Bajki o podłych marksistach

Jeśli coś zabija kulturę, to nie popkultura czy telewizja, ale dyskusja, w której zamiast argumentami wali się na odlew Leninem, a potem poprawia Janem Pawłem II – pisze publicysta

Aktualizacja: 20.05.2008 03:03 Publikacja: 20.05.2008 03:01

Red

Zaczęło się prawie jak w Cannes. Wielka gala, światła, szyk...

I mały zgrzyt: starszy zasłużony poeta obraził się na telewizję za to, że go nagrodziła. Jarosław Marek Rymkiewicz nie przyszedł odebrać nagrody od TVP Kultura, a w liście poinformował wszystkich, że jest przeciwnikiem popkultury, dlatego od dawna nie występuje w telewizji i nie zamierza występować także w przyszłości.

Nagrodzony w innej kategorii związany z „Krytyką Polityczną” artysta Artur Żmijewski skomentował reakcję Rymkiewicza słowami: „poeta represjonuje tych ludzi, dla których popkultura jest jedyną możliwą drogą dotarcia do kultury”. A do wydarzenia tego odniósł się w tekście „Rewolucja w czasach popkultury” dyrektor TVP Kultura Krzysztof Koehler („Rz”, 7 maja 2008).

Konstrukcja tego artykułu to prawdziwe cudo. Bohaterowie zostają sprawnie rozstawieni po kątach (sympatyczny, choć niesłuszny stary poeta i nieszczery bolszewik), Koehler zaś bierze na siebie rolę mediatora („Kto z nich miał rację? Czy kulturze naprawdę zagraża popkultura? Czy środowisko »Krytyki Politycznej« istotnie broni popkultury przed zakusami tych, którzy w stosunku do jej zwolenników czy wyznawców mają postawę represyjną? Postaram się odpowiedzieć na te pytania”). Wieńczy dzieło piękna synteza dwóch przedstawionych skrajności, w której nie może zabraknąć słów (zgadnijcie czyich... no tak, zgadliście od razu...) Jana Pawła II.

Spór wydawałoby się prosty i wydawałoby się, że dotyczy popkultury. Cytując za Koehlerem: „Poeta uważa, że popkultura zabija wartości wpisane w kulturę, stanowi dla niej śmiertelne zagrożenie i stąd wzywa do walki o kulturę z jej głównym wrogiem – popkulturą”. Z kolei Żmijewski „wyraża niezgodę na to, co powiedział Rymkiewicz, i atakuje go za to, że gestem swoim represjonuje wszystkich tych, dla których popkultura jest jedynym kontaktem z kulturą”.

Mówiąc krótko, poeta nie lubi popkultury, artysta nie lubi takiego nielubienia. I tu w całą sprawę wmieszało się grono arbitrów sugerujących, że o ile nasz pierwszy bohater ma prawo (choć jakże niesłusznie z niego korzysta, niechże weźmie przykład z papieża!) nie lubić, to już drugi szczery w nielubieniu być nie może. Dlaczego? A dlatego, że Artur Żmijewski nie może bronić widzów telewizyjnych, dla których roztaczające niebieską poświatę pudło jest czasem jedynym oknem na świat sztuki, ponieważ Artur Żmijewski jest... „leninistą”.

Parę tekstów Żmijewskiego czytałem, parę jego filmów widziałem i żadnej kantaty o Leninie nie spostrzegłem. Ba! W ogóle o Leninie słowa tam nie było. No, ale może chociaż ze Żmijewskiego socrealista? Niestety, we wstępie Artura Żmijewskiego do wydanej przez „Krytykę Polityczną” książki francuskiego filozofa Jacques’a Ranciere’a traktującej o związkach sztuki i polityki znajdziemy np. taki fragment: „Socrealizm nie był ideologicznym kostiumem, w jaki sztuka się przebrała, będąc świadoma swych celów, lecz jej więzieniem”. Hmm... Krzysztof Koehler być może nie lubi czytać autorów, o których pisze, żeby jak mawiał Oscar Wilde „zbytnio się nie zasugerować” i ma do tego święte prawo. Pozostają więc dwie hipotezy:

Skąd Koehler wie, że Żmijewski jest nieszczery? Bo jest leninistą. A dlaczego jest leninistą? Bo jest nieszczery

1) Artur Żmijewski być może jest leninistą po prostu dlatego, że robi filmy, a Lenin – co każde dziecko wie – powiedział ongiś, że „film jest najważniejszą ze sztuk”. Ale filmy robi też Andrzej Wajda wytypowany chwilę wcześniej m.in. przez Koehlera, żeby imię Polski w bezbożnym świecie rozsławiać i łuski z oczu zdejmować... Ten trop odpada.

2) Artur Żmijewski jest leninistą, ponieważ jest bezwzględnym rewolucjonistą, który jak tylko nadejdzie odpowiedni rewolucyjny moment, chwyci władzę leżącą na ulicy i rozprawi się z politycznymi wrogami. Ale zaraz... czy to nie Rymkiewiczowi marzyło się, by latarnie na Krakowskim Przedmieściu ozdobić dyndającymi trupami komunistów?

Ach! Przecież Artur Żmijewski jest leninistą, ponieważ jest kierownikiem artystycznym „Krytyki Politycznej”, które to pismo wydało swego czasu książkę o Leninie autorstwa Slavoja Zizka z załączonymi obszernymi wypisami z jego dzieł. Zizek napisał książkę, w której cytuje wczesne pisma Lenina. „Krytyka Polityczna” ją wydała. Żmijewski jest kierownikiem artystycznym „KP”, ergo Żmijewski jest leninistą.

Jeśli taki ciąg rozumowania towarzyszył Koehlerowi, szkoda, że go nie ujawnił, chociaż po to, żebyśmy mogli podziwiać precyzyjną logikę jego rozumowania. I kontynuować – TVP Kultura nagrodziła Żmijewskiego leninistę, dyrektorem kanału jest Krzysztof Koehler, zapewne sam jest leninistą.

Na czym polega nieszczerość Żmijewskiego? On tak naprawdę wcale popkultury nie lubi, tworzy jakieś oderwane od życia dziwactwa i nie orientuje się co to „Doda, Radek Majdan, Ich Troje czy »Taniec z gwiazdami«”. Skąd Koehler wie, że Żmijewski jest nieszczery? Bo jest leninistą. A dlaczego jest leninistą? Bo jest nieszczery. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że generalnie Koehler potwierdza dokładnie tezy Żmijewskiego, który w swej krótkiej wypowiedzi zaprotestował przeciw gładkiemu przechodzeniu do porządku nad istnieniem prostej i oczywistej opozycji między kulturą a popkulturą, w której czarnym charakterem jest telewizja, a uwięzioną w szklanej wieży dziewicą – poezja. Zamiast zastanowić się nad hipokryzją tanich gestów w rodzaju tych, jakie zaserwował nam Rymkiewicz, Koehler woli jednak opowiadać jakieś bajki o tym, jak podle postępują „marksistowscy” artyści.

Jeśli cały ten osobliwy happening ma mieć w efekcie jakąś wartość, to jest nią być może początek poważnej dyskusji nie tyle nad telewizją w ogóle i jej relacją wobec rozumianej równie ogólnie kultury (trudno się oprzeć wrażeniu, że rozmowa na tym poziomie ogólności nieuchronnie ciąży w stronę rytualnego wypowiedzenia kilku podniosłych banałów), ile nad rolą telewizji publicznej w upowszechnianiu kultury i nad miejscem artystów w całym tym procesie.

Nie tak dawno mieliśmy okazję wysłuchać protestów środowisk artystycznych wobec projektów zniesienia abonamentu radiowo-telewizyjnego. Do tak drastycznego kroku nie doszło, chociaż w myśl gestu Rymkiewicza byłby to krok w jak najlepszym kierunku. Przynajmniej kończyłby z hipokryzją sugerującą, że telewizja może być czymś innym niż napędzana budżetami reklamowymi największych koncernów maszyna do ogłupiania ludzi i nigdy nie będzie w niej miejsca dla kultury wyższej.

Na antypodach tego stanowiska leży właśnie wiara Żmijewskiego w poważny status sztuki. Manifestem tej wiary był jego szeroko dyskutowany tekst „Stosowane nauki społeczne”. Chodziło w nim w gruncie rzeczy o to, by zacząć traktować sztukę poważnie, jako rodzaj działalności dysponującej własnym językiem i własnymi narzędziami, ale nieodseparowany od reszty społeczeństwa murem boskiego geniuszu (na marginesie można zauważyć, że to właśnie ta nadprzyrodzona aura otaczająca sztukę stoi za gestami w rodzaju wykonanego przez Rymkiewicza, nie słyszy się raczej np. o naukowcach protestujących przeciw emitowaniu w telewizji filmów popularnonaukowych). Wyczytanie z tekstu Żmijewskiego jakichś ciągot manipulacyjno-bolszewickich może być albo przykładem złej woli, albo kolejnym dowodem, że w dyskusji tej rzeczowe argumenty nie tyle są zbyteczne, co nawet przeszkadzają.

Tę misję, w którą wierzy Żmijewski, równie dobrze może sprawować telewizja. Nie tylko ta publiczna, ale właśnie ona z wielu powodów jest do tego najbardziej zobowiązana. To, że Żmijewskiego rugają niczym uczniaka prezes telewizji publicznej i dyrektor najbardziej misyjnego z założenia jej kanału (TVP Kultura), zaraz po tym jak wręczył mu nagrodę, jest po prostu żałosne.

Jeśli coś zabija kulturę, nie jest to wcale popkultura czy telewizja, ale dyskusja, w której zamiast argumentami wali się na odlew Leninem, a potem poprawia Janem Pawłem II.

Autor jest socjologiem, tłumaczem i publicystą, członkiem zespołu „Krytyki Politycznej”

Krzysztof Koehler

Rewolucja w czasach popkultury

Zadaniem marksistowskiego artysty czy ideologa jest zdobycie przewagi. Usiłuje on ją osiągnąć za pomocą uprawiania sztuki krytycznej. 7 maja 2008

Zaczęło się prawie jak w Cannes. Wielka gala, światła, szyk...

I mały zgrzyt: starszy zasłużony poeta obraził się na telewizję za to, że go nagrodziła. Jarosław Marek Rymkiewicz nie przyszedł odebrać nagrody od TVP Kultura, a w liście poinformował wszystkich, że jest przeciwnikiem popkultury, dlatego od dawna nie występuje w telewizji i nie zamierza występować także w przyszłości.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Czy Elon Musk stanie się amerykańskim Antonim Macierewiczem?
Opinie polityczno - społeczne
Polska prezydencja w Unii bez Kościoła?
Opinie polityczno - społeczne
Psychoterapeuci: Nowy zawód zaufania publicznego
analizy
Powódź i co dalej? Tak robią to Brytyjczycy: potrzebujemy wdrożyć nasz raport Pitta
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Joe Biden wymierzył liberalnej demokracji solidny cios
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką