Nie bójmy się Niemców

Projekt gazociągu północnego jest nie tyle przykładem dogadywania się Berlina i Moskwy z pominięciem Polski, ile wyrazem ocierającej się o cynizm realpolitik – twierdzi znawczyni stosunków polsko-niemieckich Anna Wolff-Powęska

Publikacja: 24.02.2009 01:46

Nie bójmy się Niemców

Foto: Rzeczpospolita

Red

W środkach masowego przekazu i w publicznych potyczkach powraca pytanie, czy Polska ma powody, by bać się zbliżenia niemiecko-rosyjskiego. Włączając się w ten dialog, chciałabym przewrotnie zapytać: a jakie korzyści odniósłby nasz kraj, gdyby oba mocarstwa były zantagonizowane? Czy przypadłaby nam rola beneficjenta takiego konfliktu?

Odpowiedź na tak postawione pytanie zależy od tego, jak postrzegamy oba kraje, ich miejsce i rolę w świecie. Nie bez znaczenia jest też to, jak sytuujemy nasze państwo na forum międzynarodowym i jak postrzegamy rolę Polski jako gracza politycznego w Europie.

Historyczne doświadczenia, konsekwencje prusko-rosyjskiego, niemiecko-radzieckiego i niemiecko-rosyjskiego sojuszu zostawiły bolesne piętno i zranioną pamięć. Jednak nie zapominajmy, iż w tym roku będziemy obchodzić 70. rocznicę wybuchu drugiej wojny światowej i powinniśmy być świadomi, czym różni się świat roku 2009 od tego z 1939 r.

Obawy może artykułować państwo słabe, bezradne, osamotnione i zakompleksione. Status Polski, jej kondycja jako państwa demokratycznego, członka NATO oraz Unii Europejskiej nie usprawiedliwiają poczucia zagrożenia ze strony Niemiec i Rosji.

Sądzę, że bardziej uzasadniona byłaby refleksja na temat wzajemnego zaufania. Przeszłość wymusza ostrożność i stosowanie niekiedy zasady ograniczonego zaufania. Ale jak prowadzić w warunkach demokracji rzetelny dialog bez minimum zaufania partnerów wszystkich stron?

[srodtytul]Bezradność Wspólnoty[/srodtytul]

Projekt gazociągu północnego jest nie tyle przykładem dogadywania się Berlina i Moskwy z pominięciem Polski i innych krajów regionu, ile wyrazem głęboko pragmatycznej i ocierającej się o cynizm niemieckiej realpolitik czasów Gerharda Schrödera. Powiedzmy sobie jednak szczerze, że jest to również wynik bezradności Unii Europejskiej, która od lat, nawołując do solidarności w budowaniu bezpieczeństwa energetycznego, nie wyszła poza pustą retorykę i politykę gestów oraz moralnych apeli. To także wyraz bezradności wspólnoty demokratycznych państw, która nie znalazła dotąd skutecznego instrumentu nacisku na Rosję jako państwo niespełniające oczekiwanych norm i kanonu wartości demokratycznych.

Trudno wymagać, by niemieckie elity i koła gospodarcze nie uległy pokusie wykorzystania wielkiego rosyjskiego rynku zbytu, a rosyjscy przedsiębiorcy zrezygnowali z oferty niemieckich technologii. Oba kraje mają wspólne interesy, co wcale nie musi znaczyć, że stanowią wspólnotę interesów. Problem bezpieczeństwa energetycznego, podobnie jak kwestia międzynarodowego terroryzmu, rozprzestrzeniania broni atomowej, kryzysu finansowego, migracji czy ochrony środowiska, to zagadnienia o zakresie globalnym. Żaden kraj nie udźwignie ciężaru uporania się z nimi. Toteż wniosek jest banalny – nie ma alternatywy dla współpracy. Państwa Unii muszą mówić jednym głosem.

[srodtytul]Kara wykluczenia[/srodtytul]

Jedynym panaceum na przezwyciężenie obaw jest zacieśnianie współzależności, tworzenie sieci wzajemnych powiązań i inicjatyw w różnych dziedzinach życia. Francja, dla której Niemcy przez dziesięciolecia były państwem wrogim, wobec którego objawiała kompleksy, dziś może mówić o autentycznym partnerstwie budującym bliskie sąsiedztwo i pozytywny wizerunek w oparciu o ścisłą współpracę. Poczucie, że jesteśmy sobie potrzebni w tym nieprzewidywalnym świecie gwałtownych zmian i kataklizmów, daje szansę na konstruowanie sieci więzi i współzależności.

1 maja 2004 r. Unia Europejska zbliżyła się do Rosji. Zmieniły się geopolityczne uwarunkowania. Polska i kraje Europy Środkowo-Wschodniej, bardziej niż państwa „starych” demokracji wyczulone na kwestie praw człowieka i swobód obywatelskich, mają możliwość współkształtowania polityki zagranicznej Unii. Czy dostatecznie wykorzystują tę szansę? Sądzę, iż powinny być żywotnie zainteresowane tym, aby ich najwięksi sąsiedzi, a więc i Niemcy, i Rosja, byli źródłem bezpieczeństwa i stabilizacji tak politycznej, jak i gospodarczej. Słabi i wrogo nastawieni do siebie sąsiedzi to potencjał destabilizacji i zagrożenia dla całego regionu.

Historyczne doświadczenie pokazało, iż upokarzanie i wykluczanie jako kara polityczna nie zdało egzaminu. Niemcy zostawione same sobie po pierwszej wojnie światowej doprowadziły do kataklizmu drugiej wojny. Zwycięskie mocarstwa wyciągnęły z tej lekcji nauczkę, włączając RFN po 1945 r. do struktur europejskich. Dlatego Rosji nie można ani poniżać, ani wykluczać. Szanghajska Organizacja Współpracy, w której jest miejsce dla Rosji, Chin i byłych środkowoazjatyckich republik radzieckich, może stanowić w przyszłości niebezpieczną alternatywę dla NATO. Europa potrzebuje Rosji dla rozwiązywania wielu globalnych konfliktów i problemów.

Przykład porozumiewania się Niemiec i Rosji w proteście przeciw instalacji tarczy antyrakietowej nie wzbudza mych obaw. Może dlatego, iż od początku nie byłam entuzjastką tego przedsięwzięcia. Bez względu jednak na to, jak oceniamy projekt amerykańskich rakiet w aspekcie bezpieczeństwa Polski, powinniśmy pamiętać, że nasi niemieccy partnerzy w NATO od samego początku byli przeciwni temu zamiarowi. I to bynajmniej nie z powodu antypolskich resentymentów, lecz w wyniku kilkudziesięcioletniej tradycji powstrzymywania się od działań zbrojnych.

Ta filozofia polityki koncyliacji i dystansowania się wobec rozwiązywania problemów międzynarodowych przez użycie siły ma swe uzasadnienie w najnowszej historii: doświadczeniach nazizmu i wojny. Niemcy nie są w Europie osamotnieni w przekonaniu, iż instalacja rakiet oznaczałaby powrót do klimatu zimnej wojny. Nie zapominajmy również, iż Warszawa nie konsultowała tej kwestii z państwami członkowskimi NATO. Czyż trzeba przypominać, iż Niemcy i Polska mają krótszą drogę do bezpośredniego porozumiewania się aniżeli via USA?

[srodtytul]Polityka bez kompleksów[/srodtytul]

Na pytanie, czy zbliżenie niemiecko-rosyjskie w kontekście realizowanej przez oba kraje polityki energetyczno-gospodarczej powinno budzić obawy Polski i państw regionu środkowoeuropejskiego, odpowiedź winna być negatywna. Nie znaczy to, że ją w każdym zakresie akceptujemy. Odpowiedzią naszego państwa winna być polityka pozbawiona kompleksów. Nie lęki, lecz aktywność inspirująca i pobudzająca do współpracy nowe kraje członkowskie UE powinna być motywem przewodnim naszych działań w Europie.

Polska lekceważyła w minionych latach współpracę w ramach Trójkąta Weimarskiego, a głosami Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin domagała się naszego przywództwa w Europie Środkowo-Wschodniej. W ten sposób nie zyskuje się prestiżu międzynarodowego. Wspólna, solidarna polityka bezpieczeństwa Europy może się powieść tylko wówczas, gdy „stara” Europa zrozumie i zaakceptuje wrażliwość oraz doświadczenie „nowych” demokracji.

Nowe kraje członkowskie Unii dały wiele Europie. Niemcy czują się dłużnikiem Rosji za akceptację zjednoczenia. Berlin nie byłby jednak dziś stolicą Niemiec, a Europa i świat nie zakończyłyby zimnej wojny bez małych narodów, harcowników wolności, którym los geopolityczny wyznaczył miejsce między Niemcami i Rosją. To oni dokonali nowego otwarcia Starego Kontynentu. Dlatego warto przypomnieć myśl, którą na fali idealistycznej i nostalgicznej debaty lat 80. wokół idei Europy Środkowej wyraził węgierski pisarz György Konrád: „Czy się to nam podoba, czy nie, liczymy się tylko wtedy, gdy jesteśmy razem”.

[i]—not. mar[/i]

[i]Profesor Anna Wolff-Powęska jest historykiem i politologiem, znawczynią stosunków polsko-niemieckich. Jest członkiem Rady Naukowej Centrum Badań Historycznych PAN w Berlinie, wykładowcą Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu[/i]

[ramka][b]Pisał w opiniach[/b]

Igor Janke [i]Polsko-niemiecki mur niezrozumienia[/i]

W środkach masowego przekazu i w publicznych potyczkach powraca pytanie, czy Polska ma powody, by bać się zbliżenia niemiecko-rosyjskiego. Włączając się w ten dialog, chciałabym przewrotnie zapytać: a jakie korzyści odniósłby nasz kraj, gdyby oba mocarstwa były zantagonizowane? Czy przypadłaby nam rola beneficjenta takiego konfliktu?

Odpowiedź na tak postawione pytanie zależy od tego, jak postrzegamy oba kraje, ich miejsce i rolę w świecie. Nie bez znaczenia jest też to, jak sytuujemy nasze państwo na forum międzynarodowym i jak postrzegamy rolę Polski jako gracza politycznego w Europie.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?