Państwo dygnitarzy czy obywateli

PO uchodzi za stronnictwo podobne pod względem ukształtowania struktur i typu przywództwa do PiS. Czy po stworzeniu rządu przeniesie te cechy partii na sposób kierowania państwem? – pyta konstytucjonalista

Aktualizacja: 16.11.2007 01:06 Publikacja: 16.11.2007 01:05

Jednym z naczelnych, publicznie głoszonych zamiarów Prawa i Sprawiedliwości w związku z projektem budowy tzw. IV Rzeczypospolitej było umacnianie państwa. Idea silnego państwa nie jest też obca innym ugrupowaniom politycznym, na przykład Platformie Obywatelskiej. Co więcej, dziwne byłoby, gdyby któraś z tych partii utrzymywała, że osłabianie państwa może być poważnie traktowanym i niebudzącym niepokoju postulatem ustrojowym.

Większość formacji politycznych nie godzi się zresztą z poglądem, że nasze państwo jest już silne w stopniu wystarczającym, by niepotrzebne było jego dalsze umacnianie. Problem pojawia się wówczas, gdy zapytamy, czym jest państwo i jak należy pojmować owo umacnianie.

Według polityków PiS wszelkie służby, takie jak ABW, CBŚ, CBA, Ministerstwo Sprawiedliwości wraz z prokuraturą i Służbą Więzienną stanowiły o istocie naszej państwowości. Dlatego nie chcieli tych instytucji wypuścić z rąk

Teoria głosząca, że państwo, w tym państwo polskie, jest czymś innym niż zespołem wysokich dygnitarzy, dostojników i urzędów, stała się oczywista już przed wiekami, gdy nauczono się odróżniać osobę monarchy od Korony Królestwa, będącej bytem zarazem faktycznym i prawnym, ale bez wątpienia zdepersonalizowanym. Jednak echa anachronicznego myślenia utożsamiającego państwo z ludźmi i instytucjami władzy są nadal obecne w rozumowaniu części współczesnych polityków polskich. Zdarza się nawet słyszeć, że państwo jest tym samym co scentralizowana administracja rządowa wraz z podległymi jej instytucjami usługowymi.

Ten sposób widzenia spraw nie jest, jak się zdaje, całkiem obcy prominentnym politykom PiS. W każdym razie, wrażenie takie odnieść było można na przykład wówczas, gdy poddawali oni krytyce orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego lub sądów, te zwłaszcza, które podważały zasadność decyzji rządu i jego agend, albo takie (np. ustawodawcze), które podejmowane były w następstwie inicjatyw wychodzących od administracji rządowej lub popierającej ją koalicji parlamentarnej. Krytykę tę wspierała teza, że Trybunał lub sądy przeciwstawiają się w ten sposób państwu, stawiają się ponad nim.

Zapominano wówczas najwyraźniej lub nie chciano przyznać, że organy władzy sądowniczej są, na równi z organami rządowej władzy wykonawczej, instytucjami państwa. Orzekają przecież ze skutkiem prawnie wiążącym w imieniu Rzeczypospolitej. Krytyka ta wiązała się z kwestionowaniem w praktyce konstytucyjnej zasady podziału i równowagi władz.Jakkolwiek niesprawiedliwy byłby, w moim przekonaniu, zarzut, że doprowadziła do całkowitego przełamania i odrzucenia tej zasady, to niektóre jej objawy stawały się niepokojące. Dotyczyło to w szczególności prób poddania ministerialnej kontroli pozaadministracyjnych działań sądów i sędziów, na co zwróciły ostatnio uwagę międzynarodowe organizacje prawnicze.

Postrzeganie państwa jako rozbudowanej wszerz i wzwyż sieci urzędów i instytucji władztwa publicznego jest zjawiskiem bardzo częstym, niezmiernie charakterystycznym również dla oglądu potocznego. A przecież państwo to ukształtowana przez dzieje terytorialna wspólnota obywatelska wyposażona wprawdzie w swe organy decyzyjne, ale niedająca się do nich zredukować. Gdyby na redukcję państwa do aparatu władzy publicznej wyrazić zgodę, należałoby uznać, że z samej swej natury państwo jest czymś przeciwstawnym, a być może i wrogim obywatelom.

Umacnianie państwa musiało by więc polegać jedynie na rozbudowie oraz na organizacyjnym, materialnym i kadrowym doposażaniu tworzących go urzędów, na doskonaleniu procedur decyzyjnych, usprawnianiu działań aparatu urzędniczego, rozszerzaniu zakresu jego kompetencji. W tym rozumieniu silne państwo to zespół instytucji władczych dysponujących wystarczającą mocą, by zapewnić posłuszeństwo ze strony wszystkich podległych im podmiotów indywidualnych i grupowych. Instytucjami takimi muszą być z natury rzeczy przede wszystkim urzędy mogące korzystać ze środków przymusu prawnego i faktycznego.

Charakterystyczne w tym względzie było więc zainteresowanie PiS dla tzw. resortów siłowych, do których zaliczano MSWiA oraz podległe mu i rozbudowywane coraz bardziej służby porządku publicznego – policję, ABW, CBA, CBŚ, a także MON i siły zbrojne, Ministerstwo Sprawiedliwości wraz z prokuraturą, Służbą Więzienną itp. Resortów tych politycy PiS nie chcieli wypuścić z rąk, uznając zapewne, że stanowią one sam rdzeń, wręcz istotę każdej państwowości. Ponieważ zarazem koncepcja silnego państwa wymagała dla swej realizacji kontroli nad znaczną częścią niesprywatyzowanych zasobów materialnych i produkcyjnych, stąd dążenie do obsadzania kierownictw spółek i innych instytucji (np. mediów publicznych) należących do Skarbu Państwa ludźmi lojalnymi wobec partii rządzącej i jej przywódców.

Sprowadzanie państwa do scentralizowanej administracji rządowej wiąże się też w sposób bezpośredni z dystansem wobec samorządów rozmaitego rodzaju i z próbą ograniczenia zakresu ich wpływów. Było to dobrze widoczne na przykładzie bojów, jakie PiS wiodło z tzw. korporacjami, a w istocie samorządami zawodowymi, których status jako pozapaństwowych instytucji władztwa publicznego jest przez Konstytucję RP z 1997 r. wyraźnie akcentowany.

Sposób widzenia państwa wydaje się pozostawać w związku z koncepcją partii politycznej i jej rządów realizowaną od kilku lat przez przywódców PiS. Ma być to partia zcentralizowana, zdyscyplinowana, z niepodważalnym, silnym, jednoosobowym kierownictwem. Ten model organizacji przenoszony jest na samo państwo, jego postrzeganie i sposób kształtowania.

Platforma Obywatelska nie wyłożyła w sposób tak przejrzysty jak PiS swojej koncepcji państwa. W każdym razie nie miała jeszcze okazji, by koncepcję tę wprowadzić w życie, a przez to potwierdzać ją w praktyce. Wnioskując jedynie z nazwy tego ugrupowania, należałoby sądzić, że opowiada się ono bardziej za państwem obywatelskim niż urzędniczym. A jeśli wziąć pod uwagę deklaracje Platformy, iż bliskie są jej ideały liberalizmu, to oczekiwać by trzeba zawężenia zakresu władztwa państwowego realizowanego przez rozmaite organy i agendy administracji rządowej, zwłaszcza w gospodarce.

Powinno się z tym wiązać ugruntowywanie pozycji w państwie samorządów, w tym terytorialnego, oraz szersze otwarcie w kierunku organizacji pozarządowych jako instytucji umożliwiających obywatelom uczestnictwo w podejmowaniu decyzji o charakterze publicznym. W tym również, a nie wyłącznie w usprawnianiu działania aparatu władzy (co zresztą zawsze jest pożądane) można byłoby widzieć umacnianie państwa w wydaniu Platformy. W powielanym tyle razy frazesie, że państwo jest silne świadomością i poparciem swoich obywateli tkwi ziarno prawdy. Na umacnianiu państwa tą metodą dobrze z reguły wychodzi nie tylko ono samo i jego mieszkańcy, ale także ta ekipa polityczna, która sięgnęła po władzę.

Lecz Platforma Obywatelska uchodzi, choć być może niesłusznie, za stronnictwo zbliżone pod względem ukształtowania struktur organizacyjnych, zasad funkcjonowania i typu przywództwa do PiS. Jeśli tak jest, to czy nie przeniesie ona na państwo tego, co ma być charakterystyczne dla niej jako partii politycznej? Gdyby tak się stało, padające z lewej strony sceny politycznej oskarżenie, że PO to pod tym względem zaledwie PiS-bis, nie byłoby całkiem bezzasadne.Obawy, że prognozy te mogą się spełnić, umacnia wypowiedź jednej z czołowej działaczek Platformy Julii Pitery, która w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” („Nie zaczniemy od ścigania Krauzego”, 13 listopada 2007 r.) na pytanie: „Kiedy według pani państwo jest silne?”, oświadczyła: „Silne państwo to państwo o sprawnych strukturach, w których władza wykonawcza posiada realną moc sprawczą”.

Jeśliby stwierdzenie to uzupełnione zostało deklaracją, że w państwie o sprawnej władzy wykonawczej ważne miejsce zajmować powinny niesterowane przez administrację inicjatywy obywatelskie i samorządowe, nie podnosiłbym obiekcji. W tym wywiadzie wszakże takiego oświadczenia nie znajdujemy.

Ale być może nie było na nie miejsca, skoro rozmowa obracała się wokół pomysłów PO na walkę z korupcją. Muszę jednak dodać, że bez zaangażowania obywateli sam aparat władzy publicznej, choćby nie wiem jak sprawny, walki tej nie wygra.

Autor jest profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, znawcą tematyki konstytucyjnej, stałym współpracownikiem „Rzeczpospolitej”

Jednym z naczelnych, publicznie głoszonych zamiarów Prawa i Sprawiedliwości w związku z projektem budowy tzw. IV Rzeczypospolitej było umacnianie państwa. Idea silnego państwa nie jest też obca innym ugrupowaniom politycznym, na przykład Platformie Obywatelskiej. Co więcej, dziwne byłoby, gdyby któraś z tych partii utrzymywała, że osłabianie państwa może być poważnie traktowanym i niebudzącym niepokoju postulatem ustrojowym.

Większość formacji politycznych nie godzi się zresztą z poglądem, że nasze państwo jest już silne w stopniu wystarczającym, by niepotrzebne było jego dalsze umacnianie. Problem pojawia się wówczas, gdy zapytamy, czym jest państwo i jak należy pojmować owo umacnianie.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Joanna Ćwiek-Świdecka: Julia nie żyje. Kuratorium umywa ręce, a nauczyciele oddychają z ulgą
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity od Citibanku można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Czaputowicz: Rząd jest pisowski, tylko bardziej
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Muzeum Sztuki Nowoczesnej to gmach wybitny. Warszawa wreszcie zyska swoje centrum
Opinie polityczno - społeczne
Kamil Kołsut: Sławomir Nitras kruszy patriarchat w sporcie. Wybrał argument siły
Materiał Promocyjny
Sieć T-Mobile Polska nagrodzona przez użytkowników w prestiżowym rankingu
analizy
Dlaczego akcje Sikorskiego rosną i Trzaskowski nie może być pewny nominacji