Test Czumy

Po prawniku Ćwiąkalskim premier zażyczył sobie dla odmiany wyrazistego szeryfa. Tym samym odkurzył image Ziobry. Czy Tusk znajdzie w sobie determinację, by Czumę w takiej rolki wspierać? I czy sam Czuma znajdzie w sobie determinację, by się w tej roli spełnić?

Aktualizacja: 26.01.2009 09:40 Publikacja: 25.01.2009 20:09

Piotr Semka

Piotr Semka

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/semka/2009/01/25/test-czumy/" "target=_blank]blog.rp.pl/semka[/link]

Gdy Donald Tusk przedstawiał Polakom Andrzeja Czumę w roli nowego ministra sprawiedliwości, poczułem, że gdzieś to już kiedyś widziałem. Ależ tak – to początek lat 90. Byli opozycjoniści obejmują funkcje ministerialne. Jeszcze źle się czują w garniturach, ale z nadzieją przyjmują życzenia powodzenia od premiera. Pytani o kwalifikacje, odpowiadają, że ich siłą będzie brak rutyny i świeże spojrzenie.

Miłe uroczystości szybko się skończyły. Co było dalej? Zderzenie z ministerialną rutyną. Zalew dokumentów do podpisania. Ośliźli podsekretarze stanu oferujący pomoc w poznawaniu specyfiki rządzenia resortem w zamian za pozostawienie im realnej władzy. Świeżo mianowani ministrowie albo temu ulegali i pozostawali figurantami, albo szli na wojnę z urzędniczym aparatem, ale wtedy zdarzały im się niemiłe niespodzianki. A to sekrety resortu wyciekały do prasy. A to ktoś zapominał przypomnieć o pilnym podpisie albo nie wyjaśnił na czas konsekwencji prawnych danej decyzji. Wybuchały skandale. Premierzy już się nie uśmiechali, a minister stawał wobec wyboru: walczyć, ale – być może – polec w niesławie albo udawać, że wszystko jest dobrze, i ugłaskiwać potężne grupy wpływu w resorcie.

Zdarzali się ministrowie, którzy całe swoje zdenerwowanie kierowali na krytyków wskazujących, że w ministerstwie nic się nie zmienia. Pąsowi z podenerwowania krzyczeli na konferencjach prasowych: – Jak ktoś śmie oskarżać mnie o tolerowanie postkomuny! Mnie, który w więzieniach PRL spędziłem długie lata!

Andrzej Czuma też stoi dziś wobec wyboru jednej z tych dwóch dróg: próbować coś zmienić lub skupić się na pozorach, a w razie krytyki przypominać z dumą swój piękny życiorys. Pierwszy scenariusz grozi narażeniem się na konflikt, ale jednocześnie może przynieść satysfakcję po jakimś czasie. Druga droga to święty spokój – aż do kolejnego bulwersującego opinię publiczną incydentu pokazującego bezradność organów ścigania.

[srodtytul]Szalone 36 godzin [/srodtytul]

Dokładnie tydzień temu w poniedziałkowy poranek minister Zbigniew Ćwiąkalski spokojnie zaczynał kolejny tydzień swoich rządów. Pewnie już wiedział o śmierci Roberta Pazika, uczestnika porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika, ale nie przydawał tej sprawie przesadnego znacznie. Dobę później nie był już ministrem. Jak głosi przekonująca opowieść z korytarzy Kancelarii Premiera, szybka sonda telefoniczna uświadomiła Donaldowi Tuskowi, że tajemnicza śmierć w celi może przypomnieć Polakom o klimacie afery starachowickiej. O tym, że państwo może być upokarzająco bezsilne wobec mafii, a jego organy mogą wręcz kryć jej działania.

Pod wpływem lęku o reakcję opinii publicznej premier pokazał drzwi szacownemu krakowskiemu profesorowi. Potem wydarzenia potoczyły się już same. Środowisko prawnicze oburzyło się obcesowym potraktowaniem Ćwiąkalskiego i na znak protestu odwróciło się do premiera plecami. Szukający na gwałt sposobu wyjścia z kłopotliwej sytuacji Tusk postanowił wykręcić PiS-owi numer. Postawić na Andrzeja Czumę – kogoś odległego od korporacji prawniczej, PD i postkomuny. Kogoś, kto podkreślając już w pierwszym wystąpieniu wagę bezpieczeństwa zwykłego obywatela, kradnie PiS polityczny show.

Ta szalona sekwencja wydarzeń – między śmiercią Pazika a nominacją dla Czumy minęło mniej niż 36 godzin – zaskoczyła wszystkich. PiS w pierwszej chwili szarpał się między wytykaniem Czumie, że studia prawnicze ukończył 50 lat temu, a dziwacznym akurat u tej partii zarzutem, iż nowy minister nie jest znany środowisku prawniczemu.

W Platformie wielu poczuło, że premier naruszył niepisaną zasadę sojuszu z elitami III RP, dzięki którym partia wygrała wybory w 2007 roku. U innych zwyciężyła dyscyplina – premier tak zdecydował, to my posłusznie popieramy. Ale nikt nie śpieszył się z odpowiedzią na pytanie: Dlaczego Tusk tak zarządził? I czy to jakaś przemyślana głębiej zmiana strategii?

[srodtytul]Między realiami a salonem [/srodtytul]

Spróbujmy odpowiedzieć na te dwa pytania. Zbigniew Ćwiąkalski poległ, bo premier przestraszył się bezsilności prokuratury. Owszem rok temu nominacją dla Ćwiąkalskiego uhonorował korporację prawniczą, ale dziś bardziej boi się pojawienia się u wyborców tęsknoty za czasami Ziobry. Ale premier boi się powiedzieć wprost: z prokuratorami coś jest nie tak. Wykorzystuje to np. zdymisjonowany prokurator Marek Staszak, żaląc się na niesprawiedliwe potraktowanie przez Tuska. Platforma musi lawirować miedzy szanowaniem obyczajów elit III RP a odczuciami społeczeństwa, które wielu dogmatów liberalnego salonu nie podziela.

Dziennikarze telewizyjnego programu "Warto rozmawiać" doliczyli się pięciu prokuratorów i jednego wysokiej rangi oficera policji, których Ziobro usunął z powodu blamażu przy śledztwie w sprawie Olewnika i którzy wrócili w chwale za rządów Ćwiąkalskiego. Sam zwolniony minister na forum Sejmowej Komisji Sprawiedliwości obiecywał postępy w śledztwie. I co? Nic.

Dylematy Tuska zmagającego się z problemem, kto na miejsce Ćwiąkalskiego, przypomniały stary kawał o PRL, która bohatersko przezwyciężała problemy, które sama tworzyła. Już rok temu można było przewidzieć, że eksminister nie zdynamizuje pracy prokuratorów, bo przybywał jako ich zbawca spod "ziobrowej opresji". Teraz co prawda zmiana nastąpiła, ale jest ona wynikiem nagłego kataklizmu. Nic też nie wskazuje na to, by była wynikiem głębszej refleksji. A bez niej nie sposób być pewnym, czy premier roztoczy parasol nad ewentualnymi chęciami Czumy, aby rzeczywiście coś zmienić.

[srodtytul]Bo wilki poczują krew [/srodtytul]

W polskiej polityce tak bywa, że zmiany wymuszane są dopiero przez skandale, takie jak afera Rywina czy śmierć Pazika. Analogię między tymi sprawami ujawnia dodatkowo reakcja części publicystów – obrońców ładu III RP. W 2003 roku ostrzegali oni, aby nie grzebać zbytnio w aferze Rywina – bo "wszyscy na tym stracą" i naruszony zostanie ład okrągłostołowy. Teraz także słyszymy chór krytyk wobec Tuska za dymisję Ćwiąkalskiego: bo oddaje pole PiS, bo "wilki poczują krew", by użyć metafory Tomasza Wołka.

Ale chować głowy w piasek – jak sugerują obrońcy Ćwiąkalskiego – już się nie da. Tusk musi reagować na skandale, bo się boi spadku w słupkach poparcia. I wraca do punktu wyjścia. Może albo zachęcać Czumę do "przewietrzenia" środowiska prokuratorskiego, albo wzywać do ostrożności.

W pierwszym wypadku ryzykuje niechęć salonu. W drugim – pochwali go wprawdzie profesor Andrzej Zoll, ale może narazić się na kolejną wpadkę i oskarżenia rodziny Olewnika. Brak poprawy poczucia bezpieczeństwa pod rządami Czumy bezlitośnie zaś wypunktuje PiS. Ale próba zdopingowania prokuratorów może wywołać konflikt. Konfliktów zaś, szczególnie tych, w które włączyć może się już i tak rozdrażniona profesura prawnicza, Donald Tusk nie lubi.

Andrzej Czuma staje wobec tego samego problemu co Zbigniew Ziobro – jak skłonić prokuraturę do większej aktywności. Bo to ona generuje najwięcej spraw, które budzą publiczne emocje.

[srodtytul]Starcie z prokuratorami? [/srodtytul]

Prokuratorzy to wymagający partnerzy. Doskonale znają mechanizmy używania prawa. Oni są w resorcie sprawiedliwości od dziesięcioleci, a ministrowie zmieniają się co parę lat. Jeśli Czuma będzie miał dobrych współpracowników, przetrwa rozgrywkę. Jeśli nie – może wylecieć na jakiejś sprawnie podłożonej minie. Prokuratorzy nabyli dodatkowo umiejętności poruszania się w świecie polityki. Jak mówiło się w resorcie, pod rządami Ćwiąkalskiego były prokurator krajowy Marek Staszak zdobył parasol nad sobą ze strony PSL. Teraz ich aniołem stróżem może być wicepremier Grzegorz Schetyna, który ponoć chciałby mieć kontrolę nad tym, co dzieje się w resorcie poprzez Kazimierza Olejnika jako nowego prokuratora krajowego. Wtedy z posiadającym silną pozycję Olejnikiem Czuma szybko może stać się figurantem. Wraca więc pytanie z początku lat 90., co wybierze Czuma – niełatwą walkę czy wtopienie się w logikę resortu?

Czuma to człowiek "przedwojenny", o wyraźnych konserwatywnych poglądach. Te poglądy i opozycyjna przeszłość pozytywnie usposabia do niego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ale już na przykład Włodzimierz Cimoszewicz wytyka mu pomysł zakładający łatwiejszy dostęp Polaków do broni. Jednoznaczną dezaprobatę ogłosił też Ryszard Kalisz, wyraźnie występując jako rzecznik korporacji prawniczej.

Jak można podejrzewać, "Gazeta Wyborcza" wybierze parę spraw obyczajowych, aby przeegzaminować ze stosunku doń nowego ministra. Jeśli Czuma zawiedzie standardy liberalnych publicystów, łatwo będzie wykreować jego wizerunek jako zadufanego starca z ogromnym coltem w dłoni.

I jeszcze jedno – Czuma jest w podobnej sytuacji do ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. Do Platformy został przyjęty jako singiel. Można go w każdej chwili osłabić lub usunąć bez specjalnych konsekwencji dla równowagi w partii. Dziś, gdy Czuma obdarzany jest powszechną sympatią, nikt o tym nie myśli. Ale co będzie, gdy zaczną się konflikty?

Po prawniku Ćwiąkalskim premier zażyczył sobie dla odmiany wyrazistego szeryfa. Tym samym odkurzył image Ziobry, choć na negacji tegoż Ziobry doszedł ponad rok temu do władzy. Czy Tusk znajdzie w sobie determinację, by Czumę w takiej roli wspierać? I czy sam Czuma znajdzie w sobie determinację, by się w tej roli spełnić?

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/semka/2009/01/25/test-czumy/" "target=_blank]blog.rp.pl/semka[/link]

Gdy Donald Tusk przedstawiał Polakom Andrzeja Czumę w roli nowego ministra sprawiedliwości, poczułem, że gdzieś to już kiedyś widziałem. Ależ tak – to początek lat 90. Byli opozycjoniści obejmują funkcje ministerialne. Jeszcze źle się czują w garniturach, ale z nadzieją przyjmują życzenia powodzenia od premiera. Pytani o kwalifikacje, odpowiadają, że ich siłą będzie brak rutyny i świeże spojrzenie.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?