„Widoczny znak”. Rząd polski nie zgłasza sprzeciwu...

Dokument niemieckiego rządu dotyczący „Widocznego znaku” ignoruje polskie zastrzeżenia co do sposobu upamiętnienia wysiedlonych. Jego treść świadczy o tym, że polsko-niemiecki dialog jest fikcją – pisze filozof i publicysta Marek A. Cichocki

Aktualizacja: 26.03.2008 07:08 Publikacja: 25.03.2008 16:11

Berlińska wystawa poświęcona wypędzeniom

Berlińska wystawa poświęcona wypędzeniom

Foto: Fotorzepa, Witold Chojnacki Wit Witold Chojnacki

Red

W zeszłym tygodniu polskie media były tak pochłonięte informacją o skardze, jaką pewien amerykański homoseksualista chce wnieść przeciwko Lechowi Kaczyńskiemu, że prawie w ogóle nie zwróciły uwagi na opublikowany przez „Rzeczpospolitą” dokument niemieckiego rządu dotyczący założeń „Widocznego znaku” w Berlinie. Przypomnijmy – chodzi o państwową placówkę upamiętniającą przymusowe wysiedlenia Niemców po wojnie, której kształt stał się przedmiotem politycznego kompromisu zawartego przez rządzącą w Niemczech wielką koalicję kanclerz Merkel.

Projekt ten jest reakcją na wcześniejsze próby Eriki Steinbach wybudowania w Berlinie Centrum przeciwko Wypędzeniom, które w Polsce, ale także w Czechach, wywołało szeroką i bardzo krytyczną dyskusję. Obecny dokument rządowy jest znaczący, ponieważ do tej pory mogliśmy jedynie mówić o intencjach, zapewnieniach oraz deklaracjach niemieckiego rządu.

Dzisiaj wiemy już, jakie są realne założenia rządu Angeli Merkel w odniesieniu do „Widocznego znaku”. Lektura dokumentu budzi zdumienie, ponieważ ignoruje on całkowicie wszystkie uwagi, wątpliwości oraz sprzeciwy formułowane w polskiej debacie na temat różnych form upamiętnienia przymusowych wysiedleń niemieckiej ludności. Jego treść można więc potraktować jako jasną i niebudzącą już żadnych wątpliwości deklarację: polsko-niemiecki dialog jest fikcją.

Wszystkie czerwone linie sygnalizowane w polskiej debacie zostały przez twórców dokumentu przekroczone. Uwagę przykuwa już pierwsze zdanie dokumentu w części poświęconej celom i założeniom „Widocznego znaku”. Mowa jest o tym, że celem placówki będzie zachowanie pamięci – szczególnie młodego pokolenia – o „stuleciu wypędzeń”. Można spuścić zasłonę milczenia na fakt, że fraza „stulecie wypędzeń” została wprost zaczerpnięta z wystawy Eriki Steinbach zorganizowanej dwa lata temu w Berlinie (krytyczne omówienie wystawy: Marek A. Cichocki, Dariusz Gawin „Nowa przeszłość Niemiec”, „Rzeczpospolita” 4.11.2006 r.; próby umieszczenia tego tekstu w niemieckiej prasie nie powiodły się).

W polskiej debacie wielokrotnie sygnalizowano, że zdefiniowanie XX wieku jako „stulecia wypędzeń” jest błędne. Z perspektywy narodów Europy Środkowo-Wschodniej, w tym także Niemców, wiek XX jest wiekiem dwóch totalitaryzmów, a wysiedlenia były tylko jednym i wcale nie najdotkliwszym doświadczeniem Europejczyków tamtego czasu. Uczynienie więc z wysiedleń kluczowego doświadczenia XX wieku, i to wobec pamięci młodego pokolenia, jest po prostu historyczną nieprawdą, manipulacją i inżynierią pamięci.

W dokumencie rządu niemieckiego zwraca uwagę również to, że mówi się w nim konsekwentnie o cierpieniach ludności niemieckiej „na tle narodowosocjalistycznej polityki”. W całym tekście nie ma ani jednego odniesienia do odpowiedzialności Niemców za zbrodnie wojenne i ludobójstwo w Europie Środkowo-Wschodniej. Ekspozycja „Widocznego znaku” ma zgodnie z dokumentem rządu przedstawiać przede wszystkim indywidualne losy niemieckich wysiedlonych w celu wywołania u oglądających (przypomnijmy: przede wszystkim młodego pokolenia!) empatii i emocji.

Należy więc założyć, że cała warstwa racjonalnego dyskursu historycznego o procesach, przyczynach i skutkach zostanie na ekspozycji „Widocznego znaku” zmarginalizowana. Chociaż wystawa będzie poświęcona przede wszystkim losom Niemców, ich indywidualny los będzie zgodnie z założeniami przedstawiony jako uniwersalne, europejskie doświadczenie.

Choć dokument niemieckiego rządu budzi tak wiele krytycznych uwag, to jednak nie strona niemiecka powinna być tutaj przede wszystkim adresatem pytań. Rząd niemiecki idzie w swej polityce historycznej odnośnie wysiedleń tak daleko, jak pozwalają na to sąsiedzi Niemiec.

Dla Polaków treść porozumienia w sprawie „Widocznego znaku” pozostała tajemnicą. Niemcy natomiast z radością poinformowali, że „rząd polski nie zgłasza już żadnego sprzeciwu wobec projektu”

Warto w końcu przypomnieć, że dokument dotyczący „Widocznego znaku” był przedmiotem konsultacji z polskim rządem na początku lutego. Oprócz dyskusji na wysokim politycznym szczeblu między ministrem Władysławem Bartoszewskim i ministrem Berndem Neumannem miały się także odbyć później konsultacje w gronie ekspertów, by doprecyzować przedmiot porozumienia.

Dla opinii publicznej w Polsce treść porozumienia pozostała jednak do dzisiaj tajemnicą. Oprócz stwierdzenia Władysława Bartoszewskiego o „życzliwym dystansie” polskiego rządu do niemieckiego projektu oraz niejasnych informacji o ewentualnym udziale w nim polskiego historyka niczego konkretnego dowiedzieć się nie można.

Inaczej jest w przypadku niemieckiego rządu, który najwyraźniej nie ma żadnych problemów z precyzyjnym zdefiniowaniem efektu konsultacji z polską stroną na temat „Widocznego znaku”. W informacji prasowej ministra Neumanna z 19 marca br. czytamy: „Za wspaniały sukces należy uznać nie tylko to, że w sprawie »Widocznego znaku« udało się osiągnąć porozumienie między obiema stronami koalicji rządowej, ale również fakt, iż po owocnych rozmowach na temat polsko-niemieckiej współpracy w lutym tego roku w Warszawie rząd polski nie zgłasza już żadnego sprzeciwu wobec projektu”.

Przyjęte przez niemiecki rząd założenia „Widocznego znaku” oraz wcześniejsze konsultacje na ich temat z polską stroną mają ciekawy kontekst. Jest nim ewolucja, jaka na naszych oczach zachodzi w niemieckiej kulturze pamięci.

Całkiem niedawno w polskiej prasie pojawiła się drobna informacja o pewnym francuskim dokumentaliście, który zwrócił się do Muzeum Powstania Warszawskiego ze świetnym scenariuszem filmu o wydarzeniach sierpnia 1944 roku. Poszukiwał polskiego partnera dla swojego obrazu, a także zwrócił się do pierwszego programu publicznej telewizji niemieckiej ARD o wsparcie projektu. Niestety, odpowiedź z Niemiec była negatywna. Jak się francuski dokumentalista dowiedział, sposób przedstawienia w scenariuszu polityki Józefa Stalina mógł zdaniem ARD zaszkodzić stosunkom niemiecko-rosyjskim.

Ta historia ma jednak jeszcze ciekawszy finał dzisiaj. W prestiżowym Gropius Bau w Berlinie otworzono właśnie wielką wystawę o historii stosunków rosyjsko-niemieckich w XIX wieku. Wystawę sponsoruje Gazprom. Nie można z niej dowiedzieć się niczego na temat losów innych narodów Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polaków, w tamtych czasach.

Otwierając wystawę, niemiecki minister spraw zagranicznych Frank-Walter Steinmeier stwierdził, że „nacechowany obopólną bliskością i sympatią związek łączący Hohenzollernów i Romanowów miał pozytywny wpływ na całą Europę”. Te słowa ministra powinniśmy dzisiaj dobrze zapamiętać oraz zadedykować szczególnie mocno tym wszystkim, którzy konsultowali z polskiej strony założenia „Widocznego znaku”, i tym wszystkim, którzy dzisiaj w Polsce z krytyki polityki historycznej polskiego państwa wykuli swój ryngraf.

Autor jest filozofem i politologiem. Pracuje na Uniwersytecie Warszawskim. Był doradcą prezydenta RP, jako polski sherpa uczestniczył w negocjacjach w sprawie traktatu lizbońskiego.

W zeszłym tygodniu polskie media były tak pochłonięte informacją o skardze, jaką pewien amerykański homoseksualista chce wnieść przeciwko Lechowi Kaczyńskiemu, że prawie w ogóle nie zwróciły uwagi na opublikowany przez „Rzeczpospolitą” dokument niemieckiego rządu dotyczący założeń „Widocznego znaku” w Berlinie. Przypomnijmy – chodzi o państwową placówkę upamiętniającą przymusowe wysiedlenia Niemców po wojnie, której kształt stał się przedmiotem politycznego kompromisu zawartego przez rządzącą w Niemczech wielką koalicję kanclerz Merkel.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?