Tusk - więzień popularności tu i teraz

Rząd, który złożył 194 obietnice wyborcze i uchwalił 600 ustaw, przez trzy lata najtrudniejszych reform podjąć nie umiał – pisze publicysta

Aktualizacja: 25.08.2010 22:39 Publikacja: 25.08.2010 20:07

Jan Filip Staniłko

Jan Filip Staniłko

Foto: Rzeczpospolita

Red

Premier Donald Tusk, przedstawiając z mównicy sejmowej założenia "Wieloletniego planu finansowego państwa 2010 – 2013", ujawnił swoją filozofię reformowania finansów publicznych. Brzmi ona tak: "Reformy dla nas mają sens tylko wtedy, kiedy zachowując elementarną odpowiedzialność za budżet, dają ludziom satysfakcję z życia tu i teraz, a nie satysfakcję doktrynerom albo wyłącznie przyszłym generacjom. Czujemy się odpowiedzialni za ludzi, za Polaków, którzy żyją tu i teraz, a nie w dalekiej przyszłości".

Jest to filozofia dość osobliwa w kraju o przyroście naturalnym rzędu 1,3 dziecka na rodzinę, który za dziesięć lat zacznie się gwałtownie starzeć i który w ostatniej dekadzie po raz kolejny stracił prawdopodobnie ok. miliona młodych obywateli, którzy wyemigrowali na stałe za granicę.

Jednak w pewnym sensie jest to zrozumiałe – premiera interesują głosy wyborcze tu i teraz, a nie głosy przyszłych generacji. A tych głosów nie będzie, jeśli nie da ludziom satysfakcji z życia. Problem polega na tym, że w wypadku polskim ta dbałość w jednym tylko roku 2010 oznacza planowany wzrost zadłużenia państwa na kwotę 80 mld zł. Za te pieniądze można zbudować pod klucz pięć elektrowni atomowych. Z kolei w roku 2009 rząd podkreślał, że Polska jest jedynym zielonym krajem w Europie, notując 1,8 proc. wzrostu, ale nie chwalił się zanadto tym, że jednocześnie zanotowała siódmy największy deficyt finansów publicznych w UE. W tym paradoksie ujawnia się istota polskich problemów finansowych.

[srodtytul]Stan przedzawałowy [/srodtytul]

Od 20 lat polskie finanse publiczne notują deficyt, średnio rzędu 3 proc. rocznie. Oznacza to, że ma on charakter trwały, strukturalny, a nie tylko cykliczny. W ciągu tych 20 lat polskie państwo zadłużyło swoich obywateli na kwotę, która w 2010 r. wyniesie 750 mld zł. 25 proc. tego długu – będącego w posiadaniu OFE – obywatele polscy będą musieli wykupić, aby wypłacić sobie z owych OFE emerytury.

Ok. 30 proc. tego długu denominowanego jest w obcych walutach, dlatego w zależności od wiarygodności polityki finansowej państwa jego wartość może się znacznie wahać, odzwierciedlając wahania kursu złotego. Dług ten osiągnął w zeszłym roku wartość 49,7 proc. PKB (lub 51 proc., jeśli liczyć metodą Eurostatu), a w roku obecnym ma się zatrzymać na poziomie 54,7 proc. Wydatki od 2000 roku rosną o ok. 8 proc. rocznie – czyli szybciej niż PKB. Scenariusz węgierski nie jest więc taki odległy.

Kto ponosi winę za tę sytuację? Według rządu – PiS, które do spółki z… PO obniżyło podatki w czasie dużego wzrostu, ale nie obniżyło wydatków. Jednocześnie rząd przyznaje, że mniejsze podatki wymiernie pomogły nie wpaść w recesję w czasie kryzysu. Jest prawdą, że rząd PiS zatrudnił ok. 50 tys. urzędników i przywrócił waloryzację rent i emerytur oraz nie zlikwidował wcześniejszych emerytur, przez co przybyło 700 tys. nowych świadczeniobiorców.

Ale jednocześnie za obecnej kadencji tych urzędników przybyło kolejne 40 tys., waloryzacja rent i emerytur została utrzymana na tym samym poziomie, a na wcześniejsze emerytury – mimo formalnej ich likwidacji – przechodziło wciąż jeszcze tyle samo ludzi. Dochody sektora finansów publicznych spadły od 2007 roku o 1,5 proc., ale wydatki wzrosły o 2,5 proc.

Innymi słowy, rząd, który w swoich exposé złożył 194 obietnice wyborcze i uchwalił 600 ustaw, przez trzy lata tych najtrudniejszych reform nie umiał podjąć i ma żal do poprzedników, że to nie oni okazali się bardziej rozsądni.

Nowa ustawa o finansach publicznych mówi, że po osiągnięciu 55 proc. zadłużenia budżety państwa i samorządów muszą być zbilansowane. "Wieloletni plan finansowy" otwarcie zakłada występowanie dużego ryzyka jego przekroczenia.

Wystarczy wszak, że w roku wyborczym samorządy zadłużą się nie na planowane 2,7 mld, ale o 4 mld więcej, i mamy katastrofę. "Strategia zadłużenia państwa" zakłada, że ten stan przedzawałowy, w którym od progu dzieli nas kilka miliardów, trwać ma trzy lata.

Uzasadniając w Sejmie podwyżkę VAT o 1 proc., premier powiedział wprost: "Mówimy bowiem uczciwie: bez tych 5 mld spadniemy jako Polska do poziomu powyżej 55 proc.". Odkrył to trochę późno. Ale mimo to powinniśmy być spokojni, bo w ""Wieloletnim planie finansowym państwa" nie przewiduje się [takiej] sytuacji (s. 17)". Czyli jest problem, ale go nie ma.

[srodtytul]Gospodarcza kabała [/srodtytul]

Na czym rząd opiera swój optymizm w zakresie obniżania deficytu? Ano na tym, że… uda się go obniżyć. Bo tak w programie konwergencji obiecał Komisji Europejskiej, która w 2009 roku uruchomiła wobec Polski procedurę nadmiernego deficytu. Piszę to dlatego, że założenia, na których oparty jest "Wieloletni plan finansowy", są zbyt optymistyczne. Zachowując pozory realizmu, wydają się skalibrowane pod potrzeby wskaźnikowej kabały.

Trudno zrozumieć, w jaki sposób wielka impreza sportowa w 2012 roku i związane z nią, nie tak znowu duże i długotrwałe, inwestycje miałyby zwiększyć PKB wobec roku 2011 aż o 1,3 proc., do 4,8 proc. Sama Komisja Europejska prognozuje Polsce w najbliższych latach ok. 3 proc. Wraz ze wzrostem PKB rząd liczy na nadzwyczajny spadek bezrobocia, z 12,3 proc. w 2010 roku do 7,3 proc. w 2013. W związku z tym przeciętne wynagrodzenie ma wzrosnąć do 2013 roku o 11,5 proc., przy właściwie niezmienionej inflacji na poziomie 2,5 proc.

Co ta kabała oznacza w praktyce? Oznacza tyle, że przewidywane w "Wieloletnim planie finansowym" środki zapobiegawcze są dalece niewystarczające. Strategia rządu polega przede wszystkim na konsolidacji budżetu dzięki większym dochodom, co niestety – jak uczy doświadczenie europejskie – daje efekt krótkoterminowy. Oprócz podwyżki VAT o 1 pkt proc. i o kolejne w razie przekroczenia progów ostrożnościowych mamy zamrożenie progów podatku dochodowego, likwidację odliczeń VAT od samochodów i paliwa dla firm, wprowadzenie kas fiskalnych dla lekarzy i prawników, podwyżkę akcyzy na paliwo, węgiel i używki. Ach, i moją ulubioną poprawę naliczania VAT w handlu złomem.

Ponieważ razem daje to ok. 10 proc. potrzebnych pieniędzy, całość uzupełnić ma gigantyczna prywatyzacja – PKO, PZU, energetyki, poczty, kolei i ziemi rolnej. Prywatyzacja – jeśli założymy, że w energetyce jest w ogóle sensowna – daje jednak dochód jednorazowy i najczęściej doprowadza do zmiany właściciela na kapitał obcy. Trudno wobec tego podzielić optymizm premiera, że "na szczęście nie musimy obarczać polskiej rodziny nadmiernym ciężarem, aby bezpiecznie przejść przez ten, mamy wszyscy nadzieję (sic!), końcowy etap kryzysu globalnego".

[srodtytul]Tylko cięcie wydatków [/srodtytul]

Długofalowo rządowi potrzebny jest zatem duży wzrost gospodarczy rzędu 5 proc., na który się nie zanosi. Nadzieja na to, że wróci koniunktura w strefie euro i wzmocni polską gospodarkę, pozostaje wątła, skoro pozorowane stress testy banków pokazały de facto ich słabość, a produkcja przemysłowa właśnie zatrzymała się na poziomie z 2004 roku. Należy również przyjąć do wiadomości, że wysoki wzrost gospodarczy notowany w Polsce po wejściu do UE był – jak to się mówi w żargonie – ponadpotencjalny. Dochody budżetu przyrastały wówczas w tempie w najbliższym czasie nieosiągalnym. Dodatkowo wielkość sektora publicznego sięgnęła 43 proc. polskiej gospodarki, a przy takim obciążeniu trudno o wysokie tempo rozwoju. Rząd powinien postawić sobie za cel zmniejszenie tej relacji co najmniej do 40 proc.

Doświadczenia państw europejskich przeprowadzających reformy finansów publicznych w ostatnich dekadach uczą bowiem, że tylko cięcie wydatków daje długotrwały pozytywny efekt. I rząd premiera Tuska również się chwali, że ograniczy wydatki, wprowadzając regułę wydatkową "inflacja + 1 proc.". Stąd założenie w "Wieloletnim planie…" stosunkowo niskiej inflacji. Ale problem polega na tym, że reguła obejmie tylko 25 proc. wydatków, i do tego w większości o charakterze inwestycyjnym, a więc pożytecznych. Pozostałe 75 proc. to tzw. wydatki sztywne, wymagające zmian ustaw. Są to – według wielkości – dotacje do rent i emerytur (astronomiczne 72 mld), subwencje dla samorządów, obsługa długu (35 mld), wkład własny do funduszy europejskich, wydatki na rolnictwo, obronę narodową, policję i składka do UE.

Powstaje więc pytanie, co powinniśmy "odsztywnić" i objąć regułą wydatkową. Rząd – po tym, jak wynagrodził swój młodzieżowy elektorat, likwidując pobór do wojska – uważa, że oszczędności można zyskać na armii zawodowej, której budżet niemal w połowie obciążają wojskowe emerytury i misja w Afganistanie. Nie zmieni tego proponowane włączenie nowo zatrudnianych żołnierzy i policjantów do powszechnego systemu emerytalnego. Oszczędności da w dalekiej przyszłości, a spore koszty już dziś.

[srodtytul]Więzień popularności[/srodtytul]

Widać z tego, że rząd w trosce o "satysfakcje z życia tu i teraz" wciąż boi się dotknąć tego, co kosztuje nas najwięcej. Premier stwierdził wprost: "Przyjęliśmy zasadę, że nie będziemy nie tylko obniżali rent i emerytur, ale utrzymamy także coroczną waloryzację rent i emerytur, inaczej niż w wielu innych krajach europejskich, ponieważ uznaliśmy, że stać Polskę na to". Formuła ta sprawia, że wydatki na emerytury rosną proporcjonalnie do inflacji i wzrostu wynagrodzeń.

Obecnie 15 mln pracujących utrzymuje 5 mln emerytów. Paradoksalnie zatem wraz z ubytkiem tych pierwszych i wynikającym z tego wzrostem płac ci drudzy będą dostawać więcej. Dlatego dziś bez ograniczenia (zamrożenia) wysokości emerytur nie da się finansów publicznych naprawić.

Należy też pamiętać, że reformy dają oszczędności, ale wynikające z uprzednich nakładów. Szczególnie dobrze widać to w opiece zdrowotnej – drugim zadaniu, które stawia przed sobą rząd. Aby oddłużyć szpitale i przygotować je do opieki nad starzejącym się społeczeństwem, potrzeba dziesiątków miliardów złotych, których nie uzyska się tylko przez poprawę efektywności działania ZOZ. Inwestycje w odtworzenie mocy wytwórczych i przesył energii to kolejne setki miliardów. A przecież za trzy lata – o czym "Wieloletni plan finansowy" nie wspomina – wchodzi w życie pakiet klimatyczny UE i cena prądu w Polsce wrośnie o 100 proc.

Istnieje też ciekawy wątek tej historii związany z regulacjami UE. Otóż propozycje wzmocnienia paktu stabilizacji i wzrostu przedstawione niedawno przez komisarza Oli Rhena zakładają, że dług publiczny będzie musiał być liczony we wszystkich krajach według metodologii Eurostatu (ESA 95). W praktyce oznaczałoby to zwiększenie jego wielkości w Polsce o kilka procent i niechybne problemy z rygorami ostrożnościowymi.

Jednocześnie rząd sugeruje, że uzgodnił z Komisją Europejską niewliczanie do długu publicznego funduszy zgromadzonych w OFE, co na papierze obniżyłoby poziom długu o kilkanaście procent. Dałoby to przestrzeń do przeprowadzenia legendarnych już reform albo kilka lat błogiej beztroski.

Ale tutaj ujawnia się przed nami głęboki sens filozofii politycznej premiera Tuska. Jest on więźniem swojej popularności opartej na tu i teraz. A tymczasem stoimy dziś wobec fundamentalnego dylematu: albo tu i teraz satysfakcja z życia dla starszych pokoleń, a potem długi spłacane przez coraz mniej liczne pokolenia kolejne, albo też ograniczenie satysfakcji, inwestycje w badania i rozwój, a przede wszystkim polityka prorodzinna. Bez przedsiębiorczości, wiedzy i dzieci nie mamy bowiem przyszłości.

[i]Autor jest członkiem zarządu Instytutu Sobieskiego i redaktorem dwumiesięcznika "Arcana"[/i]

Premier Donald Tusk, przedstawiając z mównicy sejmowej założenia "Wieloletniego planu finansowego państwa 2010 – 2013", ujawnił swoją filozofię reformowania finansów publicznych. Brzmi ona tak: "Reformy dla nas mają sens tylko wtedy, kiedy zachowując elementarną odpowiedzialność za budżet, dają ludziom satysfakcję z życia tu i teraz, a nie satysfakcję doktrynerom albo wyłącznie przyszłym generacjom. Czujemy się odpowiedzialni za ludzi, za Polaków, którzy żyją tu i teraz, a nie w dalekiej przyszłości".

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?