Rząd Donalda Tuska istnieje raptem trzy tygodnie, a już można się pogubić w wypowiedziach jego członków na temat polskiej polityki zagranicznej. Czy w takim mętliku można prowadzić jakąkolwiek spójną dyplomację? Czy nieustanna kampania wyborcza daje szansę na jakąkolwiek koordynację polityki zagranicznej premiera i prezydenta?
Pierwsze wrażenie niestety jest takie, że nowy rząd chce uczynić z dyplomacji kolejny element w swojej kampanii wizerunkowej. Oczywiście każdy gabinet dba o to, by jego polityka zagraniczna była mocnym atutem w kreowaniu pozytywnego wizerunku. W wypadku nowego rządu jednak proporcje między przemożną chęcią błyszczenia a racjonalnością działań zostały wyraźnie zachwiane. Najważniejszy jest efekt medialny, daleko za nim – głębszy pomysł na zmianę polityki po epoce Jarosława Kaczyńskiego.
Taki właśnie, wyraźnie PR-owski, charakter miała decyzja Donalda Tuska o wycofaniu sprzeciwu wobec wejścia Rosji do OECD. Nie wiadomo, w jakim gronie premier przedyskutował ten krok. Wiadomo natomiast, że nie raczył skonsultować się w tej sprawie ani z prezydentem Lechem Kaczyńskim, ani z naszymi partnerami z krajów bałtyckich. A z kim pan premier rozmawiał na ten temat w Platformie? Też nie wiadomo.
Trudno uniknąć zatem przypuszczeń, że Donald Tusk chciał jak najszybciej wcielić w życie swe wyborcze obietnice poprawy relacji z Rosją i Niemcami. Chce też szybko i efektownie zbudować swój pozytywny wizerunek za granicą, nie interesując się zbytnio działaniami poprzedników. Jakiś kryzys z Niemcami? Na pewno zawinili wyłącznie wychowani na antyniemieckich fobiach bracia Kaczyńscy. Lodowa era w stosunkach z Rosją? To efekt oczywistych niezręczności minister Anny Fotygi. Wizja tarczy antyrakietowej w Polsce? Jeśli PiS ją popierało, to teraz trzeba obejrzeć te plany pod lupą.
Poza tym sukcesy dyplomatyczne to wymarzona okazja do szybkiego stworzenia wizerunku premiera jako człowieka nowoczesnego, zgodnego i światowego. W końcu Tony Blair też cieszył się opinią mistrza dyplomacji równie atrakcyjnie prezentującego się w Białym Domu, jak i wśród uchodźców z Darfuru. Nic więc dziwnego, że Donald Tusk zadbał o to, by wyjątkowo dokładnie kontrolować tę sferę działań.