Rz: Jarosław Kaczyński wiele razy powoływał się na pani tekst „Nowe oblicze konserwatyzmu” zamieszczony w „Gazecie Polskiej”. W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” stwierdził, że w końcu ukazał się artykuł, na który długo czekał. Ucieszyła panią pochwała prezesa?
Chcę panu prezesowi podziękować za wysoką ocenę mojego artykułu, zwłaszcza że w swoich publicznych wystąpieniach nieczęsto powołuje się na jakieś teksty prasowe. I jeśli polityk z najwyższej półki znajduje w moich materiałach jakieś sugestie, które mogą być społecznie użyteczne, czegóż publicysta może więcej oczekiwać?
Prezes Kaczyński chwalił panią za to, że zaatakowała pani konserwatywnych dziennikarzy za dołączenie się do akcji przeciw PiS.
Nie zaatakowałam, tylko przedstawiłam mój punkt widzenia na udział konserwatywnych komentatorów w trudnej i nierównej walce o obronę wartości konserwatywnych. Przesłanie mojego tekstu było następujące: PiS jest jedyną w Polsce partią konserwatywną, której program ze względu na zawartość można nazwać konserwatyzmem solidarnym. Gdyby poszukać europejskich odniesień, chyba najbliżej byłoby mu do formuły brytyjskiego „modern compassionate conservatism” Davida Camerona. Ale obrona polskiego konserwatyzmu nie może być wyłącznie obowiązkiem Jarosława Kaczyńskiego oraz Prawa i Sprawiedliwości, lecz wszystkich tych, którym te wartości są bliskie. Jeśli dzielimy jakieś opinie z innymi, nie możemy przyjmować wygodnej pozycji recenzenta czy krytyka – właściwą postawą dojrzałego człowieka jest brać za te poglądy współodpowiedzialność. Przed komentatorami o orientacji konserwatywnej stoi wiele zadań: to oni powinni pisać o prawie obywateli narodzonych i nienarodzonych do życia, do wolności, do posiadania własności prywatnej (choć tu akurat partia rządząca radzi sobie doskonale), poglądów politycznych i religijnych oraz dowodzić, że wszystkie one zasługują na szacunek. Wskazywać, jakie zjawiska w praktyce życia politycznego czy medialnego są dobrą cywilizacyjną normą, a co dysfunkcją, protestować przeciw zdarzeniom, które nas od tej europejskiej tradycji cywilizacyjnej oddalają.
Nie ma pani wrażenia, że trudno bronić polityka, który deklaruje, iż nie poda ręki swoim politycznym przeciwnikom?