Wydaje się jednak, że w klasyfikacji medalowej nasi złotouści uplasują się wysoko. W przeciwieństwie do sportowców nie kazali długo czekać na pierwsze sukcesy.
Znakomite było pożegnanie Piotra Dembowskiego po meczu siatkarskim Polska – Serbia: „Dziękujemy serdecznie za odwagę”. Jeszcze lepsze zapowiedzi w studiu: „Polacy wystąpią w finale o godz. 19.30 – cały czas powtarzamy te słowa jak mantrę!”. Rzeczywiście powtarzali, tyle że nasi mieli finał o 13.30. Frapujące były spostrzeżenia z notatnika młodego geografa: „Ci Duńczycy niepotrzebnie mają takie same spodenki jak Polacy”, „Biegnie jak Etiopka, zresztą jest Etiopką”, „Na torze pierwszym Kanadyjczyk Mathieu Bois. Z Kanady, bo skąd indziej mógłby być Kanadyjczyk”, „Przegrać z reprezentantką Chin lub Hongkongu to żaden wstyd, wręcz przeciwnie”. Tu także brylował Dembowski: „Zagumny z Niemcem znają się bardzo dobrze. W końcu byli ze sobą przez trzy lata”. „Trener Chinek, mówią o nim »zawsze uśmiechnięty«, ale to mylące, bo on ma po prostu taki wyraz twarzy”. Ale rekord świata pobił dopiero Przemysław Babiarz na olimpijskim basenie, informując opinię publiczną, że „Polacy będą się posuwać w górnej części ekranu”. Babiarz wyrósł na lidera ekipy już podczas ceremonii otwarcia. Wystawia Piotr Sobczyński: „Idą brytyjskie Wyspy Dziewicze. Czemu brytyjskie, to widzimy po koszulkach...”. Ze skrzydła atakuje Babiarz: „A czemu ten drugi przymiotnik? Tego nie sprawdzimy!”. I niech nikomu się nie wydaje, że pan Przemysław nie wie, co mówi. Przecież pierwszego dnia igrzysk zapowiadał „ruch przestrzenny przeniesiony na płaszczyznę”. Chodziło z pewnością o ruch szarych komórek na płaszczyźnie porozumienia z telewidzami. Dla pana Przemysława – złoto i mazurek Dembowskiego. Lukrowany.