Rzeczywiście, jak pisze prof. Hołówka, Kościół mówi, że zarodek jest potencjalnie człowiekiem i przez to należy przypisać mu szczególną godność. Autor, polemizując z tym poglądem, twierdzi, że nie każdy zarodek stanie się człowiekiem, bo niektóre zarodki po prostu obumrą. Trudno tu nie zacytować profesora: „Tysiąc razy już się przypominało, że około 30 proc. zarodków opuszcza organizm kobiety spontanicznie, i nikt wtedy nie twierdzi, że są to przypadki zgonu. Zwolennicy „godności” są głusi na ten argument”.
Tak, ale nie powiemy, że organizm kobiety opuściły żołędzie czy też pyłki kwiatowe, ale zarodki. Jakie zarodki? – zapytajmy. Ludzkie zarodki. Zarodki, które mogły się stać początkiem ludzkiego życia.Nie kłócimy się z biologią. Pokornie przyjmujemy to, w jaki sposób jest zorganizowana. Nie kłócimy się także z koniecznością śmierci. Kościół przyjmuje ją z prawdziwą powagą. Wszelako z faktu istnienia śmierci nie wyprowadzamy etycznego przyzwolenia na zabijanie. Podobnie jest z zarodkami. Z faktu, że droga od zapłodnienia przez zagnieżdżenie się zarodka, rozwój płodu, aż po narodziny nie jest prosta, nie możemy wyprowadzać zgody na instrumentalne traktowanie ani zarodka, ani płodu.
[srodtytul]To nie zwykłe nasiona[/srodtytul]
Na potrzeby argumentacji na chwilę zapomnę o słowie „godność”. Jeśli ona pana profesora drażni, spróbujmy podejść do sprawy inaczej. Niezależnie od stanowiska w sprawie przysługiwania zarodkowi godności, wszyscy chyba się zgodzimy, że ma on charakter szczególny właśnie dlatego, że nie jest żołędziem ani pestką dyni, ale zarodkiem ludzkim.
Jeśli ktoś ma ogród i zamarzą mu się słoneczniki, to pójdzie do sklepu i kupi nasiona słonecznika, a nie piwonii czy ogórków. Spotka znajomą, wyciągnie torebkę z reklamówki i nie powie, że kupił po prostu nasiona, ale nasiona słonecznika. „Bo marzą mi się słoneczniki przed domem” – może jeszcze dodać. Gdyby w domu odkrył, że został oszukany i wsadzono mu nasiona ogórka, wpadłby pewnie w furię, wrócił do sklepu i złajał sprzedawczynię. „Chciałem mieć słoneczniki!”. I gdyby sprzedawczyni tłumaczyła, że nie ma powodów do zdenerwowania, bo to tylko nasiona, a co trzeci i tak by nie wzeszedł, nasz ogrodnik wcale nie byłby usatysfakcjonowany, bo dyskusja dotyczy zupełnie czegoś innego. Tego, mianowicie, czy w torebce są nasiona, z których wyrastają słoneczniki.
Podobnie jest zarodkiem ludzkim. Ma on charakter szczególny, bo jest zarodkiem ludzkim. Człowiekowi przypisujemy szczególną godność, a więc otaczamy ochroną wszystko, co jest związane z jego początkiem, trwaniem i końcem. Jeśli nie przychodzi nam do głowy skakać po szaliku ukochanej, bo jest to szalik ukochanej, a nie kawałek dziwacznie powiązanej wełny i jeśli skrzypce genialnego muzyka umieszczamy w gablocie, a przed gablotą montujemy alarm i ustawiamy strażnika, a porąbanie ich siekierą uznawalibyśmy za akt wyjątkowego barbarzyństwa, jeśli więc taką wagę przykładamy do rzeczy związanych z ludźmi, to tym większa cześć należy się temu, z czego bezpośrednio w ciągłym procesie powstaje człowiek. Jak czytamy w watykańskiej instrukcji: „doświadczenie wykazało, że wszystkie techniki zapłodnienia in vitro są stosowane faktycznie tak, jak gdyby ludzki embrion był po prostu zwykłym zbiorem komórek, które są używane, selekcjonowane i odrzucane” („Dignitas personae” 14).