W zeszłym tygodniu polskie media były tak pochłonięte informacją o skardze, jaką pewien amerykański homoseksualista chce wnieść przeciwko Lechowi Kaczyńskiemu, że prawie w ogóle nie zwróciły uwagi na opublikowany przez „Rzeczpospolitą” dokument niemieckiego rządu dotyczący założeń „Widocznego znaku” w Berlinie. Przypomnijmy – chodzi o państwową placówkę upamiętniającą przymusowe wysiedlenia Niemców po wojnie, której kształt stał się przedmiotem politycznego kompromisu zawartego przez rządzącą w Niemczech wielką koalicję kanclerz Merkel.
Projekt ten jest reakcją na wcześniejsze próby Eriki Steinbach wybudowania w Berlinie Centrum przeciwko Wypędzeniom, które w Polsce, ale także w Czechach, wywołało szeroką i bardzo krytyczną dyskusję. Obecny dokument rządowy jest znaczący, ponieważ do tej pory mogliśmy jedynie mówić o intencjach, zapewnieniach oraz deklaracjach niemieckiego rządu.
Dzisiaj wiemy już, jakie są realne założenia rządu Angeli Merkel w odniesieniu do „Widocznego znaku”. Lektura dokumentu budzi zdumienie, ponieważ ignoruje on całkowicie wszystkie uwagi, wątpliwości oraz sprzeciwy formułowane w polskiej debacie na temat różnych form upamiętnienia przymusowych wysiedleń niemieckiej ludności. Jego treść można więc potraktować jako jasną i niebudzącą już żadnych wątpliwości deklarację: polsko-niemiecki dialog jest fikcją.
Wszystkie czerwone linie sygnalizowane w polskiej debacie zostały przez twórców dokumentu przekroczone. Uwagę przykuwa już pierwsze zdanie dokumentu w części poświęconej celom i założeniom „Widocznego znaku”. Mowa jest o tym, że celem placówki będzie zachowanie pamięci – szczególnie młodego pokolenia – o „stuleciu wypędzeń”. Można spuścić zasłonę milczenia na fakt, że fraza „stulecie wypędzeń” została wprost zaczerpnięta z wystawy Eriki Steinbach zorganizowanej dwa lata temu w Berlinie (krytyczne omówienie wystawy: Marek A. Cichocki, Dariusz Gawin „Nowa przeszłość Niemiec”, „Rzeczpospolita” 4.11.2006 r.; próby umieszczenia tego tekstu w niemieckiej prasie nie powiodły się).
W polskiej debacie wielokrotnie sygnalizowano, że zdefiniowanie XX wieku jako „stulecia wypędzeń” jest błędne. Z perspektywy narodów Europy Środkowo-Wschodniej, w tym także Niemców, wiek XX jest wiekiem dwóch totalitaryzmów, a wysiedlenia były tylko jednym i wcale nie najdotkliwszym doświadczeniem Europejczyków tamtego czasu. Uczynienie więc z wysiedleń kluczowego doświadczenia XX wieku, i to wobec pamięci młodego pokolenia, jest po prostu historyczną nieprawdą, manipulacją i inżynierią pamięci.