PiS – partia destrukcyjnego czynu

Cała aktywność Prawa i Sprawiedliwości w opozycji nastawiona jest na torpedowanie inicjatyw rządowych – pisze politolog

Publikacja: 28.07.2008 01:26

Red

Sukcesy wyborcze i polityczne 2005 roku na stałe określiły mentalność i aspiracje przywódców Prawa i Sprawiedliwości. Klęskę wyborczą 2007 roku uznali oni zatem za rodzaj „wypadku przy pracy”, który w niczym nie zmienił pierwotnych założeń programowych partii. Tymczasem, po dwóch burzliwych i destrukcyjnych dla interesów Polski latach rządów PiS, w kraju zmieniło się zbyt wiele, by gromkie i nachalne hasła skrajnej prawicy mogły porwać większość Polaków. Prawo i Sprawiedliwość jest partią destrukcyjnego czynu i w opozycji traci sporo ze swoich atrybutów, ale i tak wiele jego działań ociera się o groteskę. Opozycyjne PiS znajduje się dziś pod ciśnieniem co najmniej pięciu destrukcyjnych dla niej zjawisk.

Zjawisko pierwsze wiąże się ze stopniowym spadkiem poparcia społecznego, co połączone jest z wyraźną zmianą charakteru wspierającego PiS elektoratu. PiS uzyskało co prawda w 2007 roku znacząco więcej głosów niż w roku 2005. Był to jednak efekt przejęcia wyborców Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin, co w warunkach zwiększonej frekwencji nie stanowiło postępu. Znamienne, że w czasie aktywności opozycyjnej poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości zaczęło spadać i dziś oscyluje między 20 a 25 proc.

Poważniejsze mogą być konsekwencje zmiany charakteru elektoratu PiS. Przejmując sporą część katolicko-narodowego elektoratu LPR i populistyczno-socjalnego Samoobrony spowodowało, że tradycyjni wyborcy PiS zorientowani na postulaty dawnego Porozumienia Centrum znaleźli się w mniejszości. To wpływać musi na ewolucję założeń programowych oraz na taktykę tej partii, co też się właśnie dzieje.

Towarzyszy temu drugie zjawisko, które określić można mianem stopniowej dekompozycji struktur organizacyjnych PiS. Proces ten rozpoczął się już w okresie rządów Prawa i Sprawiedliwości, a zapoczątkowało go zastąpienie Kazimierza Marcinkiewicza na urzędzie premiera przez Jarosława Kaczyńskiego.

Potem przyszła wolta wiceprzewodniczących i odseparowanie się od partii Pawła Zalewskiego i Kazimierza M. Ujazdowskiego. Teraz przyjmować to zaczyna groźną dla partii perspektywę ukształtowania się na bazie ruchu Polska XXI (jeszcze przed wyborami 2011 roku) alternatywy po prawej stronie sceny politycznej.

Dla PiS prezydent odgrywa rolę zasadniczą. Blokuje możliwość przeforsowania przez rząd Platformy najważniejszych, obiecywanych w kampanii wyborczej reform

Nie mniejszym zagrożeniem może się okazać aktywność Marka Jurka, który opierając się na dysydentach z PiS, też podejmuje próby stworzenia katolicko-narodowej alternatywy dla PiS. To zaś okazać się może niebezpieczne w kontekście tworzenia w kręgu słuchaczy Radia Maryja ruchu katolicko-narodowego przez prof. Jerzego Roberta Nowaka. Może on mieć poważny wpływ na samo PiS, które jest wyraźniej związane z radiem i telewizją ojca Rydzyka. Procesy dekompozycji wokół i w kręgu opozycyjnego PiS zatem się nasilają i znacznie ograniczają swobody manewru Jarosława Kaczyńskiego.

W takim też kontekście pojawia się zjawisko trzecie, wynikające w dużej mierze z narastającego u Jarosława Kaczyńskiego poczucia zagrożenia. PiS zawsze było partią o charakterze wodzowskim. Role centralne odgrywali w niej bracia Kaczyńscy. Teraz jednak w warunkach działalności opozycyjnej, wobec coraz liczniejszych zagrożeń i coraz mniejszej swobody manewru, wodzowski charakter tej partii ukazał się nam w całej pełni.

Jarosław Kaczyński przeszedł na ręczne sterowanie partią, eliminując z kierownictwa partnerów i zastępując ich wykonawcami, biernymi instrumentami realizacji swoich pomysłów. Klasycznym tego przykładem jest zastąpienie w kierownictwie partii Ludwika Dorna przez Jacka Kurskiego. Jarosław Kaczyński, jedyny lider, otoczył się młodymi, radykalnymi, ale i ambitnymi działaczami spełniającymi w mig wszelkie jego dyspozycje. To z kolei pociąga za sobą negatywną ewolucję w jakości kadr PiS. Na plan pierwszy wychodzą bezrefleksyjni, nastawieni na karierę wykonawcy poleceń Kaczyńskiego.

W takiej atmosferze rodzi się zjawisko czwarte, do którego zaliczam instrumentalne wykorzystanie do realizacji celów partii urzędu prezydenta RP. Prezydent stał się głównym orężem politycznym PiS. To w urzędzie prezydenckim znaleźli przytułek przegrani ministrowie, czego doskonałym przykładem jest była minister spraw zagranicznych w rządzie Jarosława Kaczyńskiego Anna Fotyga. W Pałacu Prezydenckim usiłują oni kontynuować te wątki polityki poprzedniego gabinetu, które niedawno w znacznej mierze przyczyniły się do jego upadku.

Dla Prawa i Sprawiedliwości prezydent odgrywa rolę zasadniczą. Blokuje możliwość przeforsowania przez rząd Platformy Obywatelskiej najważniejszych, obiecywanych w kampanii wyborczej reform. Prezydenckie weto ma stanowić skuteczne antidotum na polityczne aspiracje gabinetu Donalda Tuska. W 2007 roku PiS nie zdołało powstrzymać zwycięskiej PO. Zadanie to przekazano więc Kancelarii Prezydenta.

Skompromitowana i skołowana lewica myli strategię z taktyką i staje się mimowolnym współudziałowcem w zaplanowanej przez Jarosława Kaczyńskiego rozgrywce. A istotą tej rozgrywki jest dalsza destrukcja. Tym razem jednak jej ofiarą paść może autorytet urzędu prezydenckiego, uwikłany w realizację partyjnych koncepcji.

Dla państwa równie destrukcyjne jest zjawisko piąte. Wypływa ono z faktu nieuznawania przez PiS klęski wyborczej 2007 roku za ostateczną. Jarosław Kaczyński wierzy w ponowne zwycięstwo. Jego warunkiem jest jednak uprzednie skompromitowanie rządów Platformy Obywatelskiej. Cała aktywność PiS w opozycji nastawiona jest więc na torpedowanie inicjatyw rządowych. W Sejmie – za pomocą prezydenckiego weta, poza Sejmem – dyskredytowaniem wszelkich posunięć rządu.

Na plan pierwszy przed merytoryczną dyskusją wysuwa się polityczny marketing i PR. Najważniejszym instrumentem prowadzącym do tego celu staje się dyskredytacja i kompromitacja. Narastające poczucie bezsilności czołowych działaczy PiS owocuje radykalizacją działań i zjawiskami obstrukcji funkcjonowania parlamentu. PiS gra na czas. Nie chce dopuścić, by rząd PO w pierwszym roku funkcjonowania odniósł jakikolwiek sukces, licząc na to, że brak udanych reform negatywnie wpłynie na notowania Platformy w drugim roku kadencji. A wtedy PiS mogłoby ruszyć do kontrofensywy.

Życie polityczne w Polsce zaczyna przypominać grę w ping-ponga. Jakakolwiek inicjatywa strony rządowej spotyka się z przeciwstawną reakcją PiS-owskiej opozycji. W tym powszechnym zacietrzewieniu nikt nie myśli o sprawach dla państwa istotnych. Jakikolwiek sukces rządzącej PO traktowany jest jako klęska opozycyjnego PiS.

Sprawy państwa i dobra wspólnego pozostają wyłącznie w warstwie deklaratywnej. I tak już będzie do końca tej kadencji Sejmu, z szansą na pogłębianie destrukcyjnych zachowań w zbliżających się okresach przedwyborczych. Państwo polskie stało się zakładnikiem partyjnych aspiracji. Partyjne aspiracje zaś nakreślone zostały na miarę stojących na czele tych partii „wodzów”.

Autor jest politologiem z Uniwersytetu Humanistyczno-Przyrodniczego Jana Kochanowskiego w Kielcach. Od czerwca 2003 do marca 2004 r. był dyrektorem Instytutu Nauk Społecznych SLD

Sukcesy wyborcze i polityczne 2005 roku na stałe określiły mentalność i aspiracje przywódców Prawa i Sprawiedliwości. Klęskę wyborczą 2007 roku uznali oni zatem za rodzaj „wypadku przy pracy”, który w niczym nie zmienił pierwotnych założeń programowych partii. Tymczasem, po dwóch burzliwych i destrukcyjnych dla interesów Polski latach rządów PiS, w kraju zmieniło się zbyt wiele, by gromkie i nachalne hasła skrajnej prawicy mogły porwać większość Polaków. Prawo i Sprawiedliwość jest partią destrukcyjnego czynu i w opozycji traci sporo ze swoich atrybutów, ale i tak wiele jego działań ociera się o groteskę. Opozycyjne PiS znajduje się dziś pod ciśnieniem co najmniej pięciu destrukcyjnych dla niej zjawisk.

Pozostało 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Haszczyński: Walka o atomowe tabu. Pokojowy Nobel trafiony jak rzadko
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Czy naprawdę nie ma Polek, które zasługują na upamiętnienie?
Opinie polityczno - społeczne
Stanisław Strasburger: Europa jako dobre miejsce. Remanent potrzeb
Opinie polityczno - społeczne
W Warszawie zawyją dziś syreny. Dlaczego?
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Najniższe instynkty Donalda Tuska