Miłość i nienawiść

Bracia Kaczyńscy wsączali w umysły Polaków truciznę. Składały się nań nieufność, pogarda, zawiść, agresja, wrogość i nienawiść; wszystko podszyte urazami, fobiami i kompleksami. Zabójcza mieszanka! – pisze publicysta Tomasz Wołek

Aktualizacja: 28.10.2007 20:12 Publikacja: 28.10.2007 20:05

Red

Aż 81% zwolenników PiS uważa iż „najważniejszą rzeczą, której trzeba uczyć dzieci, jest całkowite posłuszeństwo wobec rodziców”

Kogo i jak rozliczyć, kogo pozbawić funkcji, kogo przed obliczem surowych trybunałów postawić, jakie instytucje zlikwidować, jakie nowe porządki zaprowadzić? Redakcja „Rzeczypospolitej” – prawdopodobnie uważając mnie za „antypisowca” wyjątkowo nieprzejednanego – zaproponowała, bym roztoczył przed czytelnikami krwiożerczą wizję „depisacji” albo, jak kto woli – „depisyzacji”.

Redakcja sądziła zapewne, że już dawno sporządziłem coś w rodzaju listy proskrypcyjnej (nazwiska! adresy! billingi!) i teraz wreszcie, z mściwą satysfakcją, ją opublikuję. Mniemała być może, iż karzącym palcem wskażę pewnych kandydatów do masowej – jak to mawiał nieoceniony Lech Wałęsa – „poczystki”. Oczywiście, świadomie przejaskrawiam. Jednak zamówienie ochoczo spełniam; obawiam się wszelako, że mogę nieco rozczarować moich zleceniodawców.

Owszem, instytucje są ważne. Ważna jest litera prawa, lecz jego duch jeszcze ważniejszy. Dlatego też nie zamierzam wdawać się w szczegółowe roztrząsania, czy należy Centralne Biuro Antykorupcyjne rozwiązać i rozpędzić na cztery wiatry, czy też wcielić je do innych struktur (np. dotychczasowej policji lub postulowanej Policji Finansowej á la włoska Guardia di Finanza), czy może jednak zachować, zmieniając zasadniczo styl i metody postępowania. Podobnie nie żywię dogmatycznych przekonań co do kształtu, formuły i dalszych losów Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Wiem tylko, iż obie te instytucje skompromitowały się definitywnie.Można by niemal w nieskończoność wymieniać kolejne instytucje publiczne bez skrupułów zawłaszczone przez państwo, a ściśle biorąc – przez rządzącą partię – i absolutne jej podporządkowane. ABW, pozostałe służby, policja, prokuratura, niektóre sądy, wreszcie niektóre media. Proszę wybaczyć szczerość, ale to nie tylko radio i telewizja. „Rzeczpospolitą” zhołdować usiłowały niegdyś i prawica, i lewica; zarówno premier Olszewski, jak premier Oleksy. Udało się to dopiero Kaczyńskim.

Chodzi wszakże o rzecz nieskończenie bardziej doniosłą aniżeli instytucjonalne deformacje czy niefortunne nominacje personalne. Pisizm (w ślad za propozycją „Rzeczypospolitej” pozostańmy przy tym określeniu) to dla mnie choroba, rodzaj trucizny, którą bracia Kaczyńscy przy walnej pomocy Tadeusza Rydzyka próbowali wsączać w serca i umysły Polaków. I, niestety, zabieg ten powiódł im się w sporym stopniu.

Trucizna ta stanowiła amalgamat rozmaitych ingrediencji. Składały się nań głównie nieufność, pogarda, zawiść, agresja, wrogość, nawet nienawiść; wszystko podszyte rozlicznymi urazami, fobiami i kompleksami. Zabójcza mieszanka! W stosunkach politycznych, jak i w debacie publicznej PiS praktycznie wykluczyło kategorie partnerstwa. Więcej: unicestwiło nawet pojęcie przeciwnika, przyjmując wyłącznie dwa typy relacji: można być albo bezkrytycznym wyznawcą prawd wiary głoszonych przez Jarosława Kaczyńskiego, albo nieprzejednanym, śmiertelnym wrogiem. Przy takim podejściu nie ma choćby odrobiny miejsca na stadia pośrednie: neutralność, sceptycyzm czy nawet obojętność.

Ze swojej partii Kaczyński uczynił zwartą, zdyscyplinowaną, monolityczną drużynę. Mało tego: zamknął ją w niedostępnej twierdzy, rzekomo obleganej przez wraże siły, które podchodzą pod mury ze wszystkich stron, zgniłego Zachodu nie wyłączając. Świat zewnętrzny jest z gruntu obcy i nieprzyjazny; wróg czyha za każdym węgłem, kto wie, czy zdrada nie zakradła się już we własne szeregi. Trzeba zatem zachować nieustanną czujność i tępić w zarodku każdy przejaw zwątpienia, dławić wszelkie objawy słabości, zawierzyć nieomylności wodza.

To właśnie jest pisizm w postaci czystej. To się nie wzięło znikąd. To głęboko, niemal atawistycznie, tkwi w nas samych, zapewne w każdym z nas. Rzecz jasna, na różnej głębokości i w rozmaitym stopniu.

Ten atawistyczny, głębinowy, podskórny pisizm w znacznej mierze zniwelowała cywilizacja, oswoiła kultura, złagodziło chrześcijaństwo. Jednakże również w XXI wieku szczerze autorytarne tęsknoty żywi nadal wielu ludzi. „Newsweek” opublikował niedawno wyniki badań ośrodka MillwardBrown SMG/KRC. Okazuje się, iż większość (niekiedy przeważająca) wyborców PiS jest przekonana, że: „zawsze powinno się okazywać szacunek tym, którzy sprawują władzę”; „każdy dobry kierownik, aby uzyskać uznanie i posłuch, powinien być surowy i wymagający”; „każdy powinien być posłuszny wobec swoich zwierzchników, niezależnie od tego, czy jest przekonany o ich racji”. Równie wiele o tych preferencjach mówi przeświadczenie, iż „najważniejszą rzeczą, której trzeba uczyć dzieci, jest całkowite posłuszeństwo wobec rodziców”; pogląd taki wyznaje aż 81% zwolenników PiS.

Jest to przejmująco prawdziwy portret autorytarnej osobowości, obraz psychiki, konterfekt mentalności. Do takich właśnie ludzi z nieomylną precyzją docierał przekaz PiS-owskiej propagandy, trafiając na grunt niezwykle podatny. Tłumaczy to, dlaczego ludzie takiego pokroju nie tylko bezkrytycznie, ale z jawną aprobatą przyjmowali kolejne akcje CBA i ABW, widowiskowe aresztowania, upokarzające przesłuchania, gromkie oskarżenia, wykręcanie rąk i wyprowadzanie w kajdankach etc. Ich skryte marzenia być może najcelniej wyraża książka Jarosława Marka Rymkiewicza, będąca wielką apologią… wieszania zdrajców.

Motto: „Powiedz prawdę do tego służysz w lewej ręceTrzymasz miłość a w prawej nienawiść” - Adam Zagajewski („Prawda”)

Na tym tle pamiętne słowa Donalda Tuska o potrzebie miłości zabrzmiały tak zdumiewająco, zgoła dziwacznie, jakby pochodziły z innego świata. Chyba też nie zostały do końca zrozumiane, nawet przez komentatorów nieuprzedzonych. Katarzyna Kolenda-Zaleska uważa je za „nieco naiwne”, choć zarazem woli taką naiwność, niż „złość i dzielenie ludzi na lepszych i gorszych”. Jacek Żakowski zauważa, iż „sama miłość szczęścia, niestety, nam nie da”. Wyczuwa się w tych, przychylnych przecież, opiniach nutkę lekkiego pobłażania. No tak, wprawdzie ten trochę nieporadny, łagodny, chłopięcy Tusk zmężniał i stwardniał na czas kampanii, ale teraz znów powrócił do swej prawdziwej natury: miękkiej, ckliwej, sentymentalnej.

Nic bardziej błędnego. Słowa te – pomijając, co oczywiste, nieobecność jakiegokolwiek kontekstu erotycznego – nie były przejawem słabości. Miłość jest przeciwieństwem nienawiści, wrogości. Zresztą, jeśli „miłość” kogoś razi, może być równie dobrze: brak zacietrzewienia, empatia, otwartość wobec innych, gotowość do rozmowy i współpracy, domniemanie dobrych intencji, zdolność do wybaczenia i pojednania. Tak rozumiana miłość obywa się bez emfazy i uczuciowych erupcji; jest za to praktyczna i ułatwia życie. Pozwala normalnie funkcjonować i człowiekowi, i społeczeństwu.

Najlepiej pojmują to poeci. Zarówno przywołany na początku Adam Zagajewski, jak i Zbigniew Herbert („strzeż się oschłości serca”), Jan Krzysztof Kelus („mój przyjaciel Jacek, co wiele wymyślił, mówi, że się muszę ustrzec nienawiści”) czy wielki czeski poeta, a przy tym antykomunista przysięgły Vladimir Holan, który w wierszu „Do wrogów” wieścił:

„Aby być musielibyście żyć, / ale was nie ma bo nie żyjecie, / a nie żyjecie bo nie kochacie, / nie kochacie nawet samych siebie, nie mówiąc o bliźnich (..) radość może zjawić się tylko od strony miłości, / od strony miłości co nie jest namiętnością, / tylko od strony miłości może nadejść szczęście, / od strony szczęścia co nie byłoby namiętnością, / dzieci i pijacy wiedzą o tym… ”.

Czesław Niemen śpiewał zaś przejmująco, że trzeba „nienawiść zniszczyć w sobie”. Jeśli udało by się choć w części, to byłaby prawdziwa depisyzacja, w najgłębszym słowa rozumieniu.

Autor jest dyrektorem programowym TV 5

Od redakcji:

„Rzeczpospolita” nie boi się żadnych poglądów, publikujemy również teksty, które zawierają nieprawdziwe tezy dotyczące naszej gazety. Jak jest naprawdę, mogą ocenić sami czytelnicy

Aż 81% zwolenników PiS uważa iż „najważniejszą rzeczą, której trzeba uczyć dzieci, jest całkowite posłuszeństwo wobec rodziców”

Kogo i jak rozliczyć, kogo pozbawić funkcji, kogo przed obliczem surowych trybunałów postawić, jakie instytucje zlikwidować, jakie nowe porządki zaprowadzić? Redakcja „Rzeczypospolitej” – prawdopodobnie uważając mnie za „antypisowca” wyjątkowo nieprzejednanego – zaproponowała, bym roztoczył przed czytelnikami krwiożerczą wizję „depisacji” albo, jak kto woli – „depisyzacji”.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?