediów. A twardziel, który gra ofiarę, staje się śmieszny.

W pewnym momencie Kaczyński dostrzegł, że tożsamością PO jest bycie anty-PiS. I postanowił rozbić ten czarno-biały podział na dobrą Platformę i niedobre PiS. Partia i jej lider musieli zatem podjąć trud zmiany wizerunku. Kaczyński słusznie odrzucił podpowiedzi niektórych publicystów, aby był bardziej liberalny i uśmiechał się szerzej niż Tusk. Wiedział, że nie może być ani drugim Balcerowiczem, ani czarującym uwodzicielem opinii publicznej.

PiS ogłosiło, że odmłodzi i unowocześni swój wizerunek, przesunie się bardziej w kierunku centrum. Stąd spotkania ze środowiskiem akademickim, zapowiedź internetowej ofensywy, większy dystans do słuchaczy Radia Maryja. W tej grze było jednak dwóch partnerów, a powodzenie próby zmiany wizerunku zależało też od tego, jak zareaguje druga strona.

Platforma zaczęła już płacić cenę rządzenia. Rozpoczął się proces demitologizacji Tuska wizjonera. W ciągu pierwszych 100 dni działania lidera PO miały charakter reaktywny – dopiero gdy coś się działo, premier próbował temu przeciwdziałać: rozmawiać, obiecywać. Nakręcało to spiralę roszczeń, bo ludzie odkryli, że „jeśli będziemy strajkować, to i nami premier się zajmie”. Tusk gasił społeczne pożary podczas gorących debat. Wywoływał (czasem w jego imieniu działali ministrowie) tematy zastępcze: zapłodnienie in vitro, wprowadzenie religii na matury, zagłuszanie strajkujących pielęgniarek przez PiS, nieustające spory z prezydentem. Platforma koncentrowała się na pokazywaniu, jak bardzo złe jest PiS. Tym sposobem PO wchodziła w buty bierno-agresywnego PiS sprzed wyborów.

Największym błędem Tuska było jednak złamanie podstawowych reguł marketingowych. Otóż pojęcie marketingu zwykle jest źle rozumiane. Dzieje się tak, gdyż specjaliści od wizerunku powtarzają banały o mowie ciała, gestach, o byciu medialnymi małpkami. A to tylko drobny element programu marketingowego, u podstaw którego zawsze tkwi produkt. Jest nim projekt polityczny, pomysł na rządzenie, wizja państwa. Brak takiego pomysłu, a koncentrowanie się tylko na miękkich technikach byłby np. w marketingu samochodów pominięciem ustalenia strategii ceny, odbiorcy, dystrybucji, wyposażenia. Ale nie da się sprzedać samochodu tylko za pomocą chwytliwej muzyki w reklamie i przez właściwy dobór modelek.

Produkt marketingowy miał Jarosław Kaczyński – była nim IV RP, odnowa moralna. Natomiast polityka drobnych kroków, administrowania państwem Donalda Tuska przypominała bardziej krawiecki zakład usługowy: szycie na miarę w zależności od potrzeb chwili.

Za ten brak wizjonerstwa Tusk był dość powszechnie krytykowany. Odpowiedzią stał się 125-stronicowy dokument zatytułowany „Strategiczny plan rządzenia”, który Sławomir Nowak przedstawił w niedzielę. Strategii i planu było w nim niewiele, pojawił się za to deszcz obietnic powstały po burzy mózgów w każdym z ministerstw. To powrót do obietnic sprzed wyborów, których „ideał sięgnął bruku” już w pierwszych tygodniach rządzenia. Tym razem realizację cudu wyznaczono na 2015 rok, dzięki czemu Tusk nie będzie musiał się rozliczać z obietnic podczas kolejnych wyborów parlamentarnych.

Prawdziwy projekt powinien być jednak całościowy, skierowany ku przyszłości, i zawierać trudne reformy. Polacy nie są głupi – przyzwyczaili się do oszczędzania, aby np. kupić mieszkanie czy zapłacić za studia. W tym celu są gotowi zrezygnować z doraźnej konsumpcji, jeśli tylko będą wiedzieć, że czemuś to służy.

Krótkowzroczność polityki drobnych kroków Tuska daje Jarosławowi Kaczyńskiemu możliwość kontrataku. Zwłaszcza że huśtawka sympatii wyborców osiągnęła chyba swój maksymalny pułap. Politycy PO usilnie próbują ją teraz zablokować na progu 50 proc. poparcia.

W jaki sposób Jarosław Kaczyński może popchnąć tę huśtawkę w drugą stronę? Otóż służyć temu może odrzucenie walki na emocje, bo na tym polu role są podzielone. Powinien inaczej zbudować oś konfliktu: zgodnie z linią aktywności i rozumu.

Sieć skojarzeniowa każdego człowieka jest zorganizowana w taki sposób, że najważniejszym jest dla niego wartościowanie – co jest dobre, a co złe. Stąd na przykład popularność takich wyobrażeń, w których dobro jest przeciwstawione złu. Tusk został skojarzony z dobrym wymiarem.

Ilustracją siły takiej asocjacji jest następująca anegdota: jeden ze znajomych profesorów krytykował przez kilkanaście minut dokonania rządu, nie zostawił na Tusku suchej nitki. Na końcu stwierdził: „To nic, bywa. Lubię Tuska”. Podobne procesy prawdopodobnie zachodzą u dziennikarzy i wyborców, którzy kierują się sympatią dla premiera i patrzą na niego przez różowe okulary.

Dlatego Jarosław Kaczyński powinien wystrzegać się języka emocji, bezpośredniego ataku, opowiadania bajek, że liderowi PO źle z oczu patrzy, gdyż dla większości społeczeństwa staje się niewiarygodny. Przypisując Tuskowi negatywne emocje, wzmacnia tylko swój negatywny potencjał.

Nie należy jednak zapominać, że innymi istotnymi wymiarami w sieci ludzkich skojarzeń są: siła przeciw słabości, bierność przeciw aktywności itd. W tych kategoriach oceny Tuska są znacznie gorsze, i to nawet wśród sympatyków Platformy. Jarosław Kaczyński powinien więc pokazać, że ma pomysł na rządzenie państwem, że sprawdza się w sytuacjach trudnych, że działa, jest silny i aktywny. Powinien zaproponować Polakom nowy projekt polityczny, nawet jeśli nie może go teraz realizować. Stworzyłby wtedy konstruktywną alternatywę dla Tuska źle postrzeganego w tym wymiarze. Mógłby liczyć, że ludzie porzucą sferę serca, a ich rozum upomni się o swoje prawa.

W starożytnej Grecji słynny był spór dwóch znakomitych, lecz zupełnie różnych mówców. Kiedy przemawiał Ajschines, wszyscy zachwycali się, jak pięknie mówi. Kiedy mówił Demostenes, przekonani przez niego ludzie krzyczeli „maszerujmy przeciw Filipowi!”. Uroda, temperament, pozytywny potencjał nie są mocnymi stronami lidera PiS, sprzyjają zaś Tuskowi, który gra rolę Ajschinesa. Jarosław Kaczyński jest jak Demostenes.

Lider PiS potrafi przemawiać do rozumu i przekonać do podejmowania wysiłków. To jego szansa: wygrać nie emocją, lecz rozumem. Tylko czy dziś publiczność, zachwycona odgrywanym przez rząd politycznym serialem „M jak miłość”, będzie skłonna pójść po rozum do głowy?

Autor jest psychologiem społecznym, kierownikiem studiów podyplomowych psychologia reklamy organizowanych przez Uniwersytet Warszawski i agencję reklamową Publicis.

Kilka dni temu upłynęło nie tylko 100 dni rządów Donalda Tuska, ale także studniówka Jarosława Kaczyńskiego w roli lidera opozycji. Te dwie postacie zmonopolizowały polityczną debatę w Polsce. Sukcesem Tuska było gładkie wejście w rolę bohatera pozytywnego i przylepienie przeciwnikowi etykietki czarnego luda. W konsekwencji wyborcy traktują dziś dokonania lidera PO dość pobłażliwie. I mimo protestów społecznych oraz słabych ocen dokonań rządu okazuje się, że ludzie ufają Tuskowi, a poparcie dla Platformy rośnie.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?