Dyskurs publiczny w Polsce jest już tak kiczowaty, że nie do zniesienia. Zwłaszcza cały wysiłek intelektualny obrońców Wojciecha Jaruzelskiego w związku z jego procesem zarówno treścią, jak i formą coraz bardziej przypomina "Trędowatą" Mniszkówny. – Dla waszej sfery generał pozostanie na zawsze trędowaty – wołają z wyrzutem moraliści ukształtowani przez dogmat o historycznej konieczności, odwołując się, na razie bezskutecznie, do poczucia wstydu zwolenników osądzania czynów, a nie kontekstów.
[srodtytul]Co na to nasz Boziewicz? [/srodtytul]
Trędowaty generał to piękna idea. Bezwinny i odtrącony. Wszyscy jesteśmy Jaruzelskimi – ogłosił pisarz Stefan Chwin, bo wszyscy braliśmy udział w błogosławieństwie stanu wojennego. Wszyscy byliśmy też, trzymając się tej logiki, Bierutami, Gomułkami i Gierkami, pomijając jedynie tych, którzy nie dożyli kolejnego etapu i zatrzymali się lub zostali zatrzymani na etapie Bieruta i Bermana, lądując w anonimowym dole cmentarnym.
Adam Michnik, nasz Boziewicz współczesny, specjalista od honoru, ogłosił na łamach "Gazety Wyborczej" (18 – 19 października) esej "Z dziejów honoru i zgnilizny". Być może się mylę, za co z góry przepraszam (zastrzeżenie wynika z mojej niechęci do procesów sądowych i polemik z adwokatami zamiast z autorami tekstów), ale ze złą wolą wynikającą z paskudnego charakteru przypuszczam, że tekst Michnika jest aluzyjny i stanowi interwencję w kicz rozważań o Jaruzelskim i stanie wojennym. Jest próbą przeniesienia dyskusji w inne rejony.
[wyimek]Na razie mamy mocną dyrektywę potępiającą ściganie odpowiedzialnych za niewolenie[/wyimek]