Niedawno w „Rzeczpospolitej” opisałem, jak bardzo wyborcy Platformy mają prawo czuć się rozczarowani rocznymi rządami tej partii. Dotyczy to wszystkich właściwie grup społecznych, które w październiku ubiegłego roku poparły formację Donalda Tuska – zarówno tych, którzy chcieli gwałtownej modernizacji i liberalizacji kraju, jak i tych, którzy chcieli „dorżnięcia watah PiS, rozliczeń z poprzednią ekipą i likwidacji instytucji i zwyczajów tzw. IV RP”. Dlaczego zatem, rodzi się pytanie, Platforma ma tak wysokie poparcie? Dlaczego, jeśli jest tak źle, jest tak dobrze? Dlaczego grupy społeczne, które powinny być rozczarowane rządami PO, wciąż ją popierają?
Zacznijmy od oczywistości – Platforma jest dla nich bezalternatywna. Nawet jeśli opadł już ich entuzjazm dla niej, który udzielił się im zaraz po obaleniu „reżimu Kaczyńskich”, to nie mają innej partii, którą mogliby obdarzyć zaufaniem. Bo co mogą zrobić? Przerzucić swoją sympatię na PiS? Za wcześnie na to, zbyt świeża jest pamięć o jego rządach. Na SLD? Ten sam powód.
Obie formacje walczą z przylepionymi im etykietkami – PiS nie może pozbyć się łatki formacji oszołomskiej, inkwizytorskiej, autorytarnej, obciachowej i prymitywnej. Wciąż pokutuje stereotyp wypracowany przez PO w czasie kampanii wyborczej, opisujący ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego jako reprezentanta ciemnogrodu, Polski B, nieudaczników i frustratów. Z kolei SLD nie może się wyzwolić od swego emploi z czasów afery Rywina i afery starachowickiej. Wciąż postrzegany jest jako partia złodziei i przestępców.
Może więc wyborca PO mógłby zagłosować na kogoś innego? Konkurencyjne formacje prawicowe (np. Polska XXI) są dopiero w budowie i ich ewentualna walka o zawiedzionego wyborcę Platformy to dopiero pieśń przyszłości. Dlatego nawet jeśli dzisiejszy zwolennik PO widzi, że rządy tego ugrupowania dalekie są od tego, co obiecywano w kampanii wyborczej, to i tak partia ta zasługuje na poparcie z braku jakiejkolwiek akceptowalnej alternatywy. To jak w sporcie, nie trzeba być dobrym – wystarczy być najlepszym.
Po drugie – opozycyjne wobec PO formacje były do niedawna w poważnych wewnętrznych kłopotach. W PiS miał miejsce bunt części polityków pod przywództwem Ujazdowskiego, Zalewskiego, Polaczka i Sellina, zakończony ostatecznie ich secesją. Dopiero od niedawna partia powtórnie jest powolna swemu prezesowi i może skupić się na walce z rządem, a nie na rozwiązywaniu wewnętrznych problemów.