Odkąd Polska scena polityczna zakrzepła w formie duopolu Tusk – Kaczyński podzielona między partię władzy, która nie chce i nie potrafi rządzić, a wieczną opozycję, która nie umie w żaden sposób zagrozić panującym, sądziłem, że już gorzej być nie może. Okazuje się, że owszem: obok beznadziejnego premiera i beznadziejnego szefa opozycji można mieć jeszcze „odnowicieli sceny politycznej”, którzy również są beznadziejni.
Tak właśnie wygląda fronda u Jarosława Kaczyńskiego, na razie potwierdzająca potoczną opinię, że prezes PiS, w ramach eliminowania potencjalnych zagrożeń dla swego przywództwa, dawno już usunął z tej formacji wszystkich, którzy, delikatnie mówiąc, cokolwiek potrafią.
[srodtytul]Nikt nic nie wie[/srodtytul]
Komentatorzy są bezradni, ponieważ z zasady szukają w zachowaniach polityków racjonalności, a obserwują teatr absurdu. Chciałoby się sądzić, że Joanna Kluzik-Rostkowska wie co robi i, odbywając tournée po najzajadlejszych antypisowskich mediach, i dzień po dniu, tuż przed wyborami, żaląc się a to Tomaszowi Lisowi, a to znów Agnieszce Kublik, że PiS zmierza do klęski, świadomie prowokowała usunięcie jej z partii (spytam retorycznie, co zrobiłby Donald Tusk z działaczem, który by prowadził taką „kampanię wyborczą”, kursując między „Gazetą Polską” a telewizją Trwam). Tymczasem, usunięta, wydaje się całkowicie zaskoczona obrotem spraw i pozbawiona pomysłu, co ze sobą zrobić.
Przeczy to oczywiście tezie Jarosława Kaczyńskiego, że posłanka działała w grupie spiskowców pragnących przejąć władzę nad partią, według jakiegoś planu, który na dodatek prezes przejrzał już rok temu. Jeśli od tak dawna wiedział o spisku, to dlaczego nie tylko jej nie usunął, ale jeszcze powierzył kierowanie kampanią prezydencką? A jeśli zrobił tak w ramach przemyślanej rozgrywki, to dlaczego teraz dał się nagle sprowokować do czystki w partyjnych szeregach w najgorszym możliwym momencie, tuż przed wyborami?