O czym zapomnieli kandydaci

Pytanie, czy podpisaliby zmianę konstytucji ograniczającą weto prezydenta, uczestnicy debaty prawyborczej powinni skwitować stwierdzeniem, że głowa państwa nie może odmówić takiego podpisu. Jednak żaden z nich tego nie powiedział – pisze konstytucjonalista

Aktualizacja: 23.03.2010 18:26 Publikacja: 23.03.2010 18:19

Prof. Piotr Winczorek

Prof. Piotr Winczorek

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/03/23/piotr-winczorek-o-czym-zapomnieli-kandydaci/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]

Debata przedwyborcza w PO z udziałem Bronisława Komorowskiego i Radosława Sikorskiego pokazała, jakich tematów powinno się przy podobnych okazjach unikać, a jakie można i należy podjąć ku powszechnemu pożytkowi. Wybory, w których, reprezentując Platformę Obywatelską, uczestniczyć będzie jeden z dotychczasowych pretendentów i w których pojawi się znaczna ilość innych kandydatów o zróżnicowanych przekonaniach politycznych i nastawieniach ideowych, staną się zapewne okazją do niejednej podobnego typu, może nawet bardziej emocjonującej, debaty.

[srodtytul]Co może prezydent[/srodtytul]

Trzeba jednak pamiętać, co jest stawką tych wyborów. Nie prawo do rządzenia państwem uzyskane dzięki zdobyciu większości parlamentarnej, a urząd prezydenta Rzeczypospolitej. Urząd ten jest bez wątpienia najbardziej prestiżowym stanowiskiem we władzach publicznych naszego kraju, ale z ograniczonymi, choć szerokimi, uprawnieniami decyzyjnymi. Istnieje obawa, że kandydaci na stanowisko prezydenta mogą o tym zapominać lub po prostu o tym nie wiedzieć.

Już w trakcie spotkania Komorowski – Sikorski pojawiła się tego rodzaju kwestia. Prowadzący je posłowie PO zapytali obu pretendentów, czy podpisaliby ustawę zmieniającą konstytucję w sposób, który ogranicza uprawnienia głowy państwa (sprawa weta). Żaden z dyskutantów nie zareagował na to pytanie w jeden możliwy sposób, to jest, przypominając, że zgodnie z obecnie obowiązującymi przepisami prezydent nie może odmówić podpisania takiej ustawy. Nie może jej ani zawetować, ani skierować przed podpisaniem lub po nim do Trybunału Konstytucyjnego, chyba że chodziłoby o skontrolowanie, czy Sejm i Senat zachował odpowiednią procedurę ustawodawczą.

Zatem jego wola i osobiste preferencje w tym przypadku się nie liczą. Tego typu reakcja byłaby tym bardziej na miejscu, że wykluczyłaby potrzebę wdawania się w dalsze rozważania, które doprowadziły marszałka Bronisława Komorowskiego do twierdzenia, iż zmiana konstytucji w trakcie trwania kadencji prezydenta jest niemożliwa.

Otóż jest ona dopuszczalna, nawet jeśli dotyczy jego uprawnień i obowiązków, choć powinna wejść w życie dopiero tuż przed rozpoczęciem nowej kadencji. Jeśli więc tak wytrawni politycy, mający na co dzień do czynienia ze stosowaniem przepisów konstytucyjnych popełniają dotyczące jej pomyłki, to co powiedzieć o innych, którzy z tym aktem mało mają zapewne do czynienia.

Niebezpieczeństwo, o którym piszę, polega jednak przede wszystkim na tym, że w ferworze polemik przedwyborczych mogą się pojawiać obietnice, których przyszły prezydent spełnić nie jest stanie, ponieważ podejmowanie decyzji mających je realizować nie leży w granicach jego konstytucyjnych zadań i kompetencji. Wyborcy będący adresatami takich obietnic mogą dać się im łatwo uwieść. Miło jest bowiem słyszeć, że władza będzie o nas dbać, i dowiadywać się, ile dobrego ma zamiar dla nas w przyszłości uczynić.

Gdyby, na przykład, kandydat na prezydenta obiecywał, że skutecznie i raz na zawsze zreformuje służbę zdrowia, doda pieniędzy emerytom i rencistom, zadba o wzrost dochodów z rolnictwa, wybuduje kolejnych 2000 km autostrad, a nawet spowoduje, iż kolejnej zimy ulice miast będą staranniej odśnieżane, to w głowach słuchających go osób powinno się natychmiast zapalić czerwone światełko.

[srodtytul] Odróżnić kampanie[/srodtytul]

Jest jednak bardzo prawdopodobne, że niektórzy przynajmniej kandydaci na prezydenta takich właśnie argumentów będą się imać w nadziei, że polepszy to ich szanse wyborcze. Nie jest to nadzieja całkiem nieuzasadniona, bo przecież znaczna część wyborców nie orientuje się, co prezydent, działając zgodnie z prawem, może, a czego nie może zapewnić.

Trzeba odróżnić kampanię prezydencką od innych kampanii wyborczych. W każdej z nich, jeśli chciałoby się zachować minimum racjonalności, powinny się pojawiać odmiennego rodzaju, lecz zawsze adekwatne do sytuacji argumenty. Nikt dysponujący elementarną choćby wiedzą na temat ustroju państwa nie powinien uwierzyć kandydatowi na wójta, że doprowadzi do przyjęcia przez Polskę wspólnej waluty europejskiej.

Kandydat na europosła z kolei byłby niewiarygodny, gdyby obiecywał gminnym wyborcom, że załatwi usunięcie z urzędu nielubianego wójta. Ale w kampanii wyborczej do parlamentu, która pośrednio przesądza w czyich rękach znajdzie się ster rządów, takie kwestie, jak przyjęcie euro, zmiana systemu emerytalnego czy doposażenie służby zdrowia to tematy całkowicie na miejscu.

Co zatem może i powinno się pojawić jako istotny wątek w kampanii prezydenckiej? Przede wszystkim kwestia kształtu, jaki chciałby swej prezydenturze nadać ubiegający się o nią kandydat. Odpowiedź na tak postawione pytanie nie może być z natury zbyt szczegółowa. Lecz wiedzieć warto, czy ma być skierowana bardziej na reprezentowanie państwa na zewnątrz przy założeniu, że reprezentowanie to nie narusza uprawnień rządu w prowadzeniu polityki zagranicznej, czy też ma polegać na skupieniu się bardziej na sprawach wewnętrznych, np. na działaniach o charakterze koncyliacyjnym i arbitrażowym. Radosław Sikorski i Bronisław Komorowski dali w swoich wystąpieniach dowód, że takie stawianie spraw nie jest im obce.

Kolejnym tematem kampanii może być program prezydenckich wystąpień legislacyjnych. Prezydent dysponuje bowiem prawem inicjatywy ustawodawczej i powinien, choćby w ogólnych zarysach, zapoznać wyborców ze swoimi ustawodawczymi preferencjami. Nie jest jednak dysponentem pieniędzy budżetowych, dlatego jego propozycje legislacyjne powinny być tak pomyślane, aby nie naruszały sfery, w której – z racji odpowiedzialności za budżet – szczególne zadania i obowiązki ciążą na rządzie. Dobrze byłoby, aby ujawnił publicznie, jakimi zasadami będzie się kierować, kiedy stanie w obliczu konieczności zawetowania ustawy, jaką linię przewodnią przyjmie, gdy będą mu przedstawiane do ratyfikacji umowy międzynarodowe.

Jakie kryteria będzie miał na względzie w dziedzinie polityki personalnej, w której, na mocy konstytucji, będzie musiał brać udział. Chodzi tu np. o nominacje w Siłach Zbrojnych RP, w sądownictwie, w dyplomacji. Jakiego typu zasługi będzie nagradzał, przyznając odznaczenia i ordery? Czy i w jakim zakresie i w jakich sytuacjach będzie stosował prawo łaski? Jaka będzie jego polityka nadawania obywatelstwa polskiego?

Nie jest to co prawda kwestia racjonalnych argumentów, ale dla obywateli sprawa to nad wyraz ważna. W kampanii wyborczej kandydat na prezydenta winien przedstawić się jako człowiek o określonym charakterze, postawie i przekonaniach moralnych, jako osoba, o której każdy może powiedzieć, czy wzbudza jego zaufanie. Jest to tym bardziej istotne, że urząd prezydenta jest w najwyższym stopniu spersonalizowany. Cechy osobowościowe jego piastuna mogą w sposób bardzo zasadniczy przesądzić o ukształtowaniu się (albo nie) wokół niego życzliwej atmosfery społecznej.

[srodtytul]Wizerunek i sylwetka [/srodtytul]

Istnienie dobrej atmosfery jest bardzo ważne dla funkcjonowania państwa i jego relacji z obywatelami. Umacnia ich więzi ze wspólnotą państwową i znacznie ułatwia prezydentowi wykonywanie zadań jako arbitra w sporach społecznych i politycznych. Kłótnik, zarozumialec, fanatyk jako prezydent, nawet jeśli jest wiązany prawem, to dla państwa i obywateli ciężki los. Osoba otwarta i życzliwa wobec ludzi, zrównoważona emocjonalnie, skromna, skłonna do autokrytycyzmu, a do tego niepozbawiona poczucia humoru to dla państwa i obywateli błogosławieństwo. W każdym zaś przypadku musi to być osoba umiejąca podejmować trudne decyzje i nieuciekająca od odpowiedzialności przez zasłanianie się innymi, gdy popełni jakiś błąd.

W kampanii prezydenckiej tzw. wizerunek, ogólna sylwetka kandydata liczy się więc w równym stopniu co jego program polityczny. Istnieje oczywiście niebezpieczeństwo, że kandydaci będą ten wizerunek sztucznie tworzyć, pozostając ludźmi zgoła innymi, niż próbują nam to publicznie przedstawić. Ale są kontrkandydaci, jest prasa i opinia publiczna, które, miejmy nadzieję, wizerunek ten potrafią skorygować – oby w zgodnym z prawdą kierunku.

[i] Autor jest profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, znawcą tematyki konstytucyjnej, stałym współpracownikiem "Rzeczpospolitej" [/i]

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/03/23/piotr-winczorek-o-czym-zapomnieli-kandydaci/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]

Debata przedwyborcza w PO z udziałem Bronisława Komorowskiego i Radosława Sikorskiego pokazała, jakich tematów powinno się przy podobnych okazjach unikać, a jakie można i należy podjąć ku powszechnemu pożytkowi. Wybory, w których, reprezentując Platformę Obywatelską, uczestniczyć będzie jeden z dotychczasowych pretendentów i w których pojawi się znaczna ilość innych kandydatów o zróżnicowanych przekonaniach politycznych i nastawieniach ideowych, staną się zapewne okazją do niejednej podobnego typu, może nawet bardziej emocjonującej, debaty.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?