Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/blog/2008/12/22/jaroslaw-makowski-tusku-bierz-przyklad-z-obamy/" "target=_blank]blog.rp.pl[/link]
Polską nie da się rządzić. I to nie tylko dlatego, że konstytucja nie dość jasno precyzuje kompetencje poszczególnych instytucji, ale dlatego, że doskwiera nam deficyt kultury politycznej i myślenia w kategoriach dobra wspólnego. Rodzimi politycy z podziwem spoglądają na amerykańskich kolegów po fachu. I sobie, i nam amerykańską praktykę polityczną stawiają za wzór. Dlatego, szczególnie w czasie amerykańskiej kampanii prezydenckiej, co rusz dowiadywaliśmy się o naszych parlamentarzystach, raz z lewa, raz z prawa, którzy pielgrzymowali za ocean, by podglądać, jak "robi się politykę w Ameryce".
Tyle że edukacja naszych polityków, niestety, zaczyna się i kończy na kopiowaniu kampanijnych pomysłów Amerykanów. Tegorocznym hitem był Internet i YouTube jako główne forum kontaktu z wyborcami, które przyczyniło się do wyborczego sukcesu Baracka Obamy. Sęk w tym, że w USA kampania jest tylko przepustką do robienia wielkiej i poważnej polityki. Polityki, której wspólnym celem po wyborczej gorączce staje się dobro Ameryki i całego społeczeństwa.
[srodtytul]Odwrót od demagogii[/srodtytul]
Cóż więc powinno bić po oczach Polaka, który obserwuje zakończenie wyborczej bitwy w USA? Przede wszystkim odwrót od demagogii. Dziś w USA nikt przytomny nie określa Obamy mianem mesjasza lewicy, jak to miało miejsce w czasie kampanii i tuż po zwycięstwie Obamy (także w polskich komentarzach). Konserwatywni przeciwnicy nowego prezydenta nie straszą zaś, że będzie on najbardziej "socjalistycznym prezydentem Ameryki". Czy republikanie pogodzili się z klęską? Tak. Lecz absurdalność analogicznych zarzutów wytrącił im z ręki sam prezydent elekt. Na czym polega polityczny spryt Obamy, że dziś nawet jego zagorzali przeciwnicy nie szczędzą mu pochwał za formowanie nowego gabinetu?