Ryzykowna wspólna waluta

Żadna unia walutowa znana z historii nie przetrwała próby czasu. Unia między Prusami i Austrią wytrzymała dziesięć lat i nie zapobiegła wybuchowi wojny między tymi krajami – twierdzi ekonomista

Aktualizacja: 19.11.2008 08:05 Publikacja: 19.11.2008 05:13

Ryzykowna wspólna waluta

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

Red

Niedawna międzynarodowa konferencja naukowa NBP była pierwszą w Polsce poważną dyskusją na temat wszystkich za i przeciw dotyczących przyjęcia przez Polskę wspólnej europejskiej waluty.

O obiektywizmie tej konferencji najlepiej świadczy fakt, że o ile rozpoczęła się od głosów zdeterminowanych, z góry zakładających, że to musi nastąpić (zastanawiano się tylko, gdzie Polska ma dołączyć – do strefy euro czy dolara – i stanęło na euro, gdyż – jak mówiono – nie możemy zostać nowym stanem USA), to zakończyła się w odmiennym nastroju, a mianowicie sesją nt. „Quo vadis euro?”. W związku z przypadającą w tym roku dziesiątą rocznicą wprowadzenia euro próbowano odpowiedzieć na pytanie, czy za dziesięć lat euro będzie jeszcze funkcjonowało.

[srodtytul]Ani jednego sukcesu[/srodtytul]

Dania i Wielka Brytania zastrzegły sobie w traktacie prawo nieprzystępowania do euro. Sytuacja traktatowa Polski jest podobna do sytuacji Szwecji, która jest zobowiązana przystąpić do strefy euro, ale w wyniku referendum w 2003 r. pozostała przy koronie. Niestety, u nas debata toczy się niejako od końca, zamiast na temat tego, czy to się nam opłaca.

A przecież kto jak kto, ale my posiadamy już w tym względzie spore doświadczenie historyczne: Polska w przeszłości należała do wspólnego obszaru walutowego Niemiec i Austro-Węgier. Dla zaboru pruskiego i austriackiego było to ewidentnie niekorzystne, ponieważ polityka pieniężna Prus i Austro-Węgier była niedopasowana do sytuacji na polskich ziemiach, w efekcie czego Polacy, a nawet Niemcy z poznańskiego emigrowali za pracą do Zagłębia Ruhry, zaś Polacy razem z Ukraińcami i Żydami z Galicji do Stanów Zjednoczonych.

Podobne doświadczenia historyczne mają Skandynawowie. Na przełomie XIX i XX wieku Norwegia, Szwecja i Dania były związane unią walutową (do dziś ich waluty noszą wspólną nazwę korona) i mimo że nie są to duże kraje, nie wytrwały w tej unii. I żaden z nich nie przyjął dotąd euro.Irlandia, zanim po I wojnie światowej odzyskała niepodległość, należała do Anglii, a wspólną walutą Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii był funt. I pomimo tego, że Anglia przez cały XIX wiek była centrum gospodarczym świata, a Irlandia leżała tuż obok, w jednym obszarze walutowym, Irlandczycy masowo emigrowali z powodu głodu do Stanów Zjednoczonych.

Również inne znane z historii unie walutowe, takie jak Łacińska Unia Walutowa czy też niedawna dolaryzacja w Argentynie, nie przetrwały próby czasu. Unia walutowa między Prusami i Austrią przetrwała dziesięć lat i nie zapobiegła wybuchowi wojny między tymi krajami w 1867 roku. Nie wolno zatem zakładać a priori, że wspólna waluta dla danego kraju jest opłacalna, skoro nie znamy ani jednego przykładu zakończonego sukcesem.

[srodtytul]Czy to się opłaci[/srodtytul]

To, od czego należałoby zacząć, i czego należy oczekiwać, to zastosowanie odnośnie do Polski kryteriów oceny opłacalności całego przedsięwzięcia na wzór słynnych kryteriów Browna. Tych, na podstawie których rząd brytyjski analizuje, czy przystąpienie do strefy euro jest dla Wlk. Brytanii opłacalne.

Najważniejsze to kryterium konwergencji gospodarczej – chodzi o odpowiedź na pytanie: Czy cykle gospodarcze są w sposób naturalny zbieżne i czy pozwolą na bezkonfliktowe funkcjonowanie gospodarki ze stopami, jakie funkcjonują w strefie euro?

Drugie kryterium, oparte również na wiedzy o modelach optymalnego obszaru walutowego, dotyczy oceny elastyczności gospodarczej. Tego, czy polska gospodarka jest na tyle elastyczna, że jest w stanie sama z siebie, bez pomocy kursu monetarnego, przezwyciężyć nieoczekiwane trudności gospodarcze? Tu podstawowe pytanie brzmi: Czy łatwiej przystosować się kursom wymiany walut do aktualnej sytuacji ekonomicznej i politycznej, czy gospodarce i polityce do już usztywnionego kursu? Może się okazać, że łatwiej byłoby dostosować się przedsiębiorstwom, gdyby elastyczny kurs wymiany zamortyzował szok.

[wyimek]Mówienie o procesie wejścia Polski do strefy euro jest przedwczesne. Dziś kluczowe nie jest euro, ale wprowadzenie pakietu antykryzysowego[/wyimek]

Trzecie kryterium odnosi się do inwestycji. Należy zbadać, czy wejście do euro zwiększy poziom inwestycji w gospodarce krajowej czy przeciwnie – zmniejszy go? W zależności od tego, czy inwestycji będzie więcej czy mniej, tak będzie postępował wzrost gospodarczy w Polsce, takie będzie zapotrzebowanie na pracę oraz na wyższe kwalifikacje o dużej wartości dodanej. Możliwe, że inwestycje będą, ale nie w Polsce, lecz w innych krajach euro.

Kolejne kryterium Browna, specyficzne dla Wielkiej Brytanii, ale dla nas też istotne – kryterium usług finansowych. Sprowadza się ono do pytania: Czy korzystniejsze jest dla nas, że mamy odmienną walutę i własny nadzór nad instytucjami finansowymi, czy też lepiej, jeśli będziemy mieli tutaj oddziały banków zagranicznych, które mogą finansować gospodarkę polską lub też – nie finansować? I ostatnie kryterium Browna, które powinno być analizowane, to kryterium stabilizacji wzrostu gospodarczego i zatrudnienia. A więc pytanie: Czy wejście do euro ułatwi osiągnięcie większego wzrostu gospodarczego w Polsce i zwiększenie zatrudnienia na naszym terytorium, czy owszem, będziemy zatrudniani, ale za granicą? Odpowiedzi na te pytania powinny paść, zanim zaczniemy się zastanawiać nad kalendarzem czy harmonogramem. Ponadto należy się też zastanowić, czy w chwili globalnego kryzysu sam proces wchodzenia nie spowoduje dodatkowych niekorzystnych napięć.

Oto główne cztery wymogi, jakie trzeba spełnić, aby obszar walutowy był optymalny, czyli aby dobrze służył rozwojowi gospodarczemu: wymóg pełnej otwartości, w tym mobilności przepływu pracowników, elastyczności płac, transferu solidarnościowego i odporności na szoki zewnętrzne. Wymogi te muszą być spełnione przez obie strony, które łączą się wspólną walutą.

[srodtytul]Bariery w naturze[/srodtytul]

Mobilność przepływu pracowników jest dobra w ramach poszczególnych państw, ale nie na całym obszarze Unii. W granicach kraju wszelkie krajowe zaświadczenia, dyplomy, certyfikaty są zunifikowane i akceptowane, brak barier kulturowych oraz językowych, które ograniczałyby awans. A jak jest w Europie? W niektórych krajach eurostrefy występują restrykcje dotyczące zatrudnienia, brak jest równego startu dla pracowników rodzimych i obcych, mamy do czynienia z nieuznawaniem zaświadczeń, mnożeniem wymogów formalnych utrudniających imigrantom zatrudnienie, barierami dla świadczenia usług transgranicznych, barierami językowymi.

Podstawowa bariera tkwi jednak w ludzkiej naturze. Ludzie nie chcą krążyć po Europie za pracą. Status emigranta wiąże się z koniecznością adaptacji w nowych miejscach, gdzie akurat jest praca. To także sprawa znalezienia pracy dla żony, szkoły dla dzieci, które nie znają miejscowego języka, rozstania z resztą rodziny, z przyjaciółmi. Proces zwiększenia mobilności pracowników natrafia na naturalne bariery, które każą postawić zasadnicze pytanie: czy rzeczywiście tego chcemy?

Obszar wspólnej waluty dobrze funkcjonuje, jeśli pracodawcy mają możliwość dostosowywania płac do zmieniających się warunków gospodarczych, co nasuwa pytanie: czy rzeczywiście chcemy, aby nasze płace zostały maksymalnie uelastycznione? Inaczej: jeśli polityka pieniężna obszaru wspólnej waluty okaże się niedostosowana do cyklu koniunkturalnego gospodarki danego kraju, to przedsiębiorcy z tego kraju znajdą się w takiej sytuacji, że z jednej strony będą mieli problemy produkcyjne i kosztowe, a z drugiej – nie będą mogli szybko dostosować płac, bo wiążą ich umowy i układy zbiorowe.

Aby zatem uniknąć ewentualnych strat z tego tytułu, będą musieli w ofercie zatrudnienia z góry brać poprawkę na brak elastyczności płac, a więc oferować płacę na niższym poziomie, aby zrekompensować sobie ryzyko niedopasowania polityki pieniężnej.

[srodtytul]Mówienie o euro nie pomoże[/srodtytul]

Kolejny warunek dobrego funkcjonowania wspólnego obszaru walutowego to solidarność między krajami strefy. Chodzi o odpowiedź na pytanie, czy istnieje automatyczny mechanizm transferów fiskalnych redystrybucji pieniądza na całym obszarze wspólnej waluty. Innymi słowy – czy do regionów dotkniętych asymetrycznym szokiem będą dopływać w ramach solidarności środki pomocowe?

Jeśli dzisiaj jakiś region Polski dotknie nieszczęście – zapaść gospodarcza, eksplozja bezrobocia czy też powódź – premier sięga do rezerwy budżetowej i kieruje tam pomoc. A zatem w ramach kraju mechanizm solidarności wymagany dla optymalnego obszaru walutowego działa. Czy jednak działa on we wspólnej Europie? W Unii cały czas trwa dyskusja nad tym, który z krajów płaci za dużą składkę. Państwa są bardzo egoistyczne, a nawet jeśli przeznaczą środki na pomoc, to droga do transferu jest bardzo długa i wymaga mnóstwa czasu.

W krajach połączonych wspólną walutą cykle koniunkturalne muszą być do siebie bardzo zbliżone. Jeśli te cykle i w efekcie szoki są bardzo podobne, to nie ma znaczenia, czy kraje stanowią jeden obszar walutowy, czy mają różne waluty – w każdym z nich będzie stosowana taka sama optymalna polityka pieniężna umożliwiająca funkcjonowanie gospodarki. W rzeczywistości jednak w krajach Unii Europejskiej cykle są różne. Jeśli te różnice zachodzą między krajami, które mają własną walutę, to każdy z nich może prowadzić własną optymalną politykę pieniężną. Jeśli jednak kraje o różnych cyklach zamknie się w jednym obszarze walutowym, to wspólna polityka pieniężna będzie do jednych pasowała, a do innych nie. Jakie to daje skutki? Jeśli u nas będzie dekoniunktura, a w eurolandzie koniunktura, to zaostrzenie polityki pieniężnej przez Europejski Bank Centralny, konieczne dla eurolandu, u nas pogłębi dekoniunkturę. Nie dość, że gospodarka siada, to będzie dodatkowo chłodzona. I odwrotnie – jeśli u nas wystąpi koniunktura, a w eurolandzie dekoniunktura, i EBC będzie chciał pobudzić gospodarkę eurostrefy, obniżając stopy, to u nas wystąpi zjawisko przegrzania gospodarki.

W obecnej sytuacji mówienie o procesie wejścia do euro to działanie przedwczesne. To, co jest teraz kluczowe, to nie euro, ale wprowadzenie pakietu antykryzysowego. Dlatego nie wierzę, że dyskusja o euro będzie dyskusją realną, ponieważ problemy, z którymi rząd będzie się musiał za chwilę zetknąć, będą tak poważne, że absorbują całkowicie go. A nie sądzę, że samo mówienie o euro pomoże gospodarce.

[i]Autor był m.in. wiceministrem finansów w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza, prezesem Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi i zastępcą szefa Kancelarii Sejmu. Obecnie jest doradcą prezesa NBP. Poglądy, jakie przedstawia w powyższym artykule, wyrażają jedynie jego osobiste stanowisko.[/i]

Niedawna międzynarodowa konferencja naukowa NBP była pierwszą w Polsce poważną dyskusją na temat wszystkich za i przeciw dotyczących przyjęcia przez Polskę wspólnej europejskiej waluty.

O obiektywizmie tej konferencji najlepiej świadczy fakt, że o ile rozpoczęła się od głosów zdeterminowanych, z góry zakładających, że to musi nastąpić (zastanawiano się tylko, gdzie Polska ma dołączyć – do strefy euro czy dolara – i stanęło na euro, gdyż – jak mówiono – nie możemy zostać nowym stanem USA), to zakończyła się w odmiennym nastroju, a mianowicie sesją nt. „Quo vadis euro?”. W związku z przypadającą w tym roku dziesiątą rocznicą wprowadzenia euro próbowano odpowiedzieć na pytanie, czy za dziesięć lat euro będzie jeszcze funkcjonowało.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę