Ludowcom taki patron jak Balcerowicz bardzo by się przydał. Po pierwsze, uwiarygodniłby zwrot ku środowiskom miejskim, zainicjowany przez Janusza Piechocińskiego. Po drugie, przyciągnąłby do PSL nie tylko rozbitków z PJN i Solidarnej Polski, ale perspektywicznie także konserwatystów z PO. Po trzecie, nadałby cechy racjonalności programowi, z którym PSL wystartuje w wyborach do Parlamentu Europejskiego, a następnie w wyborach parlamentarnych i prezydenckich w 2015 roku. Sednem tego programu będzie sprzeciw wobec szybkiego przystąpienia Polski do strefy euro. Nie tak radykalny jak w przypadku PiS i niedogmatyczny, lecz przekonująco uzasadniony i możliwy do przyjęcia przez centrowy elektorat.
Nadszarpnąć elektorat PO
Zdecydowana większość Polaków, w tym także spora część wyborców PO, nie chce wspólnej waluty, i ma po temu dobre powody. Tymczasem Platforma Obywatelska, wiele na to wskazuje, najprawdopodobniej uwiąże sobie koło młyńskie wokół szyi, uzależniając własną przyszłość od kwestii członkostwa Polski w strefie euro. PiS liczy na przejęcie rozczarowanego centrowego elektoratu, ale się przeliczy (upraszczając rzecz, można powiedzieć, że z powodu Jarosława Kaczyńskiego i ojca Rydzyka). Za to Leszek Balcerowicz, powtarzając swoją liberalno-narodową mantrę, uwiarygodni nową formację, która powstanie wokół ludowców (lub wokół frondy w PO).
Mantra Balcerowicza (wg „Rzeczpospolitej") brzmi, jak następuje: „większość dyskusji na temat euro to jest (...) pseudodyskusja (...) przystępować czy nie przystępować"; „waga środków unijnych jako czynnika napędzającego wzrost gospodarczy jest przesadzona"; istnieją „inne mocniejsze mechanizmy wzrostu krajów członkowskich (...) przede wszystkim jednolity rynek na dużym obszarze"; nie jest całkowicie jasne, „że jednolity nadzór bankowy na szczeblu Unii Europejskiej na pewno będzie lepszy niż nadzór krajowy w każdym kraju"; nie ma szans, „aby nagle powstał duży wspólny budżet w ramach strefy euro"; „jeżeli ktoś jest niebezpieczny dla Unii Europejskiej, to szczególnie euroentuzjaści. Bo oni próbują narzucić rozwiązania, z którymi większość społeczeństw się nie zgadza"; europejskie państwo federalne „jest w dostrzegalnej perspektywie nierealne i dla naszego rozwoju gospodarczego niepotrzebne"; reformy muszą polegać nie na podwyższaniu podatków, lecz zmniejszaniu wydatków.
Tych osiem twierdzeń – warto je zapamiętać – w zupełności wystarczy, żeby nadszarpnąć elektorat PO. Ten elektorat spostrzegł już, że strefa euro jest strefą podwyższonego ryzyka, i chciałby z ust Tuska czy Sikorskiego usłyszeć to samo, co mówią posłowie PiS, Szczerski czy Szymański. Tak naprawdę chętnie zamieniłby PO na PiS, żeby tylko był to taki PiS w możliwej do przyjęcia formie.
Leszek Balcerowicz to właśnie gwarantuje. Mówi to co poseł Szczerski, zapewniając zarazem centrowych wyborców PO, że nowa formacja nie będzie ani „antyeuropejska" (cokolwiek to znaczy), ani konserwatywna pod względem obyczajowym, ani religiancka, jak PiS. No i nie będzie PiS-em.