Nie oskarżajmy pochopnie Trybunału

Różnice zdań wśród członków Trybunału nie są czymś osobliwym. Świadczyć mogą o niezawisłości sędziowskiej, o intelektualnej sprawności sędziów, o ich prawniczych kwalifikacjach i wrażliwości – pisze konstytucjonalista Piotr Winczorek

Publikacja: 12.01.2009 01:28

Rzeczpospolita” 9 stycznia zamieściła obszerny artykuł autorstwa Marka Domagalskiego i Tomasza Pietrygi, opatrując go niepokojącym tytułem „Trybunał podzielony PRL-owską przeszłością”. Podstawową tezą zawartą w tym tekście jest twierdzenie, że w składzie sędziowskim Trybunału Konstytucyjnego nastąpił rozłam na tych, którzy zasiadają w nim od kilku lat, i tych, którzy wybrani zostali do niego w czasach, gdy większość w Sejmie posiadała koalicja PiS, LPR i Samoobrony.

W tak ukształtowanym Trybunale przewagę zachowują nadal ci pierwsi i dzięki temu są w stanie przesądzać o treści wydawanych przez niego wyroków. Dotyczy to w szczególności spraw, których przedmiotem są kwestie w jakiś sposób związane z czasami PRL, np. lustracji.

O istnieniu podziału świadczą, zdaniem autorów artykułu, przede wszystkim mnożące się w ostatnim czasie zdania odrębne od jego wyroków składane przez sędziów zaliczanych do grupy nowych. Podział na starych i nowych sędziów ma być pochodną ich uprzednich zaangażowań życiowych oraz poglądów politycznych. Starzy to ci, którzy reprezentują poglądy liberalno-lewicowe, a nowi to ci, którzy poglądów takich nie podzielają.

[srodtytul]Przekonania zawodowe[/srodtytul]

Pojawianie się zdań odrębnych wyrażających zastrzeżenia uczestniczących w orzekaniu sędziów do całości lub jakichś fragmentów wyroku nie jest same w sobie czymś osobliwym. Zdania takie zdarzają się w sądach różnych instancji i o różnej właściwości rzeczowej. Generalnie świadczyć mogą o wysokim poczuciu niezawisłości sędziowskiej, o intelektualnej sprawności sędziów, o ich prawniczych kwalifikacjach i moralnej wrażliwości. Jest natomiast sygnałem budzącym zainteresowanie, a nawet niepokój to, gdy zdań odrębnych towarzyszących wyrokowi jest tak dużo, że stanowią niemal połowę głosów oddanych przez sędziów ferujących dany wyrok.

Trzeba jednak pamiętać, że zdania te nie muszą się układać w zgodny chór. Mogą być one rozbieżne, a nawet wzajemnie sprzeczne, wynikają bowiem często z odmiennych motywów, którymi się kierowali poszczególni sędziowie. Tak na przykład było z głośnym wyrokiem TK z 11 maja 2007 r. w sprawie ustawy lustracyjnej z roku poprzedniego. Zdania odrębne zgłosiło do niego aż dziewięciu sędziów, czyli więcej niż połowa 15-osobowego składu sędziowskiego.

Zapytać więc można, jak to się stało, że wyrok ten został w ogóle wydany w ogłoszonej publicznie treści, skoro jego sentencja i uzasadnienie wymagają poparcia większości sędziów? Otóż niektóre zdania odrębne nie kwestionowały tego wyroku w całości, lecz odnosiły się na przykład jedynie do niektórych fragmentów uzasadnienia. Gdy spojrzy się na listę sędziów, którzy zdania takie złożyli, widać, że znajdują się na niej nie tylko tzw. nowi sędziowie, ale i starzy, i to w wcale pokaźnej liczbie, bo aż czterech.

Podobnie jest np. z wyrokiem w sprawie wykupu mieszkań spółdzielczych z 17 grudnia 2007 r. Zdań odrębnych było tu również dziewięć, lecz wśród sędziów, którzy je złożyli, znalazło się trzech starych. Nie jest zatem tak, że zawsze podział głosów w Trybunale znajdujący zewnętrzny wyraz w złożonych zdaniach odrębnych przebiega wedle linii starzy – nowi.Jest on bardziej złożony i nie należy z góry odrzucać tezy, że jeśli istnieje, to ma swe źródło nie tyle w biografii poszczególnych sędziów lub ich inklinacjach ideowo-politycznych, lecz w różnym postrzeganiu prawa oraz rozumieniu stosowanych przepisów.

[srodtytul]To nie nauka ścisła[/srodtytul]

Trybunał Konstytucyjny jest niekiedy krytykowany za to, że zamiast być sędzią prawa, staje się sędzią ponad prawem, a nawet panem prawa. Dyskusja na temat tych spraw toczy się od lat w prawoznawstwie pod hasłem: „aktywizm kontra pasywizm sędziowski”. Tych, którzy za Monteskiuszem wierzyli, że sędziowie mogą i powinni być jedynie „ustami ustawy”, musi rozczarować to, że w bardzo wielu wypadkach sądy, zwłaszcza wyższych instancji, a w szczególności sąd konstytucyjny, nie ograniczają się do prostego powtarzania formułek prawnych wziętych z ustawy (czy konstytucji), lecz je na swój sposób wyjaśniają, rozwijają, a niekiedy uzupełniają w drodze wykładni.

Lecz czy jest inne wyjście, gdy prawo nie zawsze dostarcza jasnych i ścisłych przesłanek do podejmowania decyzji władczych? Czy sędziowie mogą się zasłaniać argumentem, że jest ono ciemne i zagmatwane, co usprawiedliwia uchylenie się od wydania jakiegokolwiek orzeczenia? Czy gdyby tak postępowali, nie narażaliby się na jeszcze większą krytykę społeczną niż wówczas, gdy z przepisów prawnych wyprowadzają normy w oparciu o ustalone przez jurysprudencję i judykaturę reguły interpretacyjne i inferencyjne (tj. pozwalające wyprowadzać normy z norm) odbiegające niekiedy w swej treści od literalnego brzmienia ustawy?Tekst zawarty w aktach normatywnych nie jest zbiorem twierdzeń i formuł matematycznych, a wiedza o prawie nie jest nauką ścisłą. Nie dziwmy się zatem, że jeden sędzia (urzędnik, polityk, dziennikarz czy podsądny) uważa coś za obowiązującą w sposób bezsporny normę, a inny ma co do jej obowiązywania lub znaczenia daleko posunięte wątpliwości. Tak jest i tak musi być również z sędziami Trybunału Konstytucyjnego.

Wśród zarzutów, które stawia się Trybunałowi Konstytucyjnemu, znajdujemy i taki, że nie reaguje on na społeczną krytykę swoich wyroków. Nie broni ich albo nie przyznaje racji tym, którzy zarzucają im nietrafność lub niesprawiedliwość. Tak jest w istocie. Lecz Trybunał i jego członkowie nie mogą wdawać się w tego typu dysputy, mające bardzo często zabarwienie polityczne, ponieważ naruszyłby to zasadę sędziowskiej niezależności i niezawisłości. Jak bowiem się bronić na przykład przed nierzadkim przecież zarzutem, że treść danego wyroku TK wynika głównie z uwikłania w PRL-owską przeszłość tych czy innych jego sędziów?

[srodtytul]Negatywny stygmat[/srodtytul]

Nie jest natomiast zgodne z prawdą twierdzenie, że Trybunał nie wyjaśnia motywów swojego orzekania. Czyni to w uzasadnieniach towarzyszących każdemu wyrokowi. Są one przedstawiane ustnie na otwartym posiedzeniu Trybunału, a następnie publikowane w zbiorze jego orzeczeń. Na przykład uzasadnienie do wyroku z 11 maja 2007 r. w sprawie ustawy lustracyjnej wraz ze zdaniami odrębnymi obejmowało ponad 130 gęsto zadrukowanych stron. Trzeba mieć niemało czasu i cierpliwości, by się z nim zapoznać.Czy potrzebna jest dyskusja nad położeniem ustrojowym i działalnością polskiego Trybunału Konstytucyjnego, do której zachęca redaktor naczelny „Rzeczpospolitej” Paweł Lisicki? Niewątpliwie tak. Dobrze jednak by było, aby była to dyskusja, której podstawą jest wystarczająca znajomość rzeczy i brak uprzedzeń. Niestety, braku wiedzy i nadmiaru uprzedzeń odnośnie do Trybunału nie brakuje.

Nie mogę na przykład przyjąć za dobrą monetę wypowiedzi Zbigniewa Stawrowskiego, przytoczonej przez autorów artykułu w „Rzeczpospolitej”, iż Trybunał Konstytucyjny „jest (...) poniekąd resztówką po PRL”. Nie trzeba chyba tłumaczyć, że zwrot resztówka, a zwłaszcza resztówka po PRL, nie zawiera korzystnej oceny moralnej tej instytucji ustrojowej, a raczej stygmatyzuje ją negatywnie.

Rzeczywiście została ona wprowadzona do konstytucji PRL w 1982 r., a rozpoczęła działalność w 1986, czyli w minionej już epoce. Ale w tym samym stopniu resztówką po PRL są Sejm, Najwyższa Izba Kontroli, Rada Ministrów, sądy – z Sądem Najwyższym i NSA w pierwszej kolejności – rzecznik praw obywatelskich oraz liczne inne instytucje ustrojowe i administracyjne naszego państwa. Zarówno one, jak i Trybunał Konstytucyjny bardzo się od tamtych lat zmieniły, nie tylko co do swego osobowego składu, ale także zasad działania.

Gdyby TK był istotnie resztówką po dawnym ustroju, to nie mógłby wydawać wyroków o niekonstytucyjności ustaw ostatecznych i powszechnie obowiązujących, lecz orzeczenia te podlegałyby zatwierdzeniu przez Sejm. Tak bowiem było w licznych przypadkach aż do 1999 r. Jeśli dziś się proponuje, aby powrócić do tego rozwiązania (co czynią niektórzy politycy PiS), to dopiero by było cofnięcie do lat Polski Ludowej! O poprawności konstytucyjnej ustaw miałby decydować ten właśnie organ, który je wydawał, będąc najwyższym sędzią we własnej sprawie.

[srodtytul]Pro domo sua[/srodtytul]

Natomiast jedną propozycję warto by wziąć pod uwagę. Chodzi o to, by kandydatów na sędziów wysuwały gremia zawodowe i naukowe, na przykład Krajowa Rada Sądownictwa, Komitet Nauk Prawnych PAN, uniwersyteckie rady wydziałów prawa itp., a nie partyjni politycy. Wybory pozostawałyby, zgodnie z konstytucją, w rękach Sejmu. Być może w ten sposób uniknęłoby się w jakimś stopniu podziału na politycznie starych i nowych sędziów Trybunału.

Na koniec uwaga pro domo sua. Marek Domagalski i Tomasz Pietryga powołują się na moją wypowiedź sugerującą, iż dobrym wyjściem wobec rozbieżności poglądów w Trybunale byłoby wprowadzenie zasady, że w głosowaniach nad najważniejszymi ustawami konieczne jest uzyskanie przy wyrokowaniu większości kwalifikowanej.

Jeśli powiedziałem coś takiego w luźnej rozmowie, muszę skorygować tę opinię z dwóch powodów. Po pierwsze ustalenie, która ustawa jest najważniejsza, byłoby trudne i mogłoby być powodem sporów nie do rozwikłania. Po drugie nieuzyskanie kwalifikowanej większości głosów rodzi niebezpieczeństwo, że żadne merytoryczne rozstrzygnięcie danej sprawy mogłoby nie zapaść i sprawa opuszczałaby Trybunał bez wyroku, mimo że jego wydanie jest konstytucyjnie niezbędne. O Trybunale należy dyskutować, ale należy go też szanować i unikać wysuwania wobec niego pochopnych podejrzeń, a tym bardziej oskarżeń.

[i]Autor jest profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, znawcą tematyki konstytucyjnej, stałym współpracownikiem „Rzeczpospolitej”[/i]

Rzeczpospolita” 9 stycznia zamieściła obszerny artykuł autorstwa Marka Domagalskiego i Tomasza Pietrygi, opatrując go niepokojącym tytułem „Trybunał podzielony PRL-owską przeszłością”. Podstawową tezą zawartą w tym tekście jest twierdzenie, że w składzie sędziowskim Trybunału Konstytucyjnego nastąpił rozłam na tych, którzy zasiadają w nim od kilku lat, i tych, którzy wybrani zostali do niego w czasach, gdy większość w Sejmie posiadała koalicja PiS, LPR i Samoobrony.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę