Brak jasnej tożsamości ideowej PO, brak jednoznacznych deklaracji światopoglądowych, wytykany jej przez krytyków, dla wyborcy był ogromną zaletą. Platforma wygrała wybory nie tylko jako doraźnie skrzyknięta koalicja antykaczystowska, ale także jako piewca bezideowości: nie musisz mieć poglądów, bo poglądy są nieważne, wystarczy, żebyś chciał lepiej żyć. Kto by nie chciał?
Owszem, u źródeł sukcesu leżało hasło „nieważne skąd przychodzisz, ruszaj z nami, jeśli tylko nie cierpisz Kaczorów”. Ale długie rządy zagwarantuje Tuskowi dbałość o pospolite ruszenie wyborców zachwyconych perspektywą „rozdziału poglądów od państwa”. Rząd Platformy ma być normalny, to znaczy ma nie mieć poglądów. Nie pouczać, tylko administrować. Nie wymagać, tylko zrobić coś (nieważne, że nie wiadomo co), żeby było lepiej.
Tak na naszych oczach rodzi się nowa generacja: pokolenie „świętego spokoju”. Mantra, którą wbito jej do głowy, brzmi tak: „poglądy są niebezpieczne, kto ma poglądy, ten zieje nienawiścią – patrzcie na Jarosława Kaczyńskiego, widzicie, jak kończą ci, którzy mają poglądy? W ramionach ojca Rydzyka!”.
Zatem: zły polityk to ten, który ma własną opinię na jakikolwiek temat, dobry polityk to ten, który mówi tylko o zaufaniu i ciepłej wodzie w kranach. A już nie daj Boże, żeby się ośmielił powiedzieć publicznie, że coś uważa za słuszne – obraziłby przecież w ten sposób tych, którzy mają inne zdanie! Wedle tej szkoły, kto ma poglądy, ten jest ekstremistą, a ekstremistom już dziękujemy.
Taka opinie wydawać się może nadmiernym uproszczeniem: ale co, jeśli założymy, że większość społeczeństwa rzeczywiście uważa konflikt ideowy, starcie światopoglądowe czy nawet wymianę przeciwstawnych opinii za warcholstwo, a nawet działanie na szkodę Polski? Może kupiło wizję polityki, jaką serwują mu media: chamskiej pyskówki ziejących nienawiścią frustratów, którym „nie wiadomo o co chodzi”? I doszło oczywiście do wniosku, że taką politykę trzeba odrzucić, bo to jakieś ohydztwo, trzeba za to wybrać „normalność”, choćby nikt nie wiedział, co ona dokładnie oznacza. Jeśli polscy wyborcy naprawdę zaczęli tak myśleć, to czas był wyciągnąć z tej lekcji wnioski. I Platformie się to udało najlepiej.
Jednym z wniosków był wybór koalicjanta. PSL, partia bez właściwości, partia obrotowa, partia miłośników stanowisk, jest doskonałym partnerem w budowie Polski normalnej, czyli bezideowej. Ludowcy najpierw sprawdzili się jako sojusznik PO w samorządach, potem odnieśli sukces wyborczy jako wiejska Platforma-bis, idąc ku władzy pod hasłem „nie mamy poglądów, jesteśmy rozsądni i chcemy, żeby było normalnie”. Teraz moszczą się w administracji, spółkach, agencjach, tak jak czynili to w czasach koalicji z komunistami.