Komorowski na dorobku

Na razie, być może z powodu tradycyjnej ostrożności, marszałek Sejmu unika zbyt hardego demonstrowania swej odrębności. Ale co będzie później? – zastanawia się publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 31.03.2010 01:20

Piotr Semka

Piotr Semka

Foto: Rzeczpospolita, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

[wyimek][link=http://blog.rp.pl/semka/2010/03/31/komorowski-na-dorobku/" " target=_blank]Weź udział w dyskusji[/link][/wyimek]

Po ciągnących się prawyborach w Platformie Obywatelskiej oraz ich uroczystym sobotnim finale Polacy mają prawo być już nieco zmęczeni Bronisławem Komorowskim. Przez pięć tygodni oglądaliśmy migawki ze spotkań z marszałkiem Sejmu, wywiady z marszałkiem Sejmu i wreszcie efektowne raporty o jego małżonce, rodzinie i wszystkich możliwych przodkach. Wiemy już, że miał dziadka pirata, który porwał kanonierkę na Wołdze, i że przysługuje mu starodawny herb Korczak. Poznaliśmy też jego żonę Annę i dowiedzieliśmy się, jak wiele musiało upłynąć czasu, zanim Bronisław ośmielił się poprosić ją o rękę. Teraz, gdy znamy już najważniejsze fakty z jego życia, możemy pokusić się o próbę odpowiedzi także na inne pytania.

[srodtytul]1. Czy Donald Tusk zyskał groźnego konkurenta?[/srodtytul]

Od 2001 roku, kiedy Bronisław Komorowski przeniósł się z gasnącego Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego do Platformy Obywatelskiej, zawsze dbał o to, by nie wikłać się w nic, co mogłoby go skonfliktować z Donaldem Tuskiem. Dzięki temu w 2005 roku Platforma zaproponowała jego kandydaturę na urząd marszałka Sejmu. Wtedy Sejm ją odrzucił. Triumf nadszedł w 2007 roku, gdy po wygranych przez Platformę wyborach Komorowski zasiadł w marszałkowskim fotelu.

Choć dziś spin doktorzy Platformy kreują go na „człowieka pojednania”, w sejmowych sporach Komorowski wiele razy wykonywał polecenia premiera, nie szukając porozumienia z przeciwnikami. Sprawnie potrafił też zaatakować prezydenta, np. ironicznie komentując perypetie Lecha Kaczyńskiego w Gruzji: „Jaki wyjazd, taki zamach”. Ta jego spolegliwość spowodowała, że do niedawna był uważany za idealnego kandydata na prezydenta, który nie zamelduje wprawdzie Donaldowi Tuskowi wykonania zadania, ale w rzeczywistości będzie trzymał nad rządem parasol ochronny. I który Pałac Prezydencki uzna za idealne miejsce do zawieszenia atrakcyjnego żyrandola.

Jednak mniej więcej od połowy kampanii uwagę komentatorów zwróciła pewna charakterystyczna rzecz – otóż Komorowski, w odróżnieniu od Radosława Sikorskiego, swoich wystąpień nie okraszał każdorazowo adresem wiernopoddańczym do wszechwładnego Donalda Tuska. Nie uczynił tego ani w czasie debaty w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego, ani podczas uroczystości ogłoszenia wyników prawyborów.

Co więcej, podczas debaty zdecydowanie podkreślał, że za jego kadencji uprawnienia prezydenta będą wynikać ze starej konstytucji. A jeśli nawet Sejm przegłosuje ustawę ograniczającą jego kompetencje, to zmiany te nie wejdą w życie wcześniej niż w 2015 roku (a więc może chodzić dopiero o ewentualną drugą kadencję). Jak zauważył prof. Piotr Winczorek, Komorowski nie chciał nawet jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy podpisałby ustawę zmieniającą uprawnienia prezydenta na jego niekorzyść, choć byłoby to jego obowiązkiem.

Pytany o to, kto powinien reprezentować Polskę na szczytach unijnych, marszałek Sejmu z tajemniczym uśmiechem odpowiedział, że winno to być wynikiem wzajemnych ustaleń prezydenta i premiera. Na razie, być może z powodu tradycyjnej ostrożności, Komorowski unika zbyt hardego demonstrowania swej odrębności. Wprawdzie daje do zrozumienia, iż zachowa obecne kompetencje prezydenta, ale deklaruje też, że będzie z nich korzystał w sposób mądry i uzasadniony. Ale co jest mądrością i co jest uzasadnione – to już będzie definiował sam.

Zdaje się doskonale wiedzieć, że Tuskowi jest już trudno wycofać go z wyborów. A im wyżej będą się piąć słupki jego notowań, tym jego pozycja będzie mocniejsza. Wzmacnia ją dodatkowo solidny wynik – 70 proc. głosów członków partii uczestniczących w prawyborach. To wyraźny dowód, jak wiele kontaktów na szczeblu lokalnym nawiązał w czasie marszałkowskich wizyt we wszystkich zakątkach Polski. Nagle okazało się, że jest bardzo lubiany przez baronów Platformy. Jeśli wyrósł już za wysoko, wtedy można się spodziewać, że Donald Tusk będzie się starał jeszcze w czasie kampanii prezydenckiej zastąpić go na fotelu marszałka Sejmu Grzegorzem Schetyną. Sekretarz PO wyraził gotowość do takiego ruchu. Komorowski wolałby pozostać na swoim fotelu. Czy Tuskowi starczy sił, by pozbawić go funkcji drugiej osoby w państwie? Niezawodny sojusznik Komorowskiego Janusz Palikot zabrał się już do ataków na Schetynę – zamiast myśleć o funkcji marszałka, powinien raczej, mówi Palikot, pokajać się za słabą frekwencję w prawyborach. Czy ta akcja to początek obrony marszałkowskiego fotela?

[srodtytul]2. Jak sukces Komorowskiego wpłynie na Platformę?[/srodtytul]

Dotąd patrzyliśmy na PO przez pryzmat Donalda Tuska i grupy jego stosunkowo młodych kompanów, z którymi premier pija wyborne wina, kopie piłkę i ogląda najciekawsze mecze. Po prawyborach zobaczyliśmy Platformę jako partię, w której silną grupę stanowią lokalni ludzie władzy. Partię raczej 50-latków niż cudownych politycznych dzieci w rodzaju Sławomira Nowaka. I to właśnie owe 40, 50-latki wybrały Komorowskiego, a utrąciły zbyt młodego ich zdaniem Radosława Sikorskiego.

Ci ludzie muszą mieć dla Komorowskiego znacznie większą dozę sympatii niż dla surowego pantokratora Donalda Tuska. Owszem, zbudował on potęgę Platformy i wynikające z niej obszary władzy oraz pieniędzy, ale potrafi też nieprzyjemnie zaskoczyć – np. wyrzucając z dnia na dzień z powodu afery hazardowej sześć czołowych postaci tej partii. A Platforma chce dziś tylko w spokoju konsumować frukta władzy.

Te nastroje odsłoniła nieco prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, która skrytykowała ideę prawyborów przed wyborami samorządowymi. W Radiu TOK FM, odpowiadając na pytanie: „Dlaczego zapis o obowiązkowych prawyborach nie powinien zostać umieszczony w statucie partii?”, odpowiedziała szczerze: „Czasami można zgłosić kogoś, kto ma mniejsze szanse, ale jest nasz”. To dowód na to, że wielu platformerskich wielmożów pomysł prawyborów nie zachwycił. Być może stąd się wziął tak szeroki ich bojkot. Być może miał on też uświadomić Tuskowi, żeby więcej się w takie zabawy nie pakował. Przynajmniej na lokalnym szczeblu. Tym bardziej że platformerscy baronowie coraz bardziej zdają się obawiać kierunku, w jakim idzie ich partia.

Dziś Platforma jest ogromnym ugrupowaniem, które jak odkurzacz wsysa zarówno wszechpolaków Romana Giertycha, jak i pragmatyków, którzy wcześniej orientowali się na Unię Wolności czy SLD. Dla nich Komorowski jest jak cudowna Arka Przymierza, która zawiera pewne cechy prawicy, jest strawna dla lewicy i kojarzy się z epoką sytej stabilizacji. Jeśli Komorowski zostanie prezydentem, to czy w naturalny sposób nie zwróci się doń wielu platformerskich baronów? Czy ci, którzy zezłoszczą się z powodu jakiejś autorytarnej decyzji Tuska, nie zaczną szukać zrozumienia i obrony w Pałacu Prezydenckim?

Na tle Komorowskiego, tego gloryfikatora ładu politycznego III RP, nawet u Donalda Tuska można dopatrzyć się skazy krótkotrwałej fascynacji hasłami radykalnych zmian z lat 2003 – 2005. A posłowie SLD do dziś wypominają Platformie, że gdyby nie uległa ideom IV RP, nie byłoby całego tego „kaczystowskiego zamętu”, który zakłócił pookrągłostołową idyllę.

Bronisław Komorowski może tłumaczyć, że on za takie pomysły – nawet niespełnione – nie odpowiada. Ale Donald Tusk owszem.

[srodtytul]3. Czy Komorowski jest stworzony do historycznego kompromisu PO – SLD?[/srodtytul]

Oczywiście, że tak. „Gazeta Wyborcza” już się zachwyca, że zgarnie on wiele lewicowych głosów. Chwali go też za to, że z liderów PO to on najczęściej puszczał oko do lewicy. Sam Komorowski może też przypominać, że głosował przeciwko rozwiązaniu WSI. Że pierwszy sprzeciwił się pomysłom koalicji z PiS po wyborach 2005 roku. Że jego ojciec, choć walczył w AK, w 1944 roku włożył kościuszkowski mundur i pozostał oficerem także po wojnie. Tym szczegółem swojej biografii zresztą kokietuje on lewicę od lat.

Ciesząc się opinią konserwatysty, Komorowski w rzeczywistości od dawna miał lewicowe inklinacje. Nie przypadkiem chyba najbardziej wyrazistym zwolennikiem Komorowskiego jest dziś Janusz Palikot – człowiek, który nosił koszulkę z hasłem: „Jestem gejem i jestem z SLD”. Komorowski nie musi się też specjalnie przejmować groźbą wywlekania mu dziwnych relacji z WSI. Lewicy tym nie zaszokuje. A jak podejrzewam, wszelkie oskarżenia będzie odrzucać, tłumacząc, że to zwykła czkawka po raporcie Antoniego Macierewicza. Wiele mediów już ułatwia mu zadanie, kreując mit „lochów Lecha”, w których przechowuje się materiały uzyskane w trakcie rozwiązywania WSI. Jeśli ktoś coś mu zarzuci, Komorowski pokiwa tylko głową: no tak, PiS wraca do haków i „dziadka z Wehrmachtu”.

Choć Włodzimierz Cimoszewicz jeszcze się trochę na niego boczy, to po jego wygranej w wyborach prezydenckich politycy lewicy szybko mogą znaleźć z nim wspólny język. Wypracowane teraz porozumienie z lewicą po wyborach parlamentarnych w 2011 roku będzie mogło posłużyć do stworzenia trwałego większościowego układu koalicyjnego PO – SLD z ewentualnym udziałem PSL. Zawsze będzie można tłumaczyć to obroną przed „recydywą kaczyzmu” i chęcią zdobycia pewności, że nie dojdzie do niej w żadnym przewidywalnym czasie. Jakiś kompromis w sprawie in vitro czy aborcji też na pewno da się uzyskać.

Wtedy nawet Donald Tusk będzie się mógł poczuć jak niepoprawny antykomunista. Być może pierwszy raz to zrozumie, gdy zaatakuje go – oczywiście w imieniu prezydenta – Janusz Palikot. Nierealne? Niby dlaczego?

[ramka][srodtytul]Pisali w Opiniach[/srodtytul]

[b]Łukasz Warzecha[/b]

[b][link=http://www.rp.pl/artykul/454223.html]Pionki Donalda Tuska[/link], 30 marca 2010 r.[/b]

[b]Igor Janke[/b]

[b][link=http://www.rp.pl/artykul/453765.html]Komorowski tłumów nie porwie[/link], 29 marca 2010 r.[/b][/ramka]

[wyimek][link=http://blog.rp.pl/semka/2010/03/31/komorowski-na-dorobku/" " target=_blank]Weź udział w dyskusji[/link][/wyimek]

Po ciągnących się prawyborach w Platformie Obywatelskiej oraz ich uroczystym sobotnim finale Polacy mają prawo być już nieco zmęczeni Bronisławem Komorowskim. Przez pięć tygodni oglądaliśmy migawki ze spotkań z marszałkiem Sejmu, wywiady z marszałkiem Sejmu i wreszcie efektowne raporty o jego małżonce, rodzinie i wszystkich możliwych przodkach. Wiemy już, że miał dziadka pirata, który porwał kanonierkę na Wołdze, i że przysługuje mu starodawny herb Korczak. Poznaliśmy też jego żonę Annę i dowiedzieliśmy się, jak wiele musiało upłynąć czasu, zanim Bronisław ośmielił się poprosić ją o rękę. Teraz, gdy znamy już najważniejsze fakty z jego życia, możemy pokusić się o próbę odpowiedzi także na inne pytania.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?