Chcemy prawdy o Smoleńsku – temu hasłu podporządkowało Prawo i Sprawiedliwość całą swoją działalność po tragedii z 10 kwietnia tego roku. – Jeżeli dzisiaj czegokolwiek w Polsce brakuje, jeśli mamy dzisiaj jakiś wielki deficyt w naszym życiu publicznym, to jest to deficyt prawdy – mówił w lecie, już po przegranej w wyborach prezydenckich Jarosław Kaczyński. A 10 listopada, siedem miesięcy po katastrofie smoleńskiej, szef PiS skandował wraz z tłumem na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie: "Żądamy prawdy!".
[srodtytul]Jedyny sprawiedliwy [/srodtytul]
Nie ulega wątpliwości, że brat zmarłego tragicznie prezydenta rzeczywiście chce pełnego wyjaśnienia katastrofy. Ale warto pamiętać, że to jedynie pół prawdy – jeśli chodzi o intencje szefa PiS. Druga jej połowa to projekt polityczny. Trudno dziś – z zewnątrz – ocenić, jak bardzo szczegółowo był zaplanowany i przygotowany, ale niewątpliwie istnieje i jest w praktyce realizowany. Bo ugrupowanie Kaczyńskiego – jak każda normalna partia polityczna – chce dojść do władzy i dziś instrumentem mającym to umożliwić jest odpowiednie przedstawienie wszystkich aspektów tragedii smoleńskiej.
Zwolennicy Prawa i Sprawiedliwości domagają się więc "prawdy o Smoleńsku" także dlatego, że ona – w ich mniemaniu – okazałaby się bardzo niewygodna dla Platformy. Wręcz mogłaby doprowadzić do dymisji gabinetu Donalda Tuska. Mówił zresztą o tym wprost we wrześniu Jarosław Kaczyński: "Tacy ludzie jak Donald Tusk, jak Bronisław Komorowski, jak Radosław Sikorski, jak Bogdan Klich, (...) jak Tomasz Arabski muszą zejść z polskiej sceny politycznej raz na zawsze".
Drugim – poza dojściem do prawdy – celem operacji pod kryptonimem "wyjaśnienie katastrofy smoleńskiej" jest więc niewątpliwie moralna i polityczna delegitymizacja Platformy Obywatelskiej. Aby osiągnąć ten cel PiS stosuje znane w polityce socjotechniczne chwyty, buduje narrację o zakłamującej śledztwo Platformie oraz jej spiskującym z Rosją rządzie. Ta narracja może być przesadna, może być bliska prawdzie – ale niewątpliwie jest świadomie prowadzona przez partię Kaczyńskiego. W swojej opowieści PiS jest jedynym sprawiedliwym, jedynym "depozytariuszem wartości narodowych" (to słowa Kaczyńskiego z listu do członków PiS), który musi dojść do władzy, aby można było w końcu wyjaśnić tajemnice smoleńskiej katastrofy.