Platforma wbrew niektórym sondażom tych wyborów nie wygra. Dlaczego? Bo tak jak w 2005 roku PiS jest w sondażach niedoszacowane. Weźmy taką oto sytuację: ankieter puka do drzwi zwolenniczki Radia Maryja. I jeśli owa kobieta w ogóle mu drzwi otworzy, to jak się dowie, o co chodzi, natychmiast go przegoni.
Są w Polsce środowiska, które w badaniach sondażowych są niedostępne i większość tych środowisk sympatyzuje raczej z PiS niż z PO. Dlatego powiem więcej: PiS te wybory wygra z o wiele większą przewagą nad Platformą niż w 2005 roku.
Drugim elementem, który potwierdza moją tezę, są wyniki badań, którymi sam kieruję, czyli „Diagnoza społeczna”. W tych badaniach pytamy ludzi o nie o preferencje polityczne, ale o postawy. Z analizy tych postaw wynika zaś, że bardzo silnie zawiał wiatr skręcający polskie społeczeństwo na prawo. Szacujemy, że w ciągu dwóch lat postawy prawicowe wzrosły mniej więcej o 1/4, czyli 23 proc. To się musi odbić na wyniku wyborów. Tym bardziej że chodzi o prawicę dość specyficzną – nie ekonomiczną, ale o mieszankę prawicy ideologicznej z lewicą ekonomiczną.
W te oczekiwania większości Polaków wpisuje się przesłanie PiS, które jest lewicowe ekonomicznie – hasło Polski solidarnej z jednoczesnym silnie prawicowym przesłaniem ideologicznym. Brzmi ono tak: konserwujmy strukturę społeczną, w której większe prawa mają ci zasługujący na szacunek, a mniejsze ci, którzy na niego nie zasługują. O tym, kto na niego zasługuje, a kto nie, decyduje większość. I tak nie zasługują nań homoseksualiści, sympatycy Niemców czy bogaci, bo bogactwo jest podejrzane moralnie.
W tej chwili zwolennikami takiej ideologicznej prawicy z lewicową orientacją ekonomiczną jest wedle wyników „Diagnozy społecznej” ok. 50 proc. społeczeństwa. To jest potencjalny elektorat PiS.