Balcerowicz, jałowy doktryner

W wywiadzie udzielonym „Rzeczpospolitej" Leszek Balcerowicz mówi, że Jarosław Kaczyński powinien zostać „honorowym członkiem PO". Ale z tez stawianych przez byłego prezesa NBP wynika, że on sam mógłby zostać honorowym członkiem PSL – pisze publicysta

Aktualizacja: 09.01.2013 00:48 Publikacja: 09.01.2013 00:47

Balcerowicz, jałowy doktryner

Foto: archiwum prywatne

Red

Ludowcom taki patron jak Balcerowicz bardzo by się przydał. Po pierwsze, uwiarygodniłby zwrot ku środowiskom miejskim, zainicjowany przez Janusza Piechocińskiego. Po drugie, przyciągnąłby do PSL nie tylko rozbitków z PJN i Solidarnej Polski, ale perspektywicznie także konserwatystów z PO. Po trzecie, nadałby cechy racjonalności programowi, z którym PSL wystartuje w wyborach do Parlamentu Europejskiego, a następnie w wyborach parlamentarnych i prezydenckich w 2015 roku. Sednem tego programu będzie sprzeciw wobec szybkiego przystąpienia Polski do strefy euro. Nie tak radykalny jak w przypadku PiS i niedogmatyczny, lecz przekonująco uzasadniony i możliwy do przyjęcia przez centrowy elektorat.

Nadszarpnąć elektorat PO

Zdecydowana większość Polaków, w tym także spora część wyborców PO, nie chce wspólnej waluty, i ma po temu dobre powody. Tymczasem Platforma Obywatelska, wiele na to wskazuje, najprawdopodobniej uwiąże sobie koło młyńskie wokół szyi, uzależniając własną przyszłość od kwestii członkostwa Polski w strefie euro. PiS liczy na przejęcie rozczarowanego centrowego elektoratu, ale się przeliczy (upraszczając rzecz, można powiedzieć, że z powodu Jarosława Kaczyńskiego i ojca Rydzyka). Za to Leszek Balcerowicz, powtarzając swoją liberalno-narodową mantrę, uwiarygodni nową formację, która powstanie wokół ludowców (lub wokół frondy w PO).

Mantra Balcerowicza (wg „Rzeczpospolitej") brzmi, jak następuje:  „większość dyskusji na temat euro to jest (...) pseudodyskusja (...) przystępować czy nie przystępować"; „waga środków unijnych jako czynnika napędzającego wzrost gospodarczy jest przesadzona"; istnieją „inne mocniejsze mechanizmy wzrostu krajów członkowskich (...) przede wszystkim jednolity rynek na dużym obszarze"; nie jest całkowicie jasne, „że jednolity nadzór bankowy na szczeblu Unii Europejskiej na pewno będzie lepszy niż nadzór krajowy w każdym kraju"; nie ma szans, „aby nagle powstał duży wspólny budżet w ramach strefy euro";  „jeżeli ktoś jest niebezpieczny dla Unii Europejskiej, to szczególnie euroentuzjaści. Bo oni próbują narzucić rozwiązania, z którymi większość społeczeństw się nie zgadza"; europejskie państwo federalne „jest w dostrzegalnej perspektywie nierealne i dla naszego rozwoju gospodarczego niepotrzebne"; reformy muszą polegać nie na podwyższaniu podatków, lecz zmniejszaniu wydatków.

Tych osiem twierdzeń – warto je zapamiętać – w zupełności wystarczy, żeby nadszarpnąć elektorat PO. Ten elektorat spostrzegł już, że strefa euro jest strefą podwyższonego ryzyka, i chciałby z ust Tuska czy Sikorskiego usłyszeć to samo, co mówią posłowie PiS, Szczerski czy Szymański. Tak naprawdę chętnie zamieniłby PO na PiS, żeby tylko był to taki PiS w możliwej do przyjęcia formie.

Leszek Balcerowicz to właśnie gwarantuje. Mówi to co poseł Szczerski, zapewniając zarazem centrowych wyborców PO, że nowa formacja nie będzie ani „antyeuropejska" (cokolwiek to znaczy), ani konserwatywna pod względem obyczajowym, ani religiancka, jak PiS. No i nie będzie PiS-em.

Przy aplauzie „Wyborczej"

Jest w tym ironia losu, że Platforma Obywatelska, strojąc się w piórka największej strażniczki wartości europejskich nad Wisłą, powtarza kardynalny błąd swej poprzedniczki, Unii Wolności. Jak pamiętamy, spór o przywództwo tej partii po odejściu Leszka Balcerowicza zakończył się frondą Donalda Tuska i powstaniem Platformy Obywatelskiej.

Unici mogli wtedy, w 2001 roku, uniknąć zmiażdżenia przez platformersów, gdyby nie upierali się przy przywództwie Bronisława Geremka, wybranego głosami kierownictwa partii, lecz wbrew woli większości członków i najprawdopodobniej również elektoratu, za to przy aplauzie „Gazety Wyborczej" et consortes.

Obecnie te same środowiska, które zepchnęły w niebyt UW, próbują uszczęśliwić PO. Tymczasem partia Tuska, wygrywając „Odę do radości" w ciężkich, kryzysowych czasach, nie przebije euroentuzjazmu postkomunistycznej lewicy spod znaku SLD ani libertariańskich populistów Palikota, za to całkiem zniechęci do siebie swój, bądź co bądź „postsolidarnościowy", to znaczy nastawiony patriotycznie, elektorat.

Przeciętny wyborca PO mimo wszystko nie jest w stanie pogodzić się z myślą – całkiem oczywistą dla wyborców lewicy – że Polska jest z natury rzeczy państwem sezonowym, ewentualnie „tamponowym" (niezbyt eleganckie określenie brytyjskiego historyka Tony'ego Judta) czy też „fantomowym". A zatem nie będzie tego państwa szkoda, jeśli zastąpi je socjalne (w sferze bytowej) i liberalne (w kwestiach światopoglądowych) państwo europejskie.

To nie jest melodia, którą Donald Tusk mógłby przekonująco zagrać na swojej mandolinie; nawet  – a może zwłaszcza – jeśli prawdą jest, jak twierdzi Józef Pinior w rozmowie z „Krytyką Polityczną", że PO jest na lewo od swego mieszczańskiego elektoratu, a Tusk na lewo od PO.

Platforma może jeszcze uniknąć scenariusza podziału. Wystarczy, że przejmie frazeologię Balcerowicza, co nie będzie trudne, bo przypomina ona retorykę dawnego Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Sytuację Tuska ułatwia ponadto fakt, że głosy, iż „pociąg odjeżdża", to faktycznie „metafory, które nie zastępują analiz", a dyskusja na temat euro rzeczywiście jest pseudodyskusją – i tylko od niego zależy, kiedy ją ukróci.

Jeśli zrobi to szybko, mantra Balcerowicza zagra na korzyść PO zamiast jej konkurentów. Euroentuzjaści, którzy z taką ochotą skaczą po Kaczyńskim, nie pójdą przecież na wojnę z Balcerowiczem, autorem „polskiego cudu gospodarczego".

Twórca „terapii szokowej" nie ma zresztą niczego do zaproponowania. Pytany przez dziennikarzy „Rzeczpospolitej" o ewentualne reformy, odpowiada wymijająco. Podtrzymuje za to swoją krytyczną ocenę ograniczenia składek płaconych do OFE (czyli jednego z najbardziej sensownych posunięć obecnego rządu, na którym stracili tylko zagraniczni właściciele funduszy emerytalnych, tuczeni od lat pieniędzmi podatników). Chwali też obniżenie składki rentowej przez wicepremier Zytę Gilowską (którego jedynym realnym skutkiem była potężna wyrwa w budżecie ZUS).

Lepszy cyniczny pragmatyzm Tuska

Zapytany o spowolnienie gospodarcze, bezradnie rozkłada ręce, zwalając winę na Niemcy, „które są naszym głównym partnerem gospodarczym. Ich gospodarka zwalnia. W konsekwencji my też spowalniamy. Nie widzę żadnego skutecznego sposobu, żeby bez kosztów na dłuższą metę zapobiegać temu spowolnieniu. Nie uważam, że to jest tragedia".

Z dwojga złego lepszy już cyniczny pragmatyzm Tuska niż jałowe doktrynerstwo Balcerowicza.

Autor jest redaktorem naczelnym kwartalnika „Aspen Review Central Europe", w przeszłości był m.in. szefem działu publicystyki „Gazety Wyborczej", a także zastępcą redaktora naczelnego tygodników „Newsweek Polska" i „Forum"

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?