Media powinny wspierać PiS i Jarosława Kaczyńskiego

Jestem dziennikarką niezależną i odmawiam komentowania słów czy poczynań opozycji – mówi publicystka Elżbieta Królikowska-Avis

Publikacja: 19.10.2010 01:29

Elżbieta Królikowska-Avis

Elżbieta Królikowska-Avis

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Rz: Jarosław Kaczyński wiele razy powoływał się na pani tekst „Nowe oblicze konserwatyzmu” zamieszczony w „Gazecie Polskiej”. W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” stwierdził, że w końcu ukazał się artykuł, na który długo czekał. Ucieszyła panią pochwała prezesa?

Chcę panu prezesowi podziękować za wysoką ocenę mojego artykułu, zwłaszcza że w swoich publicznych wystąpieniach nieczęsto powołuje się na jakieś teksty prasowe. I jeśli polityk z najwyższej półki znajduje w moich materiałach jakieś sugestie, które mogą być społecznie użyteczne, czegóż publicysta może więcej oczekiwać?

Prezes Kaczyński chwalił panią za to, że zaatakowała pani konserwatywnych dziennikarzy za dołączenie się do akcji przeciw PiS.

Nie zaatakowałam, tylko przedstawiłam mój punkt widzenia na udział konserwatywnych komentatorów w trudnej i nierównej walce o obronę wartości konserwatywnych. Przesłanie mojego tekstu było następujące: PiS jest jedyną w Polsce partią konserwatywną, której program ze względu na zawartość można nazwać konserwatyzmem solidarnym. Gdyby poszukać europejskich odniesień, chyba najbliżej byłoby mu do formuły brytyjskiego „modern compassionate conservatism” Davida Camerona. Ale obrona polskiego konserwatyzmu nie może być wyłącznie obowiązkiem Jarosława Kaczyńskiego oraz Prawa i Sprawiedliwości, lecz wszystkich tych, którym te wartości są bliskie. Jeśli dzielimy jakieś opinie z innymi, nie możemy przyjmować wygodnej pozycji recenzenta czy krytyka – właściwą postawą dojrzałego człowieka jest brać za te poglądy współodpowiedzialność. Przed komentatorami o orientacji konserwatywnej stoi wiele zadań: to oni powinni pisać o prawie obywateli narodzonych i nienarodzonych do życia, do wolności, do posiadania własności prywatnej (choć tu akurat partia rządząca radzi sobie doskonale), poglądów politycznych i religijnych oraz dowodzić, że wszystkie one zasługują na szacunek. Wskazywać, jakie zjawiska w praktyce życia politycznego czy medialnego są dobrą cywilizacyjną normą, a co dysfunkcją, protestować przeciw zdarzeniom, które nas od tej europejskiej tradycji cywilizacyjnej oddalają.

Nie ma pani wrażenia, że trudno bronić polityka, który deklaruje, iż nie poda ręki swoim politycznym przeciwnikom?

Pani stwierdzenie jest dość charakterystyczne dla mediów w demokracji fasadowej. I nie namówi mnie pani do zajmowania się krytyką opozycji – od 21 lat mieszkam w Londynie, a niezależne media w starych demokracjach zajmują się patrzeniem na ręce władzy, a nie opozycji. Działają ramię w ramię z opozycją, ze związkami zawodowymi, organizacjami pozarządowymi. Te inne nazywa się establishmentowymi, dworskimi. W Wielkiej Brytanii pierwsza batalia o niezależną prasę rozegrała się w 1763 roku, kiedy właściciel pisma „The North Briton” John Wilkes wystąpił przeciw rządowi, który zabronił drukowania raportów z obrad parlamentu. Wylądował nawet na kilka dni w więzieniu, ale można powiedzieć, że realizował misję dziennikarstwa niezależnego. Demokracja w Polsce jest nie tylko młoda, ale i kulawa. Czy to nie dziwne, że jeszcze niedawno, 20 lat po uzyskaniu suwerenności państwowej, zarzucano PiS, że „rzuca rządowi kłody pod nogi”?

Opozycja, która podważa legitymację władzy, nie jest czymś zwyczajnym w zachodnich demokracjach.

Powtarzam i powtarzać nie przestanę, że opozycja jest po to, żeby władzy kłody pod nogi rzucała. Jest jednym z filarów demokracji, jednym z najważniejszych kontrolerów poczynań władzy, a w przypadku uchybień powinna nagłaśniać skandal na cały kraj. Kolejna sprawa: dziennikarze TVN 24 czy Superstacji bezustannie powtarzają, że Jarosław Kaczyński „jest konfliktowy”, punktuje wpadki prezydenta, premiera lub PO. Otóż PiS jako największa partia opozycyjna, a Jarosław Kaczyński jako jej prezes, są właśnie po to, aby bić na alarm w sytuacji konfliktu interesów społeczeństwa i władzy czy obywatela i władzy. A jeśli ktoś ma co do tego wątpliwości, zapraszam do Westminsteru. Jednym z ważnych obyczajów jest tam „środa premiera”. W każdą środę przez pół godziny aktualny premier jest przesłuchiwany, głównie przez posłów opozycyjnych, które ze swoich obietnic zrealizował. Jeśli okazałoby się, że ma do pracy oraz swoich przedwyborczych haseł stosunek relaksowy, opozycja z pomocą niezależnych mediów rozedrze go na strzępy. W demokracji nie ma zmiłuj.

A gdyby pani miała „rozedrzeć na strzępy” obecnie rządzących, to co by pani im zarzuciła?

Niepokoi mnie dowolność interpretacyjna przepisów, brak rozeznania, a zdarza się, że świadome łamanie standardów demokracji. Trudno nie pamiętać o akcji premiera Donalda Tuska, który nawoływał do niepłacenia abonamentu radiowo-telewizyjnego, czyli ni mniej, ni więcej, tylko do nieposłuszeństwa obywatelskiego! Czy to nie on jest autorem jednego z najbardziej obraźliwych, jątrzących określeń „moherowe berety”? I jak to się ma do zasad egalitaryzmu, które podobno PO promuje? A prezydent Bronisław Komorowski? Czy mówiąc w swoim pierwszym wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” o potrzebie usunięcia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego, nie złamał art. 53 konstytucji, który gwarantuje wszystkim obywatelom prawo do wolności religijnej, do zgromadzeń oraz wyboru miejsca dla symboli wiary? A śledztwo smoleńskie? Czy obaj ci panowie zrobili wszystko, aby toczyło się ono w imię dobra oraz w zgodzie z interesami naszego kraju? Niepokojące z punktu widzenia zasad demokracji było pospieszne przejmowanie przez Platformę najwyższych urzędów państwowych: NIK, CBA, NBP, IPN, a ostatnio KRRiT. Czy podobne działania premiera Tuska i prezydenta Komorowskiego, które zdecydowanie wyzwoliły złą energię społeczną, manifestowały szacunek dla prawa, państwa, obywateli, europejskiego dorobku cywilizacyjnego i kulturowego? Przejęcie mediów publicznych, wyrzucanie z hukiem dziennikarzy o poglądach prawicowych jest zaprzeczeniem pluralizmu i demokracji.

Całkiem niedawno PiS z SLD dominowały w TVP. Podobno wtedy nawet „Wiadomości” były realizowane zgodnie z wolą prezesa.

Jeśli będziemy ciągle spoglądać w przeszłość i powtarzać: „Przecież oni robili to samo”, nigdy nie wyjdziemy z tego przeklętego kręgu. Dam pani pewien przykład: w Oddziale Warszawskim SDP, jeśli trzeba, broni się interesu dziennikarza, pisząc np. list do KRRiT. Ale kiedy przyszło do obrony znakomitych dziennikarzy, takich jak Rafał Ziemkiewicz, Tomasz Sakiewicz i Wojciech Reszczyński, przed wyrzuceniem z radiowej Trójki, o ile wiem, taki list do KRRiTV nie został wysłany. Kiedy zapytałam, dlaczego, usłyszałam odpowiedź: „Bo to ekstremiści”. A ja uważam, że SDP powinno chronić interesy wszystkich dziennikarzy i przestrzegać zasad pluralizmu. Że powinno chronić interesy i Sławomira Sierakowskiego, i Piotra Zaremby, i Tomasza Sakiewicza. Spójrzmy także na kontekst sprawy. W Polskim Radiu bez przeszkód prowadzą swoje programy Jan Ordyński czy Wojciech Mazowiecki. Wystarczy spojrzeć na listę ich gości, aby się przekonać, że popełniają ten sam „grzech” co poprzednio wymienieni, a jednak nikt nie protestuje. Stosuje się zasadę podwójnych standardów, niszczy pluralizm mediów publicznych i martwi mnie ta sytuacja.

Nie boi się pani, że za udzielanie wsparcia Jarosławowi Kaczyńskiemu zostanie pani okrzyknięta oszołomem?

Odpowiem tak: wolę starą demokrację od młodej i chromej, wolę dyskusje na argumenty niż na epitety. Obserwując polską scenę polityczną, widzę więcej „oszołomstwa” po lewej niż po prawej stronie sceny politycznej. Kto nazwał czytelników popularnego tygodnika bydłem, kto nawołuje do „dorżnięcia watah” i „wojny domowej”? Czy to nie jest słownictwo Hugo Chaveza czy irańskich ajatollahów?

A kiedy prezes Kaczyński mówi, że tragedia smoleńska była formą zamachu, to nie jest „oszołomstwo”?

Jestem dziennikarką niezależną i odmawiam komentowania słów czy poczynań opozycji.

Elżbieta Królikowska-Avis jest dziennikarką, pisarką i tłumaczką. W 1970 roku została aresztowana za udział w podziemnej organizacji Ruch, od 1990 roku mieszka w Wielkiej Brytanii, gdzie współpracowała z polską sekcją BBC. Jest korespondentką miesięczników „Kino”, „Film” oraz tygodnika „Gazeta Polska”

Rz: Jarosław Kaczyński wiele razy powoływał się na pani tekst „Nowe oblicze konserwatyzmu” zamieszczony w „Gazecie Polskiej”. W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” stwierdził, że w końcu ukazał się artykuł, na który długo czekał. Ucieszyła panią pochwała prezesa?

Chcę panu prezesowi podziękować za wysoką ocenę mojego artykułu, zwłaszcza że w swoich publicznych wystąpieniach nieczęsto powołuje się na jakieś teksty prasowe. I jeśli polityk z najwyższej półki znajduje w moich materiałach jakieś sugestie, które mogą być społecznie użyteczne, czegóż publicysta może więcej oczekiwać?

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?