[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/03/23/piotr-winczorek-o-czym-zapomnieli-kandydaci/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]
Debata przedwyborcza w PO z udziałem Bronisława Komorowskiego i Radosława Sikorskiego pokazała, jakich tematów powinno się przy podobnych okazjach unikać, a jakie można i należy podjąć ku powszechnemu pożytkowi. Wybory, w których, reprezentując Platformę Obywatelską, uczestniczyć będzie jeden z dotychczasowych pretendentów i w których pojawi się znaczna ilość innych kandydatów o zróżnicowanych przekonaniach politycznych i nastawieniach ideowych, staną się zapewne okazją do niejednej podobnego typu, może nawet bardziej emocjonującej, debaty.
[srodtytul]Co może prezydent[/srodtytul]
Trzeba jednak pamiętać, co jest stawką tych wyborów. Nie prawo do rządzenia państwem uzyskane dzięki zdobyciu większości parlamentarnej, a urząd prezydenta Rzeczypospolitej. Urząd ten jest bez wątpienia najbardziej prestiżowym stanowiskiem we władzach publicznych naszego kraju, ale z ograniczonymi, choć szerokimi, uprawnieniami decyzyjnymi. Istnieje obawa, że kandydaci na stanowisko prezydenta mogą o tym zapominać lub po prostu o tym nie wiedzieć.
Już w trakcie spotkania Komorowski – Sikorski pojawiła się tego rodzaju kwestia. Prowadzący je posłowie PO zapytali obu pretendentów, czy podpisaliby ustawę zmieniającą konstytucję w sposób, który ogranicza uprawnienia głowy państwa (sprawa weta). Żaden z dyskutantów nie zareagował na to pytanie w jeden możliwy sposób, to jest, przypominając, że zgodnie z obecnie obowiązującymi przepisami prezydent nie może odmówić podpisania takiej ustawy. Nie może jej ani zawetować, ani skierować przed podpisaniem lub po nim do Trybunału Konstytucyjnego, chyba że chodziłoby o skontrolowanie, czy Sejm i Senat zachował odpowiednią procedurę ustawodawczą.