Mike Pompeo ogłosił, że 2 lutego Stany Zjednoczone zawieszają swój udział w układzie o całkowitej likwidacji pocisków rakietowych pośredniego zasięgu (500–5500 kilometrów), znany również jako INF. Amerykańska administracja oskarża Federację Rosyjską o łamanie INF i najwyraźniej nic nie wskazuje na to, żeby coś powstrzymało Waszyngton od wycofania się z tej decyzji. Chodzi o posiadanie przez Rosję pocisków manewrujących 9M729 odpalanych z wyrzutni pocisków balistycznych Iskander-M. Według danych amerykańskiego wywiadu mają one zasięg mieszczący się w zakazanym przez INF zakresie. Chociaż większość obywateli najwyraźniej nie zwróci na to uwagi, jest to jedna z najpoważniejszych zmian w środowisku bezpieczeństwa w Europie od czasów zakończenia zimnej wojny.

Układ INF był podpisany w 1987 r., znamionując początek nowej epoki – najpierw, w 1989 r., upadł mur berliński, później, w 1991 r., upadł i sam Związek Radziecki. Zauważmy, że od samego początku obie strony układu, USA i ZSRR, przestrzegały zasad traktatu w dobrej wierze (łac. bona fides). Celem układu była eliminacja zagrożenia wojny nuklearnej w Europie. Pociski średniego i pośredniego zasięgu bazowania lądowego były tańsze od pocisków o zasięgu międzykontynentalnym, ale już zdolne do przenoszenia głowic nuklearnych większej mocy. Sprawę utrudniał fakt, iż pociski znajdowały się na relatywnie niskim poziomie dowództwa i politycy sprawowali względnie niską kontrolę nad pułkownikami. Nie można było wykluczyć „przypadkowego" zamienienia wojny konwencjonalnej w wojnę nuklearną.

Wiara politycznego przywództwa obu krajów w potrzebę deeskalacji napięcia była tak wysoka, że ZSRR zlikwidował nawet pociski Oka będące na granicy dopuszczalnej traktatem, ale wywierające podobny efekt strategiczny. Traktat nie obejmował pocisków bazowania morskiego i lotniczego – do odpalenia których przygotowanie zajmuje więcej czasu i nad którymi jest sprawowany większy nadzór polityczny. W pewnym momencie polityka zaufania w Rosji jednak się zmieniła. Rosyjskie dowództwo zaczęło podejrzewać, że Amerykanie mają poważną przewagę dzięki tomahawkom na okrętach podwodnych i  nawodnych. Rozmów nie ułatwiały plany instalacji w Europie Środkowej elementów obrony przeciwrakietowej. To spowodowało pracę nad kilkoma równorzędnymi projektami, spośród których najciekawszym przykładem końca „dobrej wiary" w INF był pocisk balistyczny RS-26 Rubież. Teoretycznie, mając zasięg ponad ograniczenia INF – 6000 kilometrów, pocisk nie łamał zasad INF. W praktyce natomiast chodziło o następcę zakazanego pocisku RSD-10 Pionier o zasięgu tylko 10 proc. wyższym od zakazanego przez INF. Pod presją Waszyngtonu do seryjnej produkcji i wprowadzenia do arsenału rubieża nie doszło. Natomiast Federacja Rosyjska nie zrezygnowała z pocisków manewrujących 9M729 o zasięgu ponad 2500 kilometrów.

USA również mają powody, żeby wyjść z traktatu bez przedłużających się rozmów – nowy rywal strategiczny Waszyngtonu, Chiny, posiada dużą ilość pocisków średniego i pośredniego zasięgu. W przypadku konfliktu zbrojnego Amerykanie ograniczeni układem INF musieliby odpowiadać na ogień licznych pocisków średniego zasięgu drogimi i nielicznymi pociskami o zasięgu międzykontynentalnym. Obecna Amerykańska administracja zdecydowała, że przeciągające się negocjacje z Rosjanami nie doprowadzą do niczego, a w międzyczasie największym wygranym tej gry pozorów, udającej tylko porządek międzynarodowy, będzie Pekin. Zmieniający się krajobraz bezpieczeństwa na Pacyfiku wprowadza korekty na stan bezpieczeństwa w Eurazji. Co to znaczy dla Polski i Europy?

Epoka, kiedy trzymano się umów międzynarodowych w „dobrej wierze", skończyła się. Coraz więcej umów będzie ulegało marginalizowaniu, zapisy będą obchodzone na masową skalę jak w przypadku RS-26 albo wprost łamane. Politycy mniejszych krajów, podobnych do Polski, będą zmuszeni szukać innych sposobów, by zapewnić bezpieczeństwo, a coraz więcej państw zdecyduje się na powrót do zarzuconych projektów broni rakietowej. Liberalny „koniec historii" nie nastąpił, natomiast epoka gwarancji upada na naszych oczach.