Donald Tusk i jego partia dostrzegli zmianę. Wyciągnęli też wnioski z wielu zjawisk poprzednich lat, w tym z kariery Andrzeja Leppera, która zresztą była łudząco podobna do kariery Władimira Żyrinowskiego. Obie one pokazały, że tam, gdzie duża część społeczeństwa
żywi do kogoś niechęć, częste i jak najbardziej brutalne atakowanie tej znienawidzonej osoby zupełnie wystarcza, by zyskać poparcie.
Przeciętny wyborca Samoobrony z okresu jej największej popularności nie liczył bynajmniej, że Lepper poprawi jego los, wystarczała mu wiara, że on "im" dołoży. Wysunięcie na medialny front Niesiołowskiego i Palikota oraz posłanie większości działaczy do sekundowania im w obelgach było oczywistą konsekwencją udowodnionego przez Leppera faktu, że chamstwo i brutalność się w Polsce sprawdzają.
Ciekawe jest, że jak na razie symboliczne zaspokojenie potrzeb wydaje się aspirującym wystarczać. Świadczy to, że przynajmniej na razie poczucie dołączenia do elit, jakie daje "antykaczyzm", jest w stanie zastąpić młodemu Polakowi rzeczywisty awans. Czy jednak znaczy to, że przestał on o nim marzyć, czy tylko, że nadal wierzy, iż będzie miał otwartą drogę?
[srodtytul]Irytacja i rozczarowanie[/srodtytul]
Jeśli Internet jest jakimś źródłem wiedzy o Polakach, to zdaje się wskazywać, że im więcej czasu mija od oddania przez PiS władzy i im mniejsze jest sondażowe poparcie dla partii tudzież szanse na reelekcję prezydenta, tym silniejsze są związane z nimi emocje negatywne. Jak ten fakt rozumieć? Myślę, że intensywność szydzenia z Kaczorów jest sposobem rozładowywania irytacji wynikającej z rozczarowania – na razie jeszcze przeważnie wypieranego – niespełnieniem przez PO nadziei na awans.
Bo, pamiętajmy, to właśnie awans jest główną emocją aspirujących, a antykaczyzm jedynie jej pochodną. Sytuacja Tuska nie jest więc wcale tak dobra, jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Przyjęty przez niego styl przywództwa – słabego i miękkiego – opiera się na zaspokajaniu, w zamian za poparcie, oczekiwań korporacji i lobbies. Tych zaś żywotnym interesem jest właśnie utrzymanie w Polsce systemu, w którym awans, sukces są na różne sposoby reglamentowane i zastrzeżone dla "swoich".
Za skutecznym symbolicznym spełnieniem oczekiwań aspirujących po prostu nie może więc pójść ich spełnienie rzeczywiste. A jak długo się uda utrzymać stan, w którym wyborcy zadowolą się samymi pozorami? Zwłaszcza w warunkach spowolnienia, które uczyni wszelki awans jeszcze trudniejszym i jeszcze ściślej reglamentowanym przez rozmaite sitwy – i w chwili, gdy zatkał się wentyl, jakim w ostatnich latach była emigracja?
Powrót do władzy Kaczyńskiego wydaje się dziś równie nieprawdopodobny jak powrót Leppera – nie dlatego, żeby pozyskanie aspirujących nie było w ogóle możliwe, ale wymagałoby to giętkości i wizerunkowej zręczności, której prezes PiS i jego brat wydają się całkowicie pozbawieni. Ale to, że gdzieś za rok wspomniani na wstępie kabareciarze z powrotem zamienią w swoich witzach Kaczorów na Tuska wydaje mi się pewne.