Stara zasada amerykańskiej polityki głosi, że aby challenger mógł wygrać, champion musi najpierw przegrać. Choć mamy diametralnie odmienny system wyborczy, zasada ta działa również u nas. Spektakularną zmianę władzy poprzedza kompromitacja rządzących.
Obecna dominująca pozycja PO i PiS to owoc wielkiej kompromitacji III RP, kojarzonej z aferą Rywina. Wcześniej miażdżące – o włos od większości umożliwiającej samodzielne rządzenie – zwycięstwo lewicy poprzedzone było rozkładem AWS postrzeganym jako ostateczny upadek "obozu solidarnościowego". Cyklem polskich rozczarowań i eksplozji gniewu zdaje się rządzić zasada, iż, po pierwsze, kolejne kompromitacje następują coraz częściej, i, po drugie, mają coraz bardziej wszechogarniający charakter. Obejmują bowiem nie tylko przemożną chęć odsunięcia od władzy rządzącej siły politycznej, ale także kompromitację całego kojarzonego z nią obozu, zniechęcenie do diagnoz, używanego języka, kryteriów oceniania rzeczywistości.
Wszystko wskazuje na to, że wkraczamy właśnie w kolejny okres wielkiej kompromitacji, po której przyjdzie wyborcom chęć na dokonanie zasadniczej zmiany. Niech nas nie zmylą wciąż łaskawe dla władzy wyniki sondaży.
[srodtytul]Kompromitacja elit[/srodtytul]
Wbrew triumfalistycznym okrzykom lewicowych salonów globalny kryzys nie stanowi kompromitacji wolnego rynku. Przynosi on jednak kompromitację opiniotwórczych elit, które opierały swą nieomylność na nieustannym powoływaniu się na wolny rynek i jego zasady jako jedynie możliwe. Od kilkunastu lat dominował w mediach – także w mediach polskich – aksjomat, że kto sobie nie radzi, ten jest nieudacznikiem i nieuczciwie jest obciążać kosztami jego nieudacznictwa budżet państwa; jeśli zaś śmie się on tego domagać, wykazuje postawę roszczeniową, zasługującą na surowe potępienie. Powszechnie deklarowana troska o stabilność zagrożonego postawami roszczeniowymi budżetu stała się najważniejszym kryterium odpowiedzialności i nadążania za duchem czasu.