"Szkło kontaktowe" wystartowało przed pięcioma laty w najbardziej gorącym okresie współczesnej polityki, która antagonizowała społeczeństwo jak nigdy dotąd. Program idealnie wyczuł swój moment. Trafiona okazała się forma publicystyczno-satyryczna, a interaktywny charakter programu to strzał w dziesiątkę.
Pamiętam, jak Radio TOK FM było w pełni nastawione na interakcję ze słuchaczem, i mimo że nie mieliśmy takiego satyrycznego programu, to kontaktujący się z nami ludzie powodowali, że tworzyła się podobna atmosfera jak w "Szkle kontaktowym". Odbiorcy uwielbiają formułę, która umożliwia im współtworzenie programu przez zabieranie głosu na antenie. A są to często interesujące i trafne komentarze, bo pochodzą od osób niezwiązanych zawodowo z polityką. Oczywiście śledzą one informacje, ale nie są skupione na poszukiwaniu newsów i podstawianiu politykom mikrofonów. To powoduje, że w swojej ocenie bywają bardziej zdystansowane, choć często dosadne.
Ten program zaspokaja potrzebę zabierania głosu w debacie publicznej oraz mówienia pewnych rzeczy bez ogródek i wysilania się na elegancję językową oraz mądrość ekspercką. W "Szkle kontaktowym" głos ludu brzmi bardzo wyraźnie. Chociaż jest to podstawowa zaleta programu, to efekt tworzy cała jego konstrukcja. Przerysowane materiały filmowe mające za zadanie przedstawienie polityków w śmiesznych sytuacjach pozwalają widzom wczuć się w specyficzną atmosferę żartu. Nie byłoby to dopuszczalne w zwyczajnym programie publicystycznym, ale w tej satyrycznej mieszance jest możliwe. Wszystko okraszone jest niemalże kabaretowymi występami prowadzących, których niewątpliwy urok osobisty przyciąga publiczność. Prowadzącym udaje się wytworzyć atmosferę podwieczorków przy mikrofonie z charakterystycznym ciepłem i poczuciem swojskości. Bez szaleńczego tempa, jakie codziennie jest w informacjach. Zbliża to ludzi do programu i zachęca do wzięcia w nim udziału.
Takich propozycji dla widzów nie ma zbyt wiele w polskich mediach. Oczywiście "Szkło kontaktowe" czasami naraża się na krytykę. Gdy jednak czytam stare felietony Antoniego Słonimskiego, odnoszę wrażenie, że dawniej dziennikarze i pisarze pozwalali sobie na dużo więcej subiektywizmu niż obecnie. Dziś pod płaszczykiem przymusowego obiektywizmu kryje się nieszczerość czy wymuszona poprawność polityczna. Nie namawiam tu do niepoprawności w postaci jakiegoś brutalnego obrażania czy szargania ludzkiej godności. Są pewne nieprzekraczalne granice dobrego smaku i w moim przekonaniu "Szkło kontaktowe" trzyma poziom. Do dziś pamiętam materiał z Grzegorzem Schetyną odpowiadającym grzecznie "dzień dobry" Czesiowi z "Włatcy Móch" podczas konferencji prasowej (głosu Czesia używano wtedy masowo w dzwonkach telefonów komórkowych) albo ten przedstawiający posła Artura Zawiszę, który w różnych okolicznościach niemalże zasypia na posiedzeniach Sejmu i komisji śledczej. Takie obrazki pokazują nam drugą twarz parlamentu. Prawdziwą i zwyczajnie ludzką.
Chciałabym życzyć "Szkłu kontaktowemu" kolejnych pięciu lat na antenie i możliwości obchodzenia dziesięciolecia. Wprawdzie nie ma gwiazd czy programów, które wiecznie byłyby na samym szczycie, ale czasem się to zdarza i mam nadzieję, że tak będzie także w tym wypadku. Bo nie wydaje mi się, by coś mogło zagrozić popularności "Szkła". Zawsze będziemy mieli z czego się śmiać w polityce i co komentować. Politycy nie zaspokajają naszych oczekiwań i pewnie nie zaspokoją ich w przyszłości, a dopiero gdyby spełnili wszystkie nasze pragnienia, ustałaby chęć śmiania się z nich i ich błędów.