Sierpień '80: Ostrożność doradców

Radykalizm młodych robotników w sierpniu 1980 był silniejszy niż ostrożność Mazowieckiego. Także wtedy, gdy w ostatniej fazie rokowań wymusili oni, wbrew doradcom, zwolnienie więźniów politycznych – pisze historyk

Aktualizacja: 08.09.2010 01:10 Publikacja: 07.09.2010 19:59

Antoni Dudek

Antoni Dudek

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

Red

Spór o rolę doradców podczas strajku w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 r., który rozgorzał po przemówieniu Jarosława Kaczyńskiego w trakcie obchodów 30. rocznicy narodzin "Solidarności", nie jest nowy. Towarzyszył on wielu wcześniejszym debatom na temat historii narodzin "Solidarności" i zwykle miał nie tyle historyczny, ile bieżący, polityczny charakter. Nie inaczej było i tym razem. Słowa Kaczyńskiego o tym, że doradcy z Warszawy mieli "plan kompromisu, który gdyby go realizować, okazałby się być pozorem", powszechnie odczytano jako sugestię ich kapitulanckiej postawy, a w prezesa PiS uderzyła fala krytyki.

[srodtytul]Oczami historyków [/srodtytul]

Po raz kolejny okazało się, że polscy politycy z braku pomysłu na rozwiązanie aktualnych problemów postanowili wyręczyć historyków i przedstawić jedynie słuszną wersję wydarzeń: w zależności od przynależności partyjnej wspierającą opinię Kaczyńskiego bądź też ją ostro negującą. Jak zaś cała sprawa wygląda oczami historyków? Także i wśród nich nie ma i nie będzie jednomyślności co do wielu różnych szczegółów wydarzeń z sierpnia 1980 r. Jednak w świetle zachowanych relacji i dokumentów, które ma dziś do dyspozycji badacz sierpniowego strajku, jedno zdaje się nie ulegać wątpliwości: sprawa nie jest tak prosta, jak to się politykom wydaje.

22 sierpnia 1980 r., gdy strajk w Stoczni Gdańskiej trwał już od ośmiu dni, a fala strajkowa rozlewała się po całym Pomorzu, Tadeusz Mazowiecki i Bronisław Geremek wyruszyli samochodem do Gdańska. Wieźli ze sobą Apel 64 intelektualistów do władz i strajkujących z 20 sierpnia, w którym wzywano komisję rządową do wszczęcia rozmów z działającym w Stoczni Gdańskiej Międzyzakładowym Komitetem Strajkowym.

W apelu była mowa o konieczności "uznania prawa załóg do wyłonienia autentycznych reprezentacji związkowych w drodze wyborów", co mogło być rozmaicie interpretowane. Zarówno jako poparcie dla sformułowanego 16 sierpnia przez stoczniowców postulatu nr 1 (utworzenie niezależnych od PZPR Wolnych Związków Zawodowych), jak i wsparcie dla pomysłu odnowienia fasadowej Centralnej Rady Związków Zawodowych. W apelu znalazło się też zdanie głoszące, że "wyjście z kryzysu wymaga również umiaru w słusznej walce społeczeństwa o swoje prawa".

[srodtytul]Mediatorzy? [/srodtytul]

Tadeusz Mazowiecki wspomina, że do Gdańska udało się im dojechać z apelem tylko dlatego, że wybrali okrężną trasę. W przeciwnym razie zostaliby zatrzymani przez SB. W tym miejscu pojawia się znak zapytania. Czy z punktu widzenia władz pojawienie się w stoczni intelektualistów nawołujących do umiaru rzeczywiście było niekorzystne? Zwłaszcza że w przeddzień ich przyjazdu ekipa Gierka zmieniła taktykę wobec strajkujących: miejsce wicepremiera Tadeusza Pyki, który próbował ignorować MKS i rozmawiać z komitetami strajkowymi w poszczególnych zakładach wyłącznie na tematy ekonomiczne, zajął wicepremier Mieczysław Jagielski. 23 sierpnia Jagielski zjawił się w Stoczni Gdańskiej i rozpoczął rozmowy z MKS. Tego samego dnia Prezydium MKS powołało do życia Komisję Ekspertów, której szefem został Mazowiecki.

Warto w tym miejscu dodać, że taka rola przybyszów z Warszawy nie była początkowo oczywista. Lech Wałęsa twierdził wręcz, że Bogdan Borusewicz miał powiedzieć: "Wygonić ich, wziąć pismo z poparciem i wygonić", czemu Borusewicz zaprzecza, utrzymując z kolei, że Lech chciał włączyć Mazowieckiego i Geremka do MKS, a on jedynie uznał, że "trzeba ich zaprosić do doradzania". Co ciekawe, ta ostatnia rola nie była oczywista i dla drugiej strony – jak relacjonował bowiem Mazowiecki – "wyjeżdżając z Warszawy, (…) myśleliśmy, że jeżeli odegramy jakąś rolę, to między tymi stronami".

Dlatego wraz z Geremkiem udali się też z Apelem 64 do Urzędu Wojewódzkiego w Gdańsku i zostawili go z prośbą o przekazanie wicepremierowi Jagielskiemu z informacją, że gdyby "chciał porozmawiać czy znać bliżej nasze stanowisko, to jesteśmy do dyspozycji". Trudno to odebrać inaczej niż jako deklarację wystąpienia w roli mediatora. Na mediatorów nie było jednak w Gdańsku zapotrzebowania, natomiast strajkujący z oczywistych względów potrzebowali doradców.

Geremek i Mazowiecki podjęli się tej roli, a Andrzej Gwiazda, który został pełnomocnikiem Prezydium MKS ds. kontaktów z ekspertami, w wywiadzie udzielonym w 1986 r. Janinie Jankowskiej, na pytanie, czy traktował późniejszego premiera z zaufaniem, odparł: "Pełnym. I chyba do końca się nie zawiodłem. Oczywiście w różnych sprawach mieliśmy odmienny punkt widzenia, inne poglądy, ale w sumie lojalnie się zachowywał".

[srodtytul]Pacyfikatorzy? [/srodtytul]

Relacje złożone po latach przez Mazowieckiego i Gwiazdę różnią się w wielu szczegółach, jednak konfrontując je z innymi źródłami, można odtworzyć przynajmniej część późniejszych wydarzeń. W imieniu MKS Lech Bądkowski zwrócił się do wojewody gdańskiego Jerzego Kołodziejskiego z prośbą o umożliwienie przyjazdu do stoczni kolejnych ekspertów, wskazanych przez Geremka i Mazowieckiego.

Władze wyraziły na to zgodę, co potwierdza, że uważały ich obecność za pożądaną ze swojego punktu widzenia. Gdyby było inaczej, postąpiłyby tak jak z łącznością telefoniczną Gdańska z resztą kraju, która w tym czasie była zablokowana. Dzięki tym ustaleniom do stoczni trafili: Bohdan Cywiński, Tadeusz Kowalik, Waldemar Kuczyński, Andrzej Wielowieyski. Niezależnie od nich – już bez zaproszenia ze strony Mazowieckiego – rolę ekspertów MKS pełnili też Jadwiga Staniszkis, Jacek Taylor i Lech Kaczyński.

"Oby lot państwa był w interesie tego kraju. Ten konflikt trzeba rozładować, koniecznie rozładować" – usłyszał od anonimowego pułkownika SB Waldemar Kuczyński, gdy na lotnisku Okęcie oczekiwał na wylot do Gdańska. Z kolei Tadeusz Kowalik zapamiętał, że pułkownik życzył mu "pożytecznej pracy dla socjalistycznego państwa". Intencja władz była zatem nader klarowna – eksperci mieli nakłonić strajkujących do kompromisu. Jednak pytanie o ostateczny kształt tego kompromisu, zwłaszcza w kontekście kluczowego postulatu nr 1, pozostawało w chwili ich wyjazdu sprawą otwartą.

Nie oznacza to jednak, że przybywający do Gdańska zamierzali odgrywać rolę pacyfikatorów. Dobrze ilustruje to przykład prawnika Leszka Kubickiego (po latach ministra sprawiedliwości w rządzie Cimoszewicza), który przybył do stoczni w tej samej grupie ekspertów, ale gdy tylko się zorientował, że ma być nie tyle mediatorem, ile doradcą komitetu strajkowego, który w dodatku ani myśli rezygnować z któregokolwiek z 21 żądań, natychmiast wrócił do Warszawy.

[srodtytul]Koncepcja zapasowa [/srodtytul]

Najobszerniejszą relację na temat działalności doradców MKS przedstawił w swoich wspomnieniach Waldemar Kuczyński. Jej najistotniejszy fragment brzmi następująco:

"Powiedziałem, że uważam pierwszy postulat za nieosiągalny. Po twarzy Mazowieckiego przebiegł jakby cień zawodu, ale i w nim tliła się wątpliwość, bo zdecydowany walczyć o nowe związki zgodził się, by sformułować dwa warianty punktu pierwszego, nazwane przez nas "A" i "B". Wariant "A" to była koncepcja nowych związków, wariant "B" to wpasowanie się do istniejących struktur przy pewnej ich zmianie".

Z kolei według Mazowieckiego wariant B powstał "na wyraźne żądanie MKS-u (…) bo oni uznali, że koncepcję zapasową trzeba mieć również". Nie wspomina o tym jednak żaden z członków Prezydium MKS ani nawet Kuczyński. Ten ostatni opisuje natomiast zdecydowaną krytykę, jakiej poddano wariant B, stanowiący w praktyce rezygnację z postulatu nr 1, na Prezydium MKS i tu jego relacja jest zgodna z tym, co mówił na ten temat Gwiazda czy Wałęsa.

Różnica polega na tym, że zdaniem Kuczyńskiego "wariantu "B" Prezydium co prawda formalnie nie przyjęło, ale go też nie odrzuciło", podczas gdy w świetle innych świadectw (m.in. Tadeusza Kowalika) został on jednoznacznie przekreślony. Tak opisał to w "Drodze nadziei" Lech Wałęsa, uzasadniając przyczyny odrzucenia pomysłu reformowania CRZZ: "Doświadczenia Grudnia 1970 roku okazały się decydujące. Już raz nas wyrolowano! Wszyscy byli zgodni: w te beczki nowego wina się nie naleje, bo ono się zepsuje – tak właśnie powiedzieliśmy, my to już znamy. A jeśli tak, to zostaje nam tylko jedna droga – nowe wolne związki".

[srodtytul]Elementy rozsądku [/srodtytul]

Tajny współpracownik SB "Rybak", który miał bezpośredni dostęp do przywódców strajku, oceniał 25 sierpnia, że doradcy "wprowadzają elementy rozsądku w całą tę aferę", a do ich osiągnięć zaliczył nakłonienie MKS do "zaniechania żądań rozwiązania CRZZ". Dodawał też, że "komisja ekspertów będzie jeszcze musiała przetłumaczyć parę spraw przywódcom strajkowym", "bez "przeszkolenia" bowiem przez komisję ekspertów będą stale kierowali się i odwoływali do nastrojów tłumów".

Czy jednak można na tej podstawie wnioskować, że doradcy starali się nakłonić strajkujących do kapitulacji? Wydaje się raczej, że myśleli w sposób, który najlepiej zrelacjonował po latach Lech Kaczyński: "Eksperci rozumieli, że wolne związki to coś bardzo trudnego do przełknięcia dla władz. Nie chciało im się wierzyć, że do czegoś takiego w ogóle dojdzie. We mnie też walczył entuzjazm z "mędrca szkiełkiem i okiem". Musiałem pokazać, że nie pękam, odbierano mnie tam w końcu jako przedstawiciela KOR, Borusewicza. A zarazem do końca w powodzenie planu maksymalnego nie wierzyłem".

Okazało się ostatecznie, że radykalizm młodych robotników był silniejszy niż sceptycyzm i ostrożność Mazowieckiego i jego współpracowników. Także wtedy, gdy w ostatniej fazie rokowań wymusili – wbrew doradcom – zwolnienie więźniów politycznych, podczas gdy Mazowiecki uważał, że "jeśli władza (…) wyraża zgodę na utworzenie nowych związków zawodowych, to zwolnienie osób aresztowanych następuje już – że tak powiem – automatem".

Jak bardzo się mylił, najlepiej ilustruje przypadek Leszka Moczulskiego. Gdyby nie upór członków Prezydium MKS – w tym bodaj po raz ostatni działających zgodnie Wałęsy i Gwiazdy – lider KPN aresztowany pod koniec sierpnia siedziałby w więzieniu przez cały okres legalnego istnienia "Solidarności". A tak rodzący się związek podarował mu trzy tygodnie wolności – na więcej nie pozwolił "samoograniczający się" charakter solidarnościowej rewolucji.

[i]Autor jest politologiem i historykiem, wykładowcą na Uniwersytecie Jagiellońskim[/i]

[ramka][b])Pisał w opiniach[/b]

[i]Waldemar Kuczyński[/i]

[b][link=http://www.rp.pl/artykul/532242-Lech-Kaczynski-nie-mial-misji-w-stoczni-.html]Lech Kaczyński nie miał misji w stoczni[/link][/b]

[i]7 września 2010[/i][/ramka]

Spór o rolę doradców podczas strajku w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 r., który rozgorzał po przemówieniu Jarosława Kaczyńskiego w trakcie obchodów 30. rocznicy narodzin "Solidarności", nie jest nowy. Towarzyszył on wielu wcześniejszym debatom na temat historii narodzin "Solidarności" i zwykle miał nie tyle historyczny, ile bieżący, polityczny charakter. Nie inaczej było i tym razem. Słowa Kaczyńskiego o tym, że doradcy z Warszawy mieli "plan kompromisu, który gdyby go realizować, okazałby się być pozorem", powszechnie odczytano jako sugestię ich kapitulanckiej postawy, a w prezesa PiS uderzyła fala krytyki.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?