Wiatr pcha Polskę na prawo

Prawo i Sprawiedliwość idealnie wpisuje się w oczekiwania Polaków – twierdzi psycholog społeczny

Publikacja: 17.10.2007 10:20

Red

Platforma wbrew niektórym sondażom tych wyborów nie wygra. Dlaczego? Bo tak jak w 2005 roku PiS jest w sondażach niedoszacowane. Weźmy taką oto sytuację: ankieter puka do drzwi zwolenniczki Radia Maryja. I jeśli owa kobieta w ogóle mu drzwi otworzy, to jak się dowie, o co chodzi, natychmiast go przegoni.

Są w Polsce środowiska, które w badaniach sondażowych są niedostępne i większość tych środowisk sympatyzuje raczej z PiS niż z PO. Dlatego powiem więcej: PiS te wybory wygra z o wiele większą przewagą nad Platformą niż w 2005 roku.

Drugim elementem, który potwierdza moją tezę, są wyniki badań, którymi sam kieruję, czyli „Diagnoza społeczna”. W tych badaniach pytamy ludzi o nie o preferencje polityczne, ale o postawy. Z analizy tych postaw wynika zaś, że bardzo silnie zawiał wiatr skręcający polskie społeczeństwo na prawo. Szacujemy, że w ciągu dwóch lat postawy prawicowe wzrosły mniej więcej o 1/4, czyli 23 proc. To się musi odbić na wyniku wyborów. Tym bardziej że chodzi o prawicę dość specyficzną – nie ekonomiczną, ale o mieszankę prawicy ideologicznej z lewicą ekonomiczną.

W te oczekiwania większości Polaków wpisuje się przesłanie PiS, które jest lewicowe ekonomicznie – hasło Polski solidarnej z jednoczesnym silnie prawicowym przesłaniem ideologicznym. Brzmi ono tak: konserwujmy strukturę społeczną, w której większe prawa mają ci zasługujący na szacunek, a mniejsze ci, którzy na niego nie zasługują. O tym, kto na niego zasługuje, a kto nie, decyduje większość. I tak nie zasługują nań homoseksualiści, sympatycy Niemców czy bogaci, bo bogactwo jest podejrzane moralnie.

W tej chwili zwolennikami takiej ideologicznej prawicy z lewicową orientacją ekonomiczną jest wedle wyników „Diagnozy społecznej” ok. 50 proc. społeczeństwa. To jest potencjalny elektorat PiS.

Żadne ugrupowanie polityczne nie ma tak wielkiego potencjalnego poparcia.

Trzeci powód, dla którego jak sądzę, to nie Platforma wygra wybory, został wyraźnie sformułowany przez Jarosława Kaczyńskiego. Mianowicie – zbliżające się wybory będą plebiscytem. W tym plebiscycie po jednej stronie będzie jedna partia – PiS, a po drugiej – kilka. To one podzielą między siebie głosy przeciwników PiS. W moim przekonaniu głosy oddane na którąkolwiek partię opozycyjną będą głosami przeciwko PiS, a nie za programem LiD czy PO.

Dziwię się komentatorom, którzy między PiS a PO nie widzą żadnej różnicy. Moim zdaniem różnica jest ogromna. Diagnoza Jarosława Kaczyńskiego, że po jednej stronie są zwolennicy Polski solidarnej, a po drugiej – Polski liberalnej, była trafna. W wymiarze ekonomicznym ta różnica jest zasadnicza – Platforma jest bardziej prawicowa, a PiS lewicowe.

Różnice są też na polu ideologicznym. To, że Tusk w pewnym momencie wziął ślub kościelny, nie dowodzi wcale, że PO jest partią w pełni konserwatywną. Różnice są zatem zasadnicze i szansa na utworzenie wielkiej koalicji jest zerowa, tak jak była dwa lata temu.

Platforma, nawet jeśli tych wyborów nie wygra, to pewne szanse na rządzenie będzie jednak miała. W każdym razie po wyborach możliwe będą różne konfiguracje.

Prawdopodobna jest koalicja PiS – PSL, ponieważ ludowcy są tak głodni władzy, że łatwo będzie ich do koalicji przekonać. Niewykluczona jest większościowa koalicja Platformy z LiD. Tylko że jeśli LiD byłaby mądra, to w taki sojusz by nie weszła. Bo historia mówi, że zawsze w koalicji chłopcem do bicia było mniejsze ugrupowanie, a sukcesy przypisywało sobie ugrupowanie większe. W ten sposób zniknęła Unia Wolności (w wyniku koalicji z AWS), zmarniało PSL (w koalicji z SLD), nie wspominając już o ostatniej koalicji i losie przystawek PiS.

Jarosław Kaczyński jest wysokiej klasy politykiem, który patrzy w odległą przyszłość. Dlatego też w jego zamyśle politycznym dla Polski, jak sądzę, leży dążenie do wyłonienia dwóch dużych obozów, które odpowiadają realnym, strukturalnym podziałom polskiego społeczeństwa.

Pierwszy obóz lewicowo-lewicowy byłby otwarty obyczajowo, ideologicznie i zarazem egalitarny ekonomicznie. To jest miejsce dla tradycyjnie rozumianej lewicy.

Drugi obóz to miejsce, które obecnie zajmuje PiS. Nie ma tu miejsca dla Platformy, głównie z powodu postaw ekonomicznych. Z „Diagnozy społecznej” wynika jasno, że 80 proc. dorosłych Polaków to zwolennicy egalitaryzmu. Zabawne, że za egalitaryzmem opowiadają się nawet prywatni przedsiębiorcy – oni też się czują pokrzywdzeni, choć nie bardzo wiadomo przez kogo.

Najbardziej realnym scenariuszem powyborczym wydaje się więc – jak już wspomniałem – koalicja PiS z PSL uzupełniona o posłów, którzy opuszczą PO. W końcu nie po to przez tyle lat poświęcają się polityce, by siedzieć w ławach opozycji. Wiele zależy jednak od LiD.

W interesie Platformy będzie bowiem związanie się z LiD, choćby po to, by dać swoim ludziom władzę i tym samym zapobiec ich ucieczce do innych partii.

Jestem w stanie stwierdzić, który ze scenariuszy jest bardziej prawdopodobny, ale trudno mi ocenić, który z nich byłby dla Polski najlepszy.

Każdy ma zalety i wady. Koalicja PO-LiD wiązałaby się z otwartością Polski, być może zasypałaby rowy wykopane przez PiS między Polską a Europą. Zapewne poprawiłaby wizerunek Polski na arenie międzynarodowej, wyciszyła konflikty wewnętrzne i być może zapoczątkowała budowę społeczeństwa obywatelskiego.

Ale taka polityka rozmijałaby się z oczekiwaniami 50 proc. Polaków, którzy popierają to, co robi PiS. Zatem ponownie spadłoby zaufanie do polityków, a wraz z tym ocena ogólnej sytuacji w kraju, która od 2005 roku bardzo się podniosła. Bo do Kowalskiego nie przemawia to, co mówią media, że w Polsce Kaczyńskich źle się dzieje. Ów Kowalski nie czuje zagrożenia ze strony ministra Ziobry, które odczuwają ludzie z polskich elit.

Osobiście, choć sam nie mam czego się obawiać, nie najlepiej się czuję w tej dusznej atmosferze. Niestety, nie ma rozwiązania, które odpowiadałoby zarówno elitom, jak i owej połowie społeczeństwa, która popiera hasła PiS.

Autor jest psychologiem społecznym, profesorem Uniwersytetu Warszawskiego. W roku 2001 był kandydatem SLD na senatora w Warszawie

Platforma wbrew niektórym sondażom tych wyborów nie wygra. Dlaczego? Bo tak jak w 2005 roku PiS jest w sondażach niedoszacowane. Weźmy taką oto sytuację: ankieter puka do drzwi zwolenniczki Radia Maryja. I jeśli owa kobieta w ogóle mu drzwi otworzy, to jak się dowie, o co chodzi, natychmiast go przegoni.

Są w Polsce środowiska, które w badaniach sondażowych są niedostępne i większość tych środowisk sympatyzuje raczej z PiS niż z PO. Dlatego powiem więcej: PiS te wybory wygra z o wiele większą przewagą nad Platformą niż w 2005 roku.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?