Po dziewięciu miesiącach rządów Donalda Tuska dorobek jego gabinetu jest dość mizerny. Politycy i sympatycy PO często usprawiedliwiają małą aktywność rządu niechętną postawą prezydenta lub niekonstruktywnością opozycji. Od partii, która wygrała wybory, wymaga się jednak skuteczności, a nie narzekania.
Jedną z najpopularniejszych wymówek PO jest „trudny” prezydent. Nastawienie Lecha Kaczyńskiego jest rzekomo tak niechętne rządowi, że jest on zdeterminowany, żeby wetować wszystkie ustawy koalicji. Postawa prezydenta jest jednak w tej chwili przeszkodą jedynie hipotetyczną. Zablokował on dotychczas jedynie dwie ustawy. Tylko o jedno weto można mieć do niego żal. Niepodpisanie nowelizacji ustawy kominowej oznacza wstrzymanie potrzebnej redukcji absurdalnych ograniczeń zarobków prezesów państwowych firm.
Poglądy prezydenta w tej sprawie były jednak znane od dawna. Zdziwienie PO tym wetem może zatem jedynie... dziwić. Polityka wymaga od rządzących racjonalnej kalkulacji, które elementy programu wyborczego są do zrealizowania, a które nie, oraz skutecznego szukania kompromisu. Forsowanie propozycji, o których wiadomo, że nie przejdą, jest nieodpowiedzialne.
Natomiast drugie weto prezydenta, dotyczące ustawy medialnej, było ze wszech miar uzasadnione. Projekt PO był bowiem po prostu zły. Zmierzał do odbicia mediów publicznych przez PO, a nie ich odpolitycznienia. Po jego zasłużonej klęsce nadszedł czas na zaproszenie opozycji do rozmów i wypracowanie ponadpartyjnego konsensusu w tej sprawie.
Zamiast tego słyszę jednak głosy oburzenia „strategicznym sojuszem PiS i SLD”. To kolejna wymówka Platformy, gdyż jest oczywiste, że istnienie takiego aliansu to zwykły wymysł. SLD popełnił w przeszłości wiele poważnych błędów, ale nie jest to partia samobójców. Wejście pod skrzydła braci Kaczyńskich byłoby równoznaczne z polityczną śmiercią Sojuszu.