[wyimek][link=http://blog.rp.pl/semka/2010/03/31/komorowski-na-dorobku/" " target=_blank]Weź udział w dyskusji[/link][/wyimek]
Po ciągnących się prawyborach w Platformie Obywatelskiej oraz ich uroczystym sobotnim finale Polacy mają prawo być już nieco zmęczeni Bronisławem Komorowskim. Przez pięć tygodni oglądaliśmy migawki ze spotkań z marszałkiem Sejmu, wywiady z marszałkiem Sejmu i wreszcie efektowne raporty o jego małżonce, rodzinie i wszystkich możliwych przodkach. Wiemy już, że miał dziadka pirata, który porwał kanonierkę na Wołdze, i że przysługuje mu starodawny herb Korczak. Poznaliśmy też jego żonę Annę i dowiedzieliśmy się, jak wiele musiało upłynąć czasu, zanim Bronisław ośmielił się poprosić ją o rękę. Teraz, gdy znamy już najważniejsze fakty z jego życia, możemy pokusić się o próbę odpowiedzi także na inne pytania.
[srodtytul]1. Czy Donald Tusk zyskał groźnego konkurenta?[/srodtytul]
Od 2001 roku, kiedy Bronisław Komorowski przeniósł się z gasnącego Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego do Platformy Obywatelskiej, zawsze dbał o to, by nie wikłać się w nic, co mogłoby go skonfliktować z Donaldem Tuskiem. Dzięki temu w 2005 roku Platforma zaproponowała jego kandydaturę na urząd marszałka Sejmu. Wtedy Sejm ją odrzucił. Triumf nadszedł w 2007 roku, gdy po wygranych przez Platformę wyborach Komorowski zasiadł w marszałkowskim fotelu.
Choć dziś spin doktorzy Platformy kreują go na „człowieka pojednania”, w sejmowych sporach Komorowski wiele razy wykonywał polecenia premiera, nie szukając porozumienia z przeciwnikami. Sprawnie potrafił też zaatakować prezydenta, np. ironicznie komentując perypetie Lecha Kaczyńskiego w Gruzji: „Jaki wyjazd, taki zamach”. Ta jego spolegliwość spowodowała, że do niedawna był uważany za idealnego kandydata na prezydenta, który nie zamelduje wprawdzie Donaldowi Tuskowi wykonania zadania, ale w rzeczywistości będzie trzymał nad rządem parasol ochronny. I który Pałac Prezydencki uzna za idealne miejsce do zawieszenia atrakcyjnego żyrandola.